Co wy najlepszego wyprawiacie? Mam dość tego cyrku każdego ranka w szatni

mamadu.pl 1 rok temu
Zdjęcie: Skupiając się na własnym dziecku, zapominają, że ze szkoły korzystają także inne dzieci. Fot. 123rf.com


Początek roku szkolnego wzbudza wiele emocji, ale czy rodzice pierwszaków nieco nie przesadzają? Nasza czytelniczka zauważyła, iż ich nadopiekuńczość utrudnia życie innym. Zaznacza także, iż nie niesie to za sobą nic dobrego. Edyta apeluje do rodziców, którym ciężko rozstać się z dzieckiem w szatni.


"Drodzy rodzice pierwszaków,

Błagam, opanujcie się! To, co dzieje się od ponad tygodnia w szkolnej szatni, to jakaś kpina. Moje dziecko rano musi się przepychać przez tłum dorosłych, którzy zajmują cały szkolny hol. Narzeka, iż choć przeprasza i prosi o przesunięcie się, to nikt jej nie słyszy. Tak jest głośno. Córka jest drobna i z wielkim plecakiem, i ciężko jej dopchać się do szatni.

Nie mogłam uwierzyć


Gdy poszłam odprowadzić prawie 10-letnią córkę (zazwyczaj już tego nie robię na jej prośbę), zobaczyłam coś, co nie mieści się mi w głowie. Tłum rodziców stoi w drzwiach do szatni i czeka, aż dziecko zmieni buty, a pani zbierze całą klasę i pójdą razem do sali. I tak stoją i czekają, by jeszcze raz pomachać swojemu 'maleństwu'. Czasem to trwa ze 20 minut!

W naszej szkole jest siedem klas pierwszych, a w każdej z nich ponad 20 uczniów. Nie trzeba być orłem z matematyki, by wyliczyć, jaka masa ludzka stoi pod szatnią tylko po to, by jeszcze raz rzucić okiem na dziecko.

One tego nie potrzebują


Najwyższy czas odciąć pępowinkę i pogodzić się z tym, iż dziecko nie jest już maluszkiem. Zapewniam was, iż wasza pociecha wcale tego nie potrzebuje. Córka szła do pierwszej klasy dwa lata temu. W tym czasie jeszcze obowiązywały obostrzenia covidowe. Po pierwszym dniu takich tłumów dyrektor kategorycznie zakazał rano rodzicom wstępu do placówki.

Okazało się, iż można się z powodzeniem pożegnać przed budynkiem szkoły. Że dziecko samo bez problemu trafi do swojej szatni i szafki, zmieni buty i odnajdzie panią. I wiecie co? Nikt nie płakał i nie rozpaczał, iż mama mu nie pomachała raz jeszcze. Panie wychwalały, iż świetnie dzieciaki dają sobie radę.

Bez tego całego niańczenia również szybciej zaczęły radzić sobie z innymi sprawami, które trzeba było załatwić. Nieraz pośredniczyły, zanosząc rzeczy do wychowawczyni, sekretariatu, świetlicy, czy biblioteki.

Te ckliwe pożegnania, machanie niemalże białą chusteczką, ten cały cyrk, który odstawiacie, nie jest dzieciom absolutnie potrzebny. One już zaczęły nowy etap w swoim życiu. Teraz wasza kolej, by odpuścić (i przy okazji przestać utrudniać życie innym)".

Idź do oryginalnego materiału