„Czy nazywasz teściową 'mamą’? A na pewno wiesz, kto naprawdę jest twoją matką?”

polregion.pl 1 tydzień temu

Czy zwracacie się do teściowej „mamo”? A jesteście pewni, kto naprawdę zasługuje na to miano?

Za każdym razem, gdy słyszę, jak ktoś mówi do teściowej „mamusiu”, przechodzą mnie ciarki. Nie dlatego, iż jestem złośliwa czy zazdrosna, ale dlatego, iż dla mnie to słowo jest święte. Nie rozdaje się go byle komu. Mama to nie kobieta, która stała się twoją krewną przez pieczątkę w urzędzie. Mama to ta, która cię wychowała, nie spała po nocach, płakała z bezsilności, a mimo to codziennie wstawała i walczyła o ciebie.

Mam bliską przyjaciółkę – Kasię. Znamy się od dzieciństwa, była świadkiem na moim ślubie, a ja na jej… wszystkich trzech. Przeszłyśmy razem przez wiele, i mimo życia, dzieci, przeprowadzek – trzymamy się razem. Często żartuję:
– No co, Kasieńka, poczekamy, aż dzieci dostaną się na studia, i na emeryturze pójdziemy do klubu?

Ostatnio wpadłam do niej z prośbą – przywiozłam leki z apteki, bo nie mogła wyjść: auto było w warsztacie. Podaję torbę, a ona tylko kiwa głową:
– To nie jest dla mnie. To mamie niedobrze.

Uśmiechnęłam się, zajrzałam do kuchni i prawie odruchowo zawołałam:
– Dzień dobry, ciociu Haniu! Jak się pani czuje?

Dopiero gdy kobieta się odwróciła, zrozumiałam – to nie jej mama. To matka jej trzeciego męża. Teściowa. A Kasia czule nazywa ją „mamusią”. Tak samo jak wszystkie poprzednie.

Przypomniałam sobie, jak było z pierwszą i drugą. Od pierwszego dnia małżeństwa z Darkiem, swoim pierwszym mężem, mówiła do jego matki „mamo”.
– Oszalałaś? – syknęłam jej wtedy do ucha. – Przecież jej nie znasz! To nie twoja matka!

A ona tylko się uśmiechała:
– To strategia. Będzie jej miło. Zaakceptuje mnie. No i Darek będzie zadowolony. Proste.

Tyle iż ta „mama” później pluła jej za plecami. Gdy Darek wracał pijany, noce spędzał Bóg wie gdzie, a Kasia dzwoniła z prośbą o pomoc, ta tylko wzdychała:
– No cóż, dziecinko, mężczyzna zmęczony…

Minęły dwa lata – rozwód. Urodziło się dziecko, ale żadna z „mam” nie zainteresowała się ani wnukiem, ani Kasią.

Z drugą było inaczej. Tamta teściowa od razu postawiła sprawę jasno:
– Ten chłopak nie jest ci do niczego potrzebny. Zabierz go, gdzie chcesz, choćby do domu dziecka. Pieniędzy na niego nie ma.

I znów Kasia mówiła do niej „mama”. Aż w końcu zrozumiała, iż za tym słowem kryje się tylko bezduszne okrucieństwo. Rozwiedli się, na szczęście nie mieli dzieci.

Teraz ma trzeci związek i historia się powtarza. Te same słodkie słówka. Ta sama naiwna nadzieja, iż jeżeli powie „mamusiu”, kobieta się rozczuli i stanie się bliska.

Ale to nie działa.

Wiem, o czym mówię. Ja też mam teściową. I jesteśmy… nie tylko w dobrych stosunkach. Naprawdę się szanujemy. Potrafimy rozmawiać szczerze, śmiać się razem, zbierać jabłka w sadzie albo dyskutować o serialu. Ale zwracamy się do siebie po imieniu. I to nie przeszkadza nam być sobie bliższe niż niektórzy krewni.

Bo „mama” to nie zwrot dla własnych korzyści. To słowo jest jak medal. Trzeba je zasłużyć. Nie da się go kupić, ani zdobyć za kompot czy uśmiech. Prawdziwa mama to nie ta, która przyszła do twojego życia wraz z mężem. To ta, która przyszła – na zawsze.

I tak, zdarza się, iż teściowa staje się bliższa niż rodzona matka. Ale to rzadkość. Wyjątek. Nie reguła.

Dlatego gdy słyszę:
– Mamo, może herbaty?
– Mamusiu, jak się czujesz?

Zadaję sobie zawsze to samo pytanie: to miłość? Czy tylko przyzwyczajenie do udawania?

Idź do oryginalnego materiału