"Córka została w szkole wyśmiana. Myślałam, iż kult sklepików minął"

mamadu.pl 1 rok temu
Zdjęcie: Pierwsza klasa stała się koszmarem, przez zawartość śniadaniówki. Fot. 123rf.com


Świadomość dotycząca żywienia dzieci jest znacznie większa niż przed laty. Niestety przez cały czas w szkolnych sklepikach można trafić na całą masę śmieciowego jedzenia i aż trudno uwierzyć, iż sytuacja ta cieszy nie tylko dzieci, ale i niektórych rodziców. "Córka płacze każdego dnia po powrocie ze szkoły" – żali się Monika i dodaje: "Traktują Alę jak wyrzutka, bo nie pozwoliłam jej na kupowanie słodyczy. Wygląda na to, iż muszę się złamać".


"Wiedziałam, iż w szkole będzie inaczej. Miałam świadomość, iż córka będzie miała więcej obowiązków, ale także zyska trochę więcej niezależności. Jednak już po pierwszych dniach odkryłam smutną prawdę o podstawówce i łatwo nie przyjdzie mi się z tym pogodzić.

Jak nie ulec presji


Ala ma już 7 lat, ale to przecież przez cały czas moje maleństwo. Od dłuższego czasu jednak myślę o tym, iż coraz częściej to koleżanki będą miały na nią większy wpływ niż ja. Spodziewam się, iż przyjdzie i powie, iż chce taki, a nie inny ciuch, iż koleżanki mogą już same wychodzić na podwórko albo już mają własne telefony... Od jakiegoś czasu w głowie układam sobie różne zagadnienia i obmyślam, jak zareaguję. Zastanawiam się, na co jestem w stanie pozwolić, a także jak uargumentuję moje racje, gdy pomysł mi się nie spodoba.

Wszystko w teorii wyglądało pięknie. Ja: fajna i wyluzowana matka, która jednak pilnie strzeże swoich fundamentalnych zasad. Okazuje się, iż wystarczył tydzień w szkole, bym zrozumiała, iż to jednak nie zadziała. Bo oprócz własnego dziecka mam przeciwko sobie jakąś dwudziestkę innych uczniów i ich rodziców.

Kiedy wpadłeś między wrony...

Od maleńkiego wpajam córce, czym są zdrowe przekąski. Zdecydowanie stawiam na owoce, bakalie, czasem domowe ciasta, placki i naleśniki. jeżeli nie trzeba, nie dosładzam, a także unikam produktów, które są mocno dosładzane, takich jak soki czy jogurty. Uważam, iż tak jest zdrowiej.

Nie jest jednak tak, iż zupełnie bronię dziecku łakoci. Córka jest już duża i nie chcę wychować 'dziwadła'. Staram się jednak, by kupowanie słodyczy nie było stałym element zakupów. Klasyczny batonik czy rozpuszczalną gumę je niezwykle rzadko, zwykle w gościach.

Oczywiste dla mnie było, iż gdy córka pójdzie do szkoły, w jej śniadaniówce znajdą się jedynie zdrowe przekąski. choćby nie przyszło mi do głowy, iż marchewka w słupkach stanie się pretekstem do wyśmiania mojego dziecka przez uczniów, którzy dostają od rodziców batoniki. Ale to był tylko wierzchołek góry lodowej.

Nie widzą problemu


Gdy córka wróciła do domu z płaczem, podjęłam temat na grupie dla rodziców i zdębiałam. Okazało się, iż nie dość, iż zdaniem rodziców słodycze to świetny pomysł na drugie śniadanie, to większość daje pierwszakom dodatkowo pieniądze na zakupy w szkolnym sklepiku. Pewnie w tym tygodniu będą mieli już 'wszyscy'. Nie każdy miał świadomość, iż jest sklepik, a informacja ta przez niedoinformowanych rodziców została przyjęta z olbrzymią euforią. 'Świetnie, już nie będę musiała robić zapasów ciastek i cukierków' – napisała jedna mam, a inne jej wtórowały.

Jestem załamana, córka już poczuła się wykluczona. Dzieci jej dokuczają, iż nie je słodyczy. Dla mnie to niepojęte, iż szkoła postawiła mnie przed dylematem: wybrać zdrowie dziecka czy akceptację grupy? Nie chcę, by Ala była alienowana i wyśmiewana, ale też nie chcę łamać swoich zasad.

Niestety po reakcji rodziców widzę, iż nic nie wskóram. Dziś ponownie wróciła ze szkoły z płaczem. Chyba pozostaje dać Ali kieszonkowe i zaufać, iż dotychczasowa nauka zdrowych nawyków nie poszła w las".

Idź do oryginalnego materiału