„Czy nazywasz teściową 'mamo’? A czy wiesz, kim tak naprawdę jest twoja matka?”

polregion.pl 5 godzin temu

Czy nazywasz teściową „mamą”? A czy na pewno wiesz, kto naprawdę jest twoją matką?

Za każdym razem, gdy słyszę, jak ktoś zwraca się do swojej teściowej: „Mamo”, przechodzą mnie ciarki. Nie dlatego, iż jestem zła lub zazdrosna. Dlatego iż to słowo jest dla mnie święte. Nie rozdaje się go na prawo i lewo. Mama to nie tylko kobieta, która stała się twoją krewną dzięki pieczątce w urzędzie. Mama to ta, która cię wychowywała, nie spała po nocach, płakała z bezsilności, ale i tak wstawała rano i znów walczyła o ciebie.

Mam bliską przyjaciółkę — Kasię. Znamy się od dzieciństwa, była świadkiem na moim ślubie, a ja na wszystkich jej… trzech. Przeszłyśmy razem wiele, i mimo życia, dzieci, przeprowadzek — trzymamy się razem. Często żartuję:
— No co, Kasia, poczekamy, aż dzieci skończą studia, a na emeryturze pójdziemy do klubu?

Ostatnio wpadłam do niej z prośbą — przywiozłam leki z apteki, bo nie mogła wyjechać: auto w warsztacie. Podaję torbę, a ona kiwa głową:
— To nie dla mnie. To mamie źle.

Uśmiechnęłam się, zajrzałam do kuchni i niemal odruchowo krzyknęłam:
— Dzień dobry, ciociu Danuto! Jak się czujecie?

I dopiero gdy kobieta się odwróciła, zrozumiałam: to nie jej mama. To matka jej trzeciego męża. Teściowa. A Kasia z czułością nazywa ją „mamą”. Tak samo jak wszystkie poprzednie.

Przypomniałam sobie, jak było z pierwszą i drugą. Od samego początku męża – Jacka – jego matkę nazywała „mamą”.
— Oszalałaś? — syknęłam jej wtedy do ucha. — Nie znasz jej! To nie twoja matka!

A ona tylko się uśmiechała:
— To strategia. Będzie jej miło. Zaakceptuje mnie. No i Jacek zadowolony. Proste.

Tylko iż ta „mama” później pluła jej za plecami. Gdy Jacek się upijał, nocował Bóg wie gdzie, a Kasia dzwoniła, kobieta tylko wzdychała:
— No i czego chcesz, dziewczynko? Mężczyzna jest zmęczony…

Minęły dwa lata — rozwód. Dziecko się urodziło, ale żadna z „mam” nie interesowała się ani wnukiem, ani Kasią.

Z drugim było inaczej. Ta teściowa od razu stanęła okoniem:
— Ten chłopak nie jest ci potrzebny. Wywieź go, gdzie chcesz, choćby do domu dziecka. Pieniędzy na niego nie ma.

I znów Kasia nazywała ją „mamą”. Aż w końcu zrozumiała, iż za tym słowem kryje się tylko bezduszne okrucieństwo. Rozwiedli się, na szczęście nie mieli dzieci.

Teraz ma trzeci związek i wszystko się powtarza. Te same czułe słowa. Ta sama naiwna nadzieja, iż jeżeli powie „mamo”, kobieta się rozczuli i stanie się bliska.

Ale nie. To nie działa.

Wiem, o czym mówię. Ja też mam teściową. I my… nie tylko się dogadujemy. Naprawdę się szanujemy. Możemy rozmawiać szczerze, śmiać się razem, zbierać jabłka w sadzie albo omawiać seriale. Ale zwracamy się do siebie po imieniu. I to wcale nie przeszkadza nam być sobie bliższymi niż niektórzy krewni.

Bo „mama” to nie tytuł dla korzyści. To słowo jest jak medal. Trzeba je zasłużyć. Nie można go kupić, ani zdobyć za kompot czy uśmiech. Prawdziwa mama to nie ta, która przyszła do twojego życia z mężem. To ta, która przyszła — na zawsze.

I tak, czasem teściowa staje się bliższa niż rodzona matka. To się zdarza. Ale to rzadkość. Wyjątek. Nie reguła.

Dlatego gdy słyszę:
— Mamo, może herbaty?
— Mamusiu, jak się czujesz?

Zadaję sobie zawsze to samo pytanie: to miłość? Czy tylko przyzwyczajenie do udawania?

Idź do oryginalnego materiału