Moja córka ma już ponad trzydzieści lat, a przez cały czas żyje jak nastolatka. To już nie jest smutne, to jest po prostu męczące — westchnęła Krystyna, moja dawna koleżanka z pracy, kiedy spotkałyśmy się na kawie w starej księgowości, gdzie kiedyś razem pracowałyśmy.
— Nie wiem już, co robić z Martą. Trzydzieści dwa lata, a zachowuje się jak osiemnastolatka. Ani pracy, ani męża, ani planów na przyszłość. Jej najlepszy przyjaciel to telefon, a wieczory spędza tylko na imprezach z koleżankami. Już nie daję jej pieniędzy „na zabawę”, ale oczywiście kupuję jedzenie i płacę czynsz — co mam zrobić?
Słuchałam i słowa Krystyny bolały mnie coraz bardziej. Jest po sześćdziesiątce. Całe życie harowała — w młodości i teraz, kiedy mogłaby już spokojnie żyć na emeryturze. Ale nie, bo musi utrzymywać nie tylko siebie, ale także dorosłą córkę, która nie zamierza dorosnąć.
— Mówię jej: znajdź choćby jakąś dorywczą pracę! A ona na to: „Mamo, całe życie patrzyłam, jak ty harujesz za grosze na kilku etatach i nie chcę tak żyć”. Raz na jakiś czas tylko zagonię ją do opieki nad dzieckiem sąsiadki — to cała jej „kariera zawodowa”. Na więcej się nie zgadza.
Marta miała szansę. Czerwony dyplom, świetne wyniki na studiach. Jest inteligentna, w młodości chłopaki się za nią uganiali. Mogłaby cieszyć się życiem. Ale gdy przyszedł czas na karierę, uznała, iż zaczynanie „od dołu” to upokorzenie. Chciała od razu wysokiego stanowiska i dużej pensji. Tyle iż takie oferty nie spadają z nieba — zwłaszcza bez doświadczenia.
— Już nie oczekuję, żeby była jakąś gwiazdą — ciągnęła Krystyna. — Niech będzie po prostu normalną dorosłą kobietą! Ale ona chyba wciąż czeka, iż przyjedzie po nią czarna limuzyna i zabierze ją w bajkowe życie. Bogaty mąż, willa, wakacje na Malediwach — oto jej plan. A rzeczywistość ją nie interesuje. Gdy próbuję ją poznać z porządnymi chłopakami — odmawia. Wszyscy „nie tacy”: jeden za biedny, drugi „mało inteligentny”. A ona sama niby czym się wyróżnia?
Słucham i widzę, jak bardzo jest zmęczona. To nie są zwykłe narzekania. To krzyk rozpaczy. Nie wie, jak dotrzeć do dorosłej kobiety, która utknęła w mentalności nastolatki. Marzenia są dobre. Ale gdy stają się wymówką, by nic nie robić — to już problem.
— Wiesz — dodała cicho Krystyna — ma dobre serce. Ale w głowie… jakby się zatrzymała w czasie. Boi się wejść w dorosłe życie. A ja nie będę wieczna. Co się stanie, gdy mnie zabraknie?
Milczałam. W głowie kołatały mi się setki myśli. Skąd biorą się takie historie? Krystyna dała Marcie wszystko — wykształcenie, wsparcie, dom. A jednak coś poszło nie tak. Może za bardzo ją chroniła? Może Marta boi się odpowiedzialności? A może odrzuca wszystko, czego życie nie przyozdobiło w złote ramy?
— Zaczęłam się choćby zastanawiać — szepnęła Krystyna — czy to nie moja wina? Może zbyt wiele za nią decydowałam? A teraz już za późno na zmiany?
Nie potrafiłam powiedzieć, iż to jej wina. Bo takich historii jest wiele. Znam ludzi, którzy dorastali w biedzie, a osiągnęli sukces. I znam takich jak Marta — zdolnych, ale zagubionych. Czasem oczekiwania rodziców łamią dzieci. Czasem paraliżuje strach przed porażką. A czasem to po prostu lenistwo ukryte pod płaszczykiem „poszukiwania swojej drogi”.
Ale jedno wiem na pewno: Krystyna na to nie zasłużyła. Dała z siebie wszystko. Teraz chce tylko jednego — by jej córka wreszcie dorosła, stała się samodzielna i wdzięczna.
Niestety, nasze dzieci nie zawsze stają się tymi, którymi chcielibyśmy je widzieć. Ale może ta historia jeszcze się odwróci? Tylko jeżeli Marta w końcu zrozumie, iż czas nie jest nieskończony. Że matka nie będzie wieczna. Że życie nie czeka na tych, którzy czekają na cud, sami nie robiąc nic.