Chrzty na koloniach letnich są wciąż popularne
"Kilka dni temu w waszym serwisie przeczytałam wstrząsający tekst o tym, jak dziecko wróciło z traumą z kolonii, bo zostało zmuszone do chrztu kolonijnego. Zdecydowałam się również napisać, jako matka dziewczynki z podobną historią" – rozpoczyna swoją wiadomość nasza czytelniczka, mama 9-letniej Zosi.
"Córka ma 9 lat i w tym roku pierwszy raz zdecydowaliśmy, iż pojedzie na kolonie organizowane przez dzielnicę naszego miasta. Zebrała się grupa kilku dziewczynek znających się ze szkoły i podwórka, więc stwierdziłam, ze jeżeli Zosia jedzie z koleżankami, to ma wsparcie i nie powinno być problemów np. z tęsknotą czy samodzielnością córki".
Tarzanie w piachu i szklanka soku do wypicia
Kobieta opisuje, jak wyglądały pierwsze dni córki na koloniach: "Dziewczynki pojechały zaraz na początku lipca i dosłownie po 2 dniach odebrałam telefon od zapłakanej córki. Zosia opowiedziała mi, iż zmuszono ją do udziału w durnej zabawie, którą jest tzw. chrzest. Muszą go przejść wszyscy, którzy są na koloniach pierwszy raz. To taki sposób na stanie się pełnoprawnym obozowiczem, który polega na wyzwaniach dla nowicjuszów na koloniach.
Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, iż dzieci, które odmówiły wzięcia udziału w wyzwaniu, i tak musiały wykonać zadania pod groźbą wypisania z wyjazdu i natychmiastowego powrotu do domu. Przecież żaden kilkulatek nie pokaże w takiej sytuacji po sobie, iż się boi i woli wrócić do mamy niż np. dać sobie rozbić na głowie jajko.
Zosia dławiącym od płaczu głosem opowiedziała, iż musiała się przebrać w kostium kąpielowy, a starsze dzieci zaciągnęły ją na plażę (kolonie realizowane są w Ustce). Tam oblano ją wodą z wiaderek, a następnie zażądano wytarzania się w piachu. Córka na koniec musiała na jeden raz wypić szklankę soku z cytryny, po czym chrzest uznawano za zakończony".
Dzieci wrócą z traumą
Mama dziewczynki opowiedziała, iż córka przezwyciężyła strach, ale po fakcie bardzo przeżyła chrzest: "Zosia przeszła przez wszystkie zadania, które same w sobie być może wydają się niegroźne. jeżeli jednak robi się je pod presją otoczenia, wśród śmiechu i obrzydliwych żartów, chrzest może doprowadzić do jakiegoś załamania. Tak było w przypadku mojej córki: przez 30 minut przez telefon histerycznie płakała i prosiła, żeby zabrać ją z kolonii.
Dopiero po dłuższym czasie udało mi się ją uspokoić i postarać się porozmawiać z nią o tym, iż jak chce, to ją odbiorę, ale może szkoda wyjazdu i wrócimy do tematu np. jutro. Po zakończeniu z nią rozmowy jestem jednak tak bardzo wściekła. Jak można zmuszać dzieci do wykonywania jakichś zadań, których nie chcą robić i które uderzają w ich godność albo sprawiają, iż po prostu czują się źle?
Przecież to nękanie, przemoc, wyszydzanie... Sama nie wiem, jak to określić. Mam zamiar zgłosić sprawę na policję i do organów, którym podlegają organizatorzy kolonii. Uważam, iż to dobry krok, bo jeżeli takich dzieci jest więcej, to mogą po tych koloniach skończyć z traumami" – kończy swój list wściekła mama 9-latki.