**Dziennik osobisty**
Dziś rano dzwoniła moja teściowa, Danuta Pawłowska. Ledwo się powstrzymałam, by nie westchnąć głośno. Gdy ona dzwoni, zawsze oznacza to kłopoty. Zawsze.
Nie znoszę Danuty. Zresztą wzajemnie. I nie chodzi o to, iż jestem złą synową. Po prostu wyszłam za jej starszego syna, Krzysztofa, którego nigdy nie lubiła, więc automatycznie stałam się wrogiem.
Mam dla ciebie świetną wiadomość powiedziała z przekąsem. Moja teściowa, Wanda Stanisławówna, od dziś będzie mieszkać z wami. Czas odpracować tę niezasłużoną mieszkanie.
Odetchnęłam z ulgą. To wcale nie była zła wiadomość. zwykle teściowa wymyślała dla mnie znacznie gorsze rzeczy.
Na początku nie rozumiałam, dlaczego mnie tak nie cierpi, dopóki Krzysztof nie opowiedział mi swojej historii.
Był najstarszym z trojga dzieci Danuty. Urodziła go, będąc jeszcze panną, i wstydziła się jego obecności w swoim życiu. Mimo to udało jej się uwieść zamożnego wdowca, Henryka Nowaka, który ożenił się z nią, mimo iż miała już trzyletniego chłopca. W małżeństwie urodziło im się jeszcze dwoje dzieci chłopiec i dziewczynka.
Henryk był człowiekiem mądrym i przedsiębiorczym. Dorobił się jeszcze w latach 80., założył spółdzielnię, przetrwał burzliwe lata 90., a w latach 2000. jego interesy rozkwitły.
Dzieci traktował sprawiedliwie wszystkim kupował tyle samo zabawek, ubrań, jedzenia. Ale i pasem mógł sprawiedliwie obdzielić każdego, gdy było za co.
Danuta jednak robiła różnice. Między szturchańcami i uszczypnięciami często syczała do Krzysztofa:
Po co cię tylko urodziłam, czarniawy, cały po tym nieudaczniku ojcu. Jak wrona wśród gołębi.
Niewinny chłopiec nie rozumiał, co zawinił. Przecież to nie on błagał matkę o życie. A to właśnie dzięki niemu Danuta poznała Henryka.
Któregoś dnia Henryk zobaczył w parku zapłakanego chłopca po kolejnej awanturze z matką. Podszedł, żeby go pocieszyć. Tak poznał Danutę.
Jako mąż i ojciec był wspaniały. Żonę rozpieszczał, na dzieciach nie oszczędzał. Nigdy nie traktował Krzysztofa jak obcego. Ale młodsze rodzeństwo, podpuszczane przez matkę, ciągle próbowało mu przypominać, iż jest nikim.
Ty nam nie jesteś rodziną, nasz tata cię tylko żywi słyszał podczas kłótni.
Siostra, Agnieszka, i brat, Tomasz, ciągle podkreślali swoją wyższość.
Wiesz, czasem myślę, iż tylko ojczym traktuje mnie jak rodzinę wyznał mi Krzysztof na początku naszego małżeństwa.
Zrozumiałam wtedy, iż lepiej trzymać się od teściowej z daleka.
Pamiętam, jak skrzywiła się, gdy mnie poznała.
O, Boże, jaka narzeczona. Cóż innego można było się po tym durniu spodziewać? syknęła. Róbcie, co chcecie, ale u mnie nie macie wstępu.
I tak żyliśmy. Najpierw w kawalerce, potem w wynajmowanym mieszkaniu. Nie prosiliśmy o pomoc, nie nachodziliśmy. Może nie żyliśmy bogato, ale byliśmy wolni. Tylko Henryk nas odwiedzał, żartował, iż chce wnuki, bo brakuje mu dziecięcego śmiechu.
Rok po ślubie odszedł. Pogrzeb, stypa Krzysztof pogrążył się w żalu, jakby stracił ojca.
Gdy notariusz odczytał testament, cała rodzina zbladła. Agnieszka i Tomasz patrzyli na spóźnionego Krzysztofa z wściekłością.
A ten po co tu? syczeli.
Ale Krzysztof choćby na nich nie spojrzał. Został wezwany oficjalnie miał prawo tu być.
Notariusz odczytał dokument. Henryk zapisał żonie willę, a każdemu z dzieci, włącznie z Krzysztofem po dużym mieszkaniu. Gdy Agnieszka i Tomasz zrozumieli, iż dostali tyle samo co pasierb, wybuchła awantura.
Kim on w ogóle jest?! krzyczała Agnieszka, wskazując na Krzysztofa.
To obcy! Dlaczego dostał tyle samo?! wrzeszczała jak opętana.
Tomasz podszedł do notariusza i zapytał drwiąco:
Ile on ojcu zapłacił? Da się to podważyć?
Ale prawnik gwałtownie ich uciszył:
Darowizna jest nieodwołalna. Za pół roku odczytamy testament dotyczący firmy. Wtedy będzie można próbować kwestionować.
Cieszyliśmy się z własnego M. Teraz mogliśmy spełnić prośbę Henryka pomyśleć o dzieciach.
Krzysztofa bolały zaczepki rodzeństwa, ale przez 30 lat życia przywykł. Dziwiło go tylko milczenie matki.
A dziś wisienka na torcie teściowa zażądała, byśmy przygarnęli jej teściową, Wandę.
Krzysztof natychmiast zadzwonił do matki.
Zabierz ją stąd! wrzeszczała Danuta. Całe życie ją znosiłam, a teraz mam jej pieluchy zmieniać?
Zrobiło mu się żal staruszki. Wanda tyle wniosła do ich życia, opiekowała się wnukami, a teraz, po wylewie, stała się niepotrzebna.
Bez słowa pojechał po nią. Ja w tym czasie sprzątałam mieszkanie, by zrobić miejsce dla jej wózka inwalidzkiego.
Tak Wanda zamieszkała z nami, a na mnie spadł obowiązek opieki. Choć w niektórych sprawach była bezradna jak dziecko.
Dwa dni później zadzwonił Tomasz. Bez wstępów rzucił:
Ojciec dał ci mieszkanie, to teraz się nią zajmij. Na Agnieszkę nie licz, ona się na staruchę nie pisze.
Zrozumieliśmy, iż nie ma co liczyć na pomoc rodziny. Ale Wanda nam nie ciążyła. Była pogodna, choćby zabawna. Choć bolało ją, iż rodz