Wiera nerwowo krążyła po swoim niewielkim mieszkaniu w Poznaniu, ściskając telefon, na którym znów pojawiło się powiadomienie o zaległej płatności za kredyt. Serce ściskał jej niepokój – jak wyżywić rodzinę, skoro córka z zięciem ciążyli na jej barkach? Wszystko zaczęło się, gdy starsza córka, 19-letnia Ola, oznajmiła, iż spodziewa się dziecka i zamierza wyjść za mąż.
Wiera pracowała wcześniej z koleżanką, Martą, kobietą mądrą i wrażliwą. Marta samotnie wychowywała dwie córki: Olę, która miała 19 lat, i 10-letnią Zosię. Do niedawna Marta nie narzekała na dzieci. Ola pilnie uczyła się na uniwersytecie, Zosia błyszczała w szkole. Obie były grzeczne, przykładne, a Marta była z nich dumna, mimo trudów samotnego życia.
Ale na drugim roku Ola poznała Jego – swoją pierwszą miłość, Krzysztofa. Chłopak był z innego miasta, ale Marta, poznawszy go, zaakceptowała wybór córki. Krzysztof wydawał się dobry, szczery, nie byle jakim cwaniakiem. niedługo zakochana para postanowiła zamieszkać razem. Żeby nie wydawać pieniędzy na wynajem, wprowadzili się do Marty. Ta była przeciwna takiemu pośpiechowi – córka miała dopiero 19 lat, powinna skończyć studia, stanąć na nogi. Ale wyboru nie było.
Marta mieszkała w trzypokojowym mieszkaniu, ale pokoje były malutkie, i tak było ciasno. Pojawienie się Krzysztofa, potencjalnego zięcia, tylko pogorszyło sprawę. Marta się pogodziła z sytuacją, ale niedługo poznała powód ich pośpiechu: Ola wyznała, iż jest w ciąży i razem z Krzysztofem chcą się pobrać. Marta poczuła, jak ziemia usuwa się jej spod nóg. Córka, ledwo rozpoczynająca dorosłe życie, już zamierzała zostać matką.
Krzysztof nie pracował. Uczył się, tak jak Ola, na dziennym, i ani on, ani córka nie myśleli o przeniesieniu się na zaoczne. Ale ślub zaplanowali wystawny, jakby byli bohaterami hollywoodzkiego filmu. Wybrali jedną z najdroższych restauracji w Poznaniu, zaprosili tłum gości, a Ola zamówiła suknię od projektanta, jakby szykowała się na wybieg. Marta próbowała protestować, tłumaczyć, iż nie ma takich pieniędzy, ale Ola, chwytając się za brzuch, zaczynała płakać:
— Mamo, co, żałujesz dla swojego wnuka?
Marta, zaciśnięte zęby, zapłaciła za wszystko. Wzięła pieniądze z oszczędności, które odkładała na czarną godzinę, a choćby wzięła nowy kredyt. Miała nadzieję, iż po ślubie młodzi wezmą się w garść, znajdą pracę, zaczną samodzielne życie. Ale jej nadzieje rozwiały się jak domek z kart. Ola i Krzysztof przez cały czas mieszkali u niej, nie mając zamiaru szukać dodatkowych zajęć.
Rodzice Krzysztofa podarowali młodym na ślub używany samochód. Teraz para jeździła po mieście, jakby byli na wakacjach, a paliwo płacili ci sami rodzice pana młodego, wiedząc, iż syn nie ma grosza przy duszy. Ale wszystkie inne wydatki – jedzenie, rachunki, ubrania – spadły na barki Marty. Młodzi choćby nie wiedzieli, ile kosztuje bochenek chleba. Gdy Marta próbowała poruszyć temat rachunków, Ola przewracała oczami:
— Mamo, my się przecież uczymy, jakie pieniądze?
Ola nie chciała oszczędzać na niczym. Pokazała matce katalog z wózkiem i łóżeczkiem – najbardziej modnymi i drogimi modelami. Marta, z przeciętną pensją, tylko westchnęła.
— Ola, nie mam takich pieniędzy! Mam przecież kredyt za twoje studia, Zosię trzeba wychować!
— Poważnie? – wybuchnęła córka. – Przyszła babcia, a skąpi wnukowi?
Marta czuła, jak krew w niej wrze. Oni sami postanowili mieć dziecko, a utrzymywać je miała ona? Ona jedna ciągnęła całą rodzinę, pracowała do upadłego, a pieniędzy ledwo starczało. Kredyt za studia Oli wisiał nad nią jak miecz Damoklesa, młodsza Zosia potrzebowała opieki, a młodzi zachowywali się, jakby żyli w bajce.
Pewnego dnia Marta nie wytrzymała. Wróciła z pracy, gdzie znowu zwymyślano ją za spóźnienie – zatrzymała się po zakupy dla całej rodziny. W domu zastała widok: Ola z Krzysztofem, śmiejąc się, przeglądali katalog z artykułami dla dzieci, wybierając kołyskę za połowę jej pensji. Zosia siedziała w kącie, cicho rysując, a w kuchni piętrzył się stos brudnych naczyń.
— Co, ja jeszcze mam za wami zmywać? – warknęła Marta, rzucając torby na podłogę.
— Mamo, no co ty? – zdziwiła się Ola. – Jesteśmy zajęci, dziecko się przecież zbliża!
— Dziecko się zbliża, a ja mam za was płacić? – Marta zadrżała ze złości. – Koniec! Albo zaczynacie pracować, albo szukacie gdzie indziej mieszkania!
Ola wybuchnęła płaczem, Krzysztof zbladł, ale Marta była nieugięta. Dała im miesiąc, żeby znaleźli jakąkolwiek pracę dorywczą.
— jeżeli nie dacie rady – pojedziecie do rodziców Krzysztofa. Niech oni was utrzymują – oświadczyła stanowczo.
Ola z Krzysztofem próbowali ją przekonać, ale Marta nie ulegała już łzom. Kochała córkę, ale rozumiała – jeżeli nie postawi granic, oni zrujnują jej życie. Zosia, widząc zmartwienia matki, pewnego dnia przytuliła ją i szepnęła:
— Mamo, ja nigdy tak nie zrobię.
Marta uśmiechnęła się przez łzy. Dla młodszej córki była gotowa walczyć. A Ola z Krzysztofem? Czekała ich surowa rzeczywistość, i Marta nie zamierzała już być ich kołem ratunkowym.