Nastolatka niezadowolona z wakacji
"Mam 12-letnią córkę, która w tym roku pojechała pierwszy raz na samodzielne wakacje: bez rodziców, dziadków czy rodzeństwa. Wybrała się na obóz zorganizowany przez jej szkołę, na który pojechało też wiele jej koleżanek z klasy i podwórka. Jesteśmy z niewielkiej miejscowości pod Poznaniem, a obóz jest w górach, więc to ok. 400 km w jedną stronę" – rozpoczyna list nasza czytelniczka Joanna, mam 12-letniej dziewczynki.
"Tego samego dnia, którego córka pojechała, już wieczorem dzwoniła zapłakana, iż nic nie jest tak, jak powinno – iż nie pasuje jej pokój, towarzystwo, opiekunowie, a choćby rodzaje atrakcji i aktywności, które są zaplanowane. Z płaczem zażądała, żebyśmy z mężem przyjechali po nią, najlepiej już kolejnego dnia i zabrali ją z obozu".
"Natychmiast przyjedźcie!"
Joanna jest zdania, iż córka potrzebuje czasu, żeby przestawić się z domowego trybu na obozowy: "Uważam, iż córka nieco przesadza. To dopiero początek wyjazdu, dzieciom potrzebny jest czas na zaaklimatyzowanie się, poznanie i integrację. Sama jeździłam w jej wieku na kolonie i przez cały czas pamiętam, ze pierwsze dni były różne, szczególnie dla tych, którzy jechali pierwszy raz na takie wakacje.
Kiedy już wszyscy 'wkręcili się' rzadko kiedy ktoś w połowie wyjazdu wracał, płakał i tęsknił za domem. Teraz uważam, iż sytuacja z córką jest podobna – to nie są już małe 8-letnie dziewczynki, które nie są emocjonalnie gotowe na tydzień rozłąki z rodzicami, tylko nastolatki, które powinny uczyć się samodzielności.
Mój mąż jest zdania, iż po córkę należy pojechać, bo wszystko jest nie tak, jak być powinno. Martwi się o nią i jeszcze tego samego wieczoru kiedy zadzwoniła, chciał wsiadać w samochód i pokonać trasę ponad 800 km. Nie rozumie, iż warto spojrzeć na sytuację na chłodno i dać córce szansę na zaaklimatyzowanie się na obozie".
Wyrodna matka?
Nasza czytelniczka uważa, iż mąż i córka za gwałtownie reagują na sytuację: "Nie pozwoliłam mu od razu jechać po 12-latkę, tylko poprosiłam, żeby nie spełniał natychmiast jej wszystkich żądań i wstrzymał się ok. 2 dni. jeżeli po tym czasie przez cały czas będzie kiepsko, pojedziemy po nią, ale wcześniej trzeba dziecku dać szansę na poradzenie sobie samodzielnie z nową sytuacją.
Poza tym uważam, iż trasa 400 km w jedną stronę i później z powrotem to nie jest pikuś i trochę szkoda wydawać tyle pieniędzy na marne (plus jeszcze stracone koszty za obóz). Mąż, kiedy usłyszał moją argumentację, powiedział, iż jestem nieczułą wyrodną matką, która rzuca córkę na głęboką wodę i zostawia ją samą sobie. Po jego słowach zrobiło mi się przykro, ale jestem zdania, iż dziecko w wieku 12 lat powinno uczyć się takiej samodzielności" – kończy swój list strapiona mama nastolatki.