Cieszę się, iż nie zdecydowałam się na dzieci – mam 70 lat i wcale tego nie żałuję.

newsempire24.com 1 dzień temu

Przez lata myślałam, iż decyzja o nieposiadaniu dzieci była jedną z lepszych w moim życiu. Mam na imię Kazimiera Kowalska i mieszkam w Zamościu, gdzie stare kamienice otulają ulice swoją historią. Niedawno czekałam na wizytę u dermatologa w szpitalu, siedząc cierpliwie w poczekalni. Obok mnie przysiadła kobieta – elegancka, z ciepłym uśmiechem. Zaczęłyśmy rozmowę, nie spodziewając się, jak ta chwila wpłynie na nasze życie. Okazała się nie tylko ciekawym rozmówcą, ale i osobą, której historia przyniosła wiele refleksji na temat życiowych wyborów.

Już na pierwszy rzut oka zauważyłam jej styl: zadbane dłonie, schludna fryzura, ubranie jakby szyte na miarę. Wyglądała na nie więcej niż pięćdziesiąt lat. Jednak w trakcie rozmowy wspomniała, iż jest po siedemdziesiątce. Byłam zaskoczona – żadnych zmarszczek, w jej oczach widoczna była pełnia życia. Była pełna energii, nie jak jej rówieśnice pogrążone w zgryzotach lat. Lśniła, a ja nie mogłam oderwać od niej wzroku.

Opowiedziała mi swoje życie – szczerze i otwarcie. Dwukrotnie mężatka, w tej chwili sama. Z pierwszym mężem, Januszem, rozstali się wcześnie. Przyczyna była prosta i brutalna: ona nie chciała dzieci. Wiedział o tym od początku – marzyła o małżeństwie bez pieluch i wózków. Ale po trzydziestce zaczął naciskać: „Pełna rodzina to dzieci, najwyższy czas pomyśleć”. Jej dusza milczała, instynkt macierzyński się nie uaktywnił. Trwała przy swoim, niczym skała: rodzić wbrew sobie to zdrada samej siebie. Rozmawiali szczerze, jednak ich drogi się rozeszły – rozwód był łatwiejszy niż kłamstwo.

Jej drugi mąż to Stanisław – rozwiedziony z córką z poprzedniego małżeństwa. Nie chciał mieć więcej dzieci, co ich zbliżyło. Żyli w harmonii, nie dotykając tematu potomstwa. Stanisław cieszył się, iż podzielała jego poglądy. Los jednak zdecydował inaczej: zginął w wypadku samochodowym. Została sama, ale samotność jej nie złamała – stała się dla niej wolnością. „Jestem szczęśliwa”, powiedziała, patrząc mi w oczy. „Nie muszę się do nikogo dopasowywać, żyję dla siebie”. W jej głosie nie było żalu, tylko siła i spokój.

Opowiedziała o przyjaciółkach, które całe życie liczyły na dzieci. Teraz tylko wzdychają: synowie i córki rozpierzchli się, zostawiając rodziców w pustce. „Dzieci nie potrzebują nas, gdy starzejemy się”, mówiła. „Widziałam to, dlatego nie chciałam rodzić. Nigdy choćby o tym nie marzyłam”. Jej życie jest pełne: podróże, lektury, poranne spacery po parku. Brak dzieci nie jest dla niej stratą, ale siłą napędową.

„A co ze szklanką wody na starość?” – zapytałam, przypominając sobie stary aforyzm. Roześmiała się: „Nie umrę ani z pragnienia, ani z choroby. Podczas gdy znajomi wszystko przeznaczali na dzieci, ja oszczędzałam. Teraz mam wystarczające środki, by wynająć opiekunkę do końca życia”. Jej słowa były wyzwaniem – nie wobec społeczeństwa, a lęku, iż życie bez dzieci traci sens. Udowodniła coś innego: w wieku 70 lat kwitnie, cieszy się każdym dniem, a nie oczekuje na wdzięczność innych.

Patrzyłam na nią, myśląc: jak często sami się ograniczamy, bojąc się oceny? Ona wybrała swoją drogę – bez dziecięcych głosów w domu, bez pieluch i nieprzespanych nocy, co dało jej wolność. Jej historia to zwierciadło: widziałam w niej kobietę, która nie ugięła się pod ciężarem „powinności”. Pierwszy mąż odszedł, drugi zginął, ale ona pozostała niezłomna – zbudowała życie, w którym było jej dobrze samej. Przyjaciółki narzekają na obojętność dzieci, a ona pije poranną kawę w ciszy i wita nowy dzień z uśmiechem.

Teraz zadaję sobie pytanie: a może ona ma rację? Jej słowa poruszyły mnie do głębi. Widziałam, jak moi znajomi starzeją się w samotności, umimo posiadania dzieci, jak ich nadzieje zawodzą, gdy dorosłe dzieci zapominają zadzwonić. A ona – w wieku 70 lat – nie oczekuje pomocy, nie żyje przeszłością, nie tęskni za tym, czego nie było. Jest wolna niczym wietrzna nad Wisłą i szczęśliwa, jak nikt z tych, których znam.

Co o tym sądzisz? Zgadzasz się z jej wyborem? Jej życie to wyzwanie dla stereotypów, dowód na to, iż szczęście to nie dzieci, ale słuchanie siebie. Opuszczałam szpital z jej uśmiechem w pamięci i myślą: czy i mi czas przestać bać się swoich pragnień? Ona nie żałuje niczego, co skłania mnie do przemyślenia wszystkiego, w co wierzyłam.

Idź do oryginalnego materiału