„Naprawdę świetnie wygląda. A ja przestałem to zauważać” – pomyślał Wojtek.
Poranek, jak zawsze, był pełen zamieszania. Zosia przygotowała śniadanie, obudziła Weronikę. Mężczyzna zajął łazienkę, więc musiała umyć córkę w kuchni. Przez przypadek ręcznikiem strąciła ze stołu kubek. Na hałas wbiegł Wojtek. Zosia poprosiła, żeby potrzymał Weronikę, a sama zaczęła zbierać odłamki z podłogi.
– Uff, chyba wszystko. – Zosia rzuciła się do ubierania.
– Wychodzę, ty odprowadzisz Werę do przedszkola. Dzisiaj mam istotny dzień – mówiła już z przedpokoju, zapinając zamek w butach. – Prezentuję swoją prezentację. jeżeli pójdzie dobrze, powierzą mi prowadzenie projektu, a to pieniądze, doświadczenie i rekomendacje.
Włożyła płaszcz, rzuciła ostatnie krytyczne spojrzenie w lustro, złapała torebkę i wybiegła z mieszkania. Wojtek choćby nie zdążył zaprotestować.
Dojadł kanapkę i popijał kawę, a Weronika stała obok i patrzyła na niego.
– Też chcesz?
Córeczka skinęła głową.
– Nie, nie wolno, bo w przedszkolu nie zjesz kaszy.
Na wspomnienie kaszy Weronka skrzywiła się.
– Ja też wiele rzeczy nie lubię. Na przykład tego, jak mama ucieka z domu. Z tym chyba już nic się nie zrobi. – Wojtek odstawił pusty kubek do zlewu.
Długo naciągał córce rajstopy, które wciąż się skręcały. Potem szukał rękawiczek. Okazało się, iż leżą na kaloryferze w kuchni. Spoceni i wymięci wreszcie wyszli z mieszkania. Wojtek wziął córkę na ręce i pobiegł po schodach.
Oddał Weronikę pani przedszkolance, ale ta zaczęła coś wyjaśniać.
– Przepraszam, spieszę się – przerwał jej i wstydliwie uciekł z szatni.
Dopiero w samochodzie odetchnął z ulgą. Minutę dochodził do siebie po porannym biegu, po czym pojechał do pracy.
Całą drogę myślał, jak było dobrze, gdy Zosia siedziała w domu. Spokojnie wychodził do pracy i wracał do posprzątanego mieszkania, gdzie już pachniało obiadem. Żadnych nerwów. A teraz wszystko w biegu. Nie, tak dalej być nie może.
Wiele kobiet marzyłoby o tym, by być na jej miejscu i siedzieć w domu. A jej potrzebna samodzielność, kariera. Po co w ogóle wychodziła za mąż? Niechby się zajęła karierą. Trzeba ją przekonać, żeby zrezygnowała z pracy. Czy im brakuje pieniędzy? Wojtek postanowił porozmawiać z żoną wieczorem. Od razu poprawił mu się humor.
Praca oderwała go od porannych problemów. Po obiedzie dostał SMS-a od Zosi, iż się spóźni i prosi, żeby odebrał Weronikę z przedszkola.
No i proszę. A on liczył, iż posiedzi z kolegami w barze. I tak rzadko się widują. Humor znowu mu siadł.
Wieczorem Wojtek smażył ziemniaki, gdy wróciła żona – zadowolona, z błyszczącymi oczami. Nie rozbierając się, weszła do kuchni.
– Wyobraź sobie, moja prezentacja zrobiła furorę. Zostałam kierownikiem projektu! Gratuluj mi. – Stanęła na palcach i nadstawiła policzek do pocałunku. Wojtek cmoknął ją.
– Nie cieszysz się dla mnie? – Zosia zauważyła przygnębienie męża.
– Owszem, jestem szczęśliwy. Świetnie! Żona robi karierę. Dostała projekt. Na nas z córką już nie ma czasu. Wspaniale! – odpowiedział sarkastycznie.
– O co ci chodzi? Zazdrościsz, iż wróciłam do pracy, iż mi się udało, a ty dalej jesteś zwykłym menadżerem?
– Co ma zazdrość do tego? Widzisz córkę tylko rano i w weekendy. Dziecko niedługo przestanie cię rozpoznawać. Pieniędzy ci brakuje?
– Nie krzycz. Teraz nie myślisz o dziecku, tylko o sobie. Tak, będę zarabiać więcej niż ty. I to cię wkurza. Jak możesz tego nie rozumieć? Chcę robić to, co lubię, a nie siedzieć w domu. Chcę dobrze wyglądać. W taką się zakochałeś. Czyż nie?
Wojtek zawahał się, nie wiedząc, co odpowiedzieć. To była prawda.
– Ale to było wtedy. Teraz mamy córkę. A dziecko potrzebuje matki – odparł.
– Ojciec też jest potrzebny. Faceci uwielbiają zwalać wszystko na kobiety i obwiniać je za błędy w wychowaniu. To ty teraz zajmij się naszym dzieckiem – odpowiedziała Zosia.
Wymiana zdań przerodziła się w kłótnię. Mówili podniesionym głosem. Oboje uważali, iż mają rację, i nikt nie chciał ustąpić. Do łóżka poszli niezadowoleni, nie pogodzeni. Jak na komendę odwrócili się do siebie plecami. Ale we śnie Zosia położyła rękę na piersi męża, a on delikatnie nakrył ją swoją dłonią. We śnie wciąż się kochali.
Następnego dnia Wojtek wstał wcześniej, licząc, iż wyjdzie pierwszy. Ale Zosia już przygotowywała śniadanie i budziła Weronikę. Westchnął i poszedł się ogolić. I znów to samo: kawa się wylała, Wera zaplątała w rajstopach, a ubrana Zosia stała już w drzwiach.
Wojtek krzyknął, iż dziś nie odbierze Weroniki… Ale w odpowiedzi zatrzasnęły się drzwi.
– Cholera! – zaklął i cisnął koszulę na łóżko.
Nie tak wyobrażał sobie rodzinę. Jego matka nie pracowała, siedziała w domu, gotowała obiady, czekała na ojca, odrabiała z Wojtkiem lekcje. Nigdy nie było kłótni, ani awantur. Dlaczego u nich wszystko jest inaczej?
W pracy podeszła do niego Kinga. Kiedyś mieli krótki, burzliwy romans. Jeszcze przed poznaniem Zosi. adekwatnie to przez Zosię zerwał z Kingą.
– Co z tobą ostatnio? – spytała.
– Co takiego? – Wojtek wsypywał kawę rozpuszczalną do kubka.
– Wystraszony, niezadowolony. Czyżby codzienność małżeńska nie okazała się tak różowa?
– O czym ty mówisz? U nas wszystko gra. Po prostu… Zosia wróciła do pracy i jeszcze nie przywykliśmy do tego rytmu. – Wojtek nalał wrzątku i spojrzał na Kingę.
Jej usta, pomalowane intensywną szminką, rozchyliły się w rozumiejącym uśmiechu. Wyglądała bosko, jak z okładki magazynu.
– Zawsze jesteś zajęty. jeżeli chcesz, mogę pomóc – zaproponowałaWieczorem, gdy już Weronika zasnęła, Wojtek przytulił Zosię i szepnął: „Wiesz, iż jestem z ciebie dumny, prawda? – i wtedy oboje zrozumieli, iż ich miłość jest silniejsza niż codzienne spory.