Co to za sprawa z tą Zofią? Po co ci żona, która właśnie urodziła, zamieniła się w taką puchatą kulę? Teraz chodzi jak balon i myślisz, iż schudnie? Czekaj, bo tylko pogorszy się sytuacja!
Ale ona jest spokojna, a ja w ogóle lubię, iż przybrała na kształcie. Kiedyś była szczupla jak patyk, a teraz ma krągłości!
Mówiłem o żonie, uśmiechając się, kiedy przyjaciel Andrzej przybił mnie w ramię.
Hej, nie daj się ponieść, rozumiesz? Kogo to obchodzi, co ci się podoba. Pójdziecie razem na sylwestrową imprezę w firmie i nie będziesz w stanie patrzeć kumplom w oczy. Jesteś wysoki, przystojny, w pannie młodej wiek to tylko liczba, a my, faceci, jesteśmy panami w każdym wieku!
Zgubiłem głowę, bo myśląca się wcale nie była. Zastanawiałem się, czy nie siedzę zbyt długo w tym małżeństwie. Kiedyś byłem kawalerem z wieloma damami, aż Zofia mnie przeistoczyła. Spokojna, piękna, troskliwa, a do tego gotuje tak, iż nie można odłożyć talerza. Przytyłem w tym czasie dziesięć kilogramów i właśnie mieliśmy dziecko.
Trzeba regularnie wymieniać żonę, jak stare opony! ryczał Andrzej, łamiąc się ze śmiechu. Rozwiodłem swoją i teraz chodzę z Leną. Młodą, zgrabną. jeżeli coś nie wyjdzie, zamienię ją na kolejną!
Po tej rozmowie zacząłem się wciągać w słowa przyjaciela. Andrzej podmuchnął mnie, a ja nagle przyjąłem te myśli za własne. Może naprawdę przylegałem do tego małżeństwa za długo?
Zofio, ty przybrałaś
Zanim zdążyłem dokończyć, żona, trzymając w ramionach śpiące maleństwo, otworzyła szeroko oczy.
I co z tego? Panie Boże, przybrałam pięć kilogramów czy to jakaś tragedia? Ja noszę dziecko, nie śpię, pracuję z domu. Całe gospodarstwo leży po mojej stronie: opieka nad maluchem, praca, rachunki, płacenie za media, zakupy, gotowanie! A ty chcesz mnie dręczyć z powodu kilku kilogramów?!
To wydało się jak wybuch w mojej duszy. Czułam, iż nie doceniasz mojego trudu. Gdybym odeszła, zostaniesz sam z tymi problemami i utkniesz w nich.
Po co ciągle tykasz kilogramy? Przyniosłam na świat całego człowieka, a ty rozgadzasz się o wagę!
Zofcia powąchała i poszła do pokoju dziecięcego z maleństwem w ramionach. Ja siedziałem w krześle, myśląc, iż gdybym miał inną żonę, nie krzyczałaby tak.
Z każdym dniem coraz głębiej wdzierały się w moją głowę słowa Andrzeja. Coraz bardziej przekonywało mnie, iż ma rację. Nie zostawię dziecka pomogę ale plan awaryjny nigdy nie zaszkodzi.
Patrz, jak Łucja z drugiego działu na ciebie patrzy! Pożera cię spojrzeniami! Jest wolna, sprawdziłem. Piękna, sportowa. Wygląda jak obraz! Obok niej twoja Zofia nie ma szans! rzucił Andrzej, podchodząc do stołu.
I rzeczywiście, Łucja stała przy dystrybutorze wody. Młoda, atrakcyjna, co chwilę zerkała na kolegów. Nie dostrzegłem w niej tego ognia w oczach, o którym mówił Andrzej, ale on miał większe doświadczenie.
Kiedy wrócisz do domu, czeka cię taka kobieta! Wyobraź sobie: szpilki, bielizna, wszystko po to, by facet był szczęśliwy! A ty? Pewnie w szlafroku z plamami po smogu maluszka! Starzejesz się, a znajdziesz już trudniej dziewczynę.
Andrzej poklepał mnie po ramieniu i wrócił do swojego działu, rzucając kilka niecenzuralnych żartów w stronę Łucji. Czułem ukłucie zazdrości. On zawsze potrafił nawiązać rozmowę z kobietą, a potem dzień później chwalił się nowym numerem czy zdjęciami z udanego wieczoru.
Poszedłem do mamy, by opowiedzieć jej, iż żona już nie pasuje mi tak, jak kiedyś. Lilia Nikitowna, zawsze po mojej stronie, tym razem nie wsparła mnie.
Ty mały łobuzie, twoja żona dała ci dziecko, pracuje, prowadzi dom, jest piękna a ty podnosisz nos! Wy, faceci, jesteście wszyscy tacy samotni, patrzycie na las jak wilki. A potem kończycie starzy i sami, wyjąc na księżyc!
