"Czuję, iż nawaliłam. Poród i depresja nie były najgorsze, mierzę się z większym bólem"

mamadu.pl 8 miesięcy temu
Zdjęcie: Cesarka była jedynym możliwym rozwiązaniem. Fot. Pexels.com


Nie mamy wątpliwości, iż z medycznego punktu widzenia poród naturalny jest bezpieczniejszy i korzystniejszy zarówno dla matki, jak i dziecka. Nie mamy wątpliwości, iż karmienie piersią jest dla dziecka najlepszą metodą karmienia. Jednak… Czy te naukowe wnioski mają taką siłę, by zdruzgotać psychikę matki, która nie mogła wydać dziecka na świat tą naturalną drogą?


Napisała do nas kobieta, która dzieli się swoim doświadczeniem. Trudnym, niedającym się zbyć, zapomnieć. Doświadczeniem porodu, którego nie planowała, a który musiał mieć taką formę. Doświadczeniem depresji, której nie planowała. Rozgościła się nieproszona. W końcu doświadczeniem presji płynącej ze wszech stron i wiążącym się z nią wstydem, który nie pozwala jej normalnie oddychać.

Utracona więź?


"Jestem matką od roku, wciąż nie mogę poradzić sobie z wizją samej siebie. Czuję, iż nawaliłam i boję się, iż nigdy nie zdołam nadrobić tego, co straciłam z więzi ze swoim synem.

Ze względu na mój uraz z przeszłości lekarze mówili, iż prawdopodobnie będą zmuszeni rozważyć cesarskie cięcie. Mimo iż wiedziałam od początków, nie byłam go pewna, nie chciałam tak urodzić.

Okazało się, iż nikt nie dał mi wyboru, wyniki i opinie lekarskie nie pozostawiały wątpliwości, cesarka była jedynym możliwym rozwiązaniem. Chodziło o moje życie.

Zobaczyłam synka tylko przez jeden moment, potem został zabrany do ojca. Po znieczuleniu i operacji czułam się tak źle, iż nie mogłam go mieć przy sobie adekwatnie przez trzy pierwsze doby. Trzy najważniejsze dni i noce, w których miał słyszeć mój szept i czuć moje ciało…

Cierpiałam bardzo tak fizycznie, jak i psychicznie. Okazało się jednak, iż najgorsze dopiero przede mną. Pojawiły się problemy z laktacją, a to sprawiło, iż kompletnie się rozpadłam. Syn wylądował na mieszance, a ja zapadłam się w czarną otchłań swojej psychiki. Diagnoza: depresja poporodowa.

Mija 9 miesięcy od tych wydarzeń, a ja wciąż połykam łzy, gdy piszę te słowa. I chcę napisać coś, co boli mnie choćby teraz. Nie jest to blizna po cesarce, ani choćby ból psychiczny. Wdrożyłam leczenie, już jest lepiej.

Boli mnie wstyd, który piecze moje policzki, kiedy czytam kolejny artykuł o tym, jak ważne i najważniejsze są dla dziecka pierwsze momenty, dni życia. Boję się, iż nigdy nie zdołam nadrobić tego czasu, iż nawaliłam.

Czy już zawsze będę czuć się gorszą matką od innych? Czy nie pozbędę się wyrzutów sumienia? Noszę mojego synka w nosidle, najbliżej serca jak się da. Śpiewam mu codziennie do snu i całuję jego miękkie czoło. Powtarzam, iż go kocham i iż nic i nikt tego nie zmieni.

A jednak jakiś głos w środku odzywa się wtedy: gdybyś kochała, nie rozpadłabyś się tak. Gdybyś kochała, twoja miłość byłaby silniejsza niż twoje słabe ciało…".

Idź do oryginalnego materiału