Czy jednak ślub i metryka małszenska są trwalsze niż zwykłe kawalerstwo? – Śmiali się z Nadzi faceci

polregion.pl 3 godzin temu

**Dziennik, 15 maja 2024**

No cóż, akt małżeństwa jednak mocniejszy niż kawalerskie życie, co? żartowali z Nadziei koledzy z pracy.

Nie pójdę na zjazd po trzydziestu latach, potem będę miała depresję. Niech idą ci, co chodzą co roku oni nie widzą, jak się zmienili. Nadia krzyczała do telefonu, odbierając rozmowę od jedynej przyjaciółki.

A ty jak teraz wyglądasz, iż się tak boisz? zdziwiła się Małgorzata. Spotkałyśmy się pięć lat temu, byłaś w porządku. Schudłaś? Przytyłaś?

Nie o to chodzi, po prostu nie chcę i już, nie namawiaj mnie, Gosiu!

Nadia chciała już skończyć rozmowę, licząc, iż Gosia zrozumie i zadzwoni do innych z listy. Ale tym razem przyjaciółka złapała ją żelaznym chwytem.

Nadia, w naszych szeregach już coraz rzadziej.

Co, ktoś odszedł? Nadia mimowolnie się przestraszyła. Choć uważała, iż nie jest już szczególnie młoda, to jednak nie na tyle, by ich rówieśnicy zaczęli zasilać niebo.

Nie, nie o to chodzi po prostu niektórzy wyjechali z kraju. A zmarły Andrzej Kusz, pamiętasz? Dwadzieścia pięć lat temu, jeszcze młody, mówiłam ci.

Więc nie marudź, zbierają się wszystkie cztery grupy, ale będzie tylko trzydzieści osób. W końcu wydałaś syna za mąż? Możesz się trochę oderwać.

Małgorzata mówiła coś jeszcze, a Nadia znów przypomniała sobie Andrzeja Kusza. Miał zawsze cienie pod oczami i ciężkie spojrzenie, a chłopaki z grupy uważali go za słabeusza.

A okazało się, iż Andrzej miał słabe serce. Dobrze się uczył, marzył o budowie wiszącego mostu w swoim miasteczku, ale nic nie zdążył. A co ona zdążyła?

Zakochała się w Igorze, brygadziście budowlanym, gdzie sama zaczęła pracować po studiach. Pracował na ich terenie, a potem wracał do siebie.

Długo się spotykali, Igor choćby nazywał ją żoną przed wszystkimi. Mówił, iż wolny związek to dowód prawdziwej miłości. Żyją razem nie przez papier, ale z uczucia

A gdy Nadia zrozumiała, iż spodziewa się dziecka, Igor nie wrócił z kolejnej zmiany. Okazało się, iż ma troje dzieci i chorą żonę. Zwolnił się bez słowa.

Nadia zrozumiała, iż nie może niczego wymagać od mężczyzny z trzema dziećmi. Odeszła z budowy, zanim ktokolwiek się zorientował. Jeden z kolegów żartował na pożegnanie:

No cóż, akt małżeństwo jednak mocniejszy?

Ale Nadii było już wszystko jedno. Zaczęła pracę w sklepie spożywczym blisko domu, gdzie zatrudniła ją znajoma z klatki. Umówiły się, iż Nadia, choćby po urodzeniu dziecka, będzie pracować dwa dni w tygodniu.

Wychowałaś mnie taką! krzyknęła kiedyś do matki, gdy ta nie dawała jej spokoju.

Miałam nadzieję, iż choć ty będziesz porządna! Na studiach cię utrzymywałam, a ty, Nadziu, głupia jesteś! lamentowała matka.

Jakie drzewo, taki owoc! odparła Nadia, by zaraz żałła swoich słów

Płakały razem, ale co z tego? Gdzie teraz pójść

Gdy Gosia zadzwoniła po pięciu latach, by namówić ją na zjazd, Nadia oczywiście nie poszła. Będą chwalić się rodzinami, pracą, pokazywać zdjęcia, a ona myje podłogi w trzech miejscach. O czym ma z nimi gadać?

A raczej o czym oni będą z nią gadać?

Dla Tomka była gotowa na wszystko. Był jej jedynym pocieszeniem.

Tym bardziej, iż matka, gdy Tomek poszedł do przedszkola, uznała, iż spełniła obowiązek. Wyjechała do siostry na wieś, tłumacząc się złym samopoczuciem w mieście.

Po latach Nadii niespodziewanie się poszczęściło dostała pracę w zawodzie na pół etatu. Tomek poszedł do szkoły, więc sama ze wszystkim dawała radę.

Później zalecał się do niej kolega z pracy, ale gwałtownie go odstraszyła. Nie potrzebowała w domu obcego mężczyzny ojca nikt nie zastąpi.

W pracy Nadia okazała się świetna, a gdy Tomek podrósł, zaczęła dobrze zarabiać, awansując na pełny etat.

Ale zawsze czuła się niepełnowartościowa. Ubierała się skromnie, nie farbowała włosów. Po czterdziestce pojawiła się siwizna.

Czuła, iż nie ma prawa być szczęśliwa żyła z żonatym, niemal odbierając ojca trojgu dzieci.

Nie wolno jej się wyróżniać, bo znów ktoś mógłby na nią spojrzeć.

A w szczęśliwe związki już nie wierzyła. Do koła same rozwódki, a ona nie była od nich lepsza

Tomek wyrósł na wdzięcznego syna. Jeździł latem na wieś do babci Ireny, pomagał w ogrodzie, rąbał drewno.

To szczęście, iż masz takiego syna mówiła teraz matka.

Więc jaki teraz kawiarniany zjazd po trzydziestu latach?

Wszystkie te myśli przeleciały przez głowę Nadii w kilka sekund.

Pamiętasz? Kawiarnia naprzeciw akademika, przyszły piątek o trzeciej. Przyjdź, będę miała z kim pogadać. głos Małgorzaty zadrżał.

Nadia, sama nie wiedząc czemu, zgodziła się.

Tak, przyjdę.

Położyła telefon i od razu pożałowała. Podeszła do lustra, wzięła telefon z powrotem, by odwołać obietnicę, ale numer był ciągle zajęty.

Wieczorem wyjęła z szafy niebieską sukienkę, którą kupił jej syn na własne wesele. Tomek z Natalą namówili ją wtedy na zakupy, a synowa zmęczyła ją przymiarkami.

W końcu ta suknia spodobała się choćby Nadii. Dobrali buty, a potem Natala zabrała ją do salonu, gdzie ufarbowano jej włosy.

To był rok temu. Tomek z Natalą żyją osobno i są szczęśliwi.

A siwizna znów odrosła. Nie ma dla kogo się stroić.

Mimo to Nadia ułożyła włosy, włożyła sukienkę, lekko pomalowała usta, ale zaraz zetrzeła zbyt śmiało.

W kawiarni było gwarno. Gosia od razu ją zauważyła.

Nadziu, jaka ty piękna! Tak się cieszę!

Małgorzata trochę przytyła, ale to jej nie szpeciło, wręcz odmładzało.

Rozmawiały przy stoliku, potem Gosię ktoś odciągnął, a Nadia piła sok, rozglądając się.

Grała muzyka z ich czasów studenckich, gdy byli młodzi i

Idź do oryginalnego materiału