Jej słowa przelatywały obok uszu, a ja wciąż łapałem wzrok Łucji w biurze, licząc, iż przyjaciel miał rację. Czas mijał nie dostaniesz już takiej dziewczyny później, nie trzeba wróżyc, by to zobaczyć. Pewnego dnia wróciłem do domu tak roztrzęsiony, iż nie myślałem o niczym poza słowami Andrzeja.
Usiadłem naprzeciw żony, która kołysała niemowlę po kolejnej bezsenniej nocy. Cienie pod oczami, skóra nie tak jędrna jak dawniej, brak sportowej sylwetki. Zrozumiałem, iż ją kocham, ale przerażało mnie, iż mogę przegapić wszystkie męskie szanse.
Zofio, myślę, iż powinniśmy się rozstać. Po porodzie się zmieniłaś. Zdałem sobie sprawę z wielu rzeczy i może naprawdę nadszedł czas.
Słowa były niejasne, wykręcałem je, jakbyś był ofiarą oszustwa telefonicznego i wstydziłeś się patrzeć w oczy, gdy ktoś o to pytał.
Na początku Zofia nie odpowiedziała. Spojrzała w moje oczy, w nich jedynie zmęczenie nie gniew, nie rozczarowanie. Położyła dziecko do łóżeczka, spakowała dwa walizki, wzięła malucha i ruszyła w korytarz. Do tej chwili nie mówiła nic, a teraz jasno dała do zrozumienia, co zamierza.
Chciałem krzyczeć, zatrzymać ją, uklęknąć i przeprosić. ale wyobrażenie, iż będę przed przyjacielem opowiadał, jak się upokorzyłem, pozbawiło mnie tych impulsów.
Wiesz co, Fedorze może powinieneś na jakiś czas zamieszkać sam bez mnie, bez naszego syna. Kiedy miałeś wypadek i leżałeś w łóżku, pielęgnowałam cię przez cały rok. Pracowałam, opróżniałam twoje koszyki, kazałam ci ćwiczyć, szukałam najlepszych lekarzy, brałam pożyczki i spłacałam je. Nie mówiłam wtedy słowa o rozwodzie, nie sugerowałam, iż coś jest nie tak. A ty wyrzuciłeś mnie z dzieckiem w ramionach za pięć chorych kilogramów.
Zofia odwróciła się i odeszła, nie czekając, aż zrozumiem, co się dzieje w mojej głowie. Stałem w drzwiach, słysząc, jak jej kroki znikają, i czułem jedynie przytłaczający ból nieodwracalnego błędu.
Następnego dnia poszedłem do pracy bez ochoty na cokolwiek. Wszystko mi się wymykało. Andrzej przeskakiwał mnie, gratulując, łapiąc za rękę jak dzieci na podwórku.
No to już po wszystkim ruszaj łapać Łucję. Co za piękność inaczej ją odciągnę.
Śmiał się Andrzej, ale ja nie podzielałem jego radości. Spojrzałem w górę i Senya wydawał się rozumieć, co się dzieje.
Posłuchaj, Senya. Byłem idiotą, wierząc ci w słowa. Miałem żonę, o której każdy facet by zazdrościł! Mam syna, dobrą rodzinę! Nie potrzebuję twoich młodych lalek!
Mówisz jak zdominowany mąż, nie jak prawdziwy facet!
A facet w twojej książce to ten, co porzuca żonę i własne dziecko? Albo ten, co nie potrafi trzymać się przy stole i przeskakuje od dziewczyny do dziewczyny? Czy facet to ktoś, kto nie potrafi być wierny i ucieka, jak straszak, przy pierwszym szelestu sukni?
Andrzej wziął się do bicia za to, jak potraktowałem jego radę, i za to, iż wbił mi w serce te słowa. Nasza przyjaźń wybuchła. Postanowiłem, iż jeżeli nic się nie zmieni, nie będę już z nim przyjacielem. Z takim najlepszym przyjacielem nie potrzebujesz wrogów.
Tego samego dnia podszedłem do Zofii z ogromnym bukietem kwiatów. ukląkłem i błagałem o wybaczenie, szczerze przyznając, iż dałem się zwieść opowieściom przyjaciela. Obwiniłem siebie i błagałem o przebaczenie. Zofia wybaczyła, wróciliśmy do naszego mieszkania i zaczęliśmy żyć w zgodzie. Wydawało mi się, iż kocham ją bardziej niż kiedykolwiek. Nie widziałem jej już jako pakietu do małżeństwa.
Dla mnie Zofia stała się najpiękniejszą, najcenniejszą osobą. Do cholery z kilogramami, z zmęczeniem. Fedor zaczął aktywnie pomagać żonie, przejmując większą część obowiązków przy dziecku. Siedział z maluchem, wstawał w nocy, przytulał go do snu. Przejął pranie i gotowanie, kiedy było potrzebne. W międzyczasie żona rozkwitła zapisała się na siłownię.
Krok po kroku ich związek wrócił na adekwatne tory. Fedor obiecał sobie, iż nigdy więcej nie popełni takiego błędu. Dla niego cała sytuacja stała się istotną lekcją: zawsze trzeba słuchać własnej głowy.













