Zakaz korzystania z telefonów w czasie trwania lekcji obowiązuje w wielu szkołach i zwykle uregulowany jest szkolnym statutem.
Napisała do nas mama 3-klasisty, która uważa, iż całkowite zakazanie telefonów w szkole to głupota, bo uczniowie czasem potrzebują skontaktować się z rodzicami czy skorzystać z internetu.
Kobieta jest zdania, iż jeżeli korzystanie ze telefonów na lekcjach jest problemem, szkoła powinna zorganizować depozyt na czas trwania lekcji.
"Telefon dziecka to moja spokojna głowa"
"Jestem mamą chłopca, który chodzi do 3. klasy szkoły podstawowej. W Jaśka w podstawówce panują takie zasady, iż dzieci adekwatnie nie korzystają w czasie pobytu w placówce z telefonów komórkowych. Oczywiście mają je przy sobie, bo większość dzieci dojeżdża do szkoły w małej miejscowości z okolicznych wsi i rodzice chcą mieć kontakt z dzieciakami" - przyznaje Monika, mama 8-letniego Jasia.
Kobieta tłumaczy, z czego wynika posiadanie telefonów przez kolegów jej syna: "To dlatego, iż część z nich podróżuje samodzielnie szkolnym autobusem, niektóre dojeżdżają z rodzicami kolegów, dlatego posiadanie telefonu przez dziecko bywa przydatne. Zawsze może zadzwonić do mamy czy taty, jeżeli coś z dojazdem lub powrotem ze szkoły pójdzie nie tak. Jestem też zdania, iż już dzieci w 3 klasie, które mają 8-9 lat to już nie takie maluchy i można im dać telefon - dzięki temu też ja jestem spokojniejsza, iż mam kontakt z synem".
Zakaz telefonów w szkołach jest powszechny w Europie
Monika jest zaniepokojona zakazywaniem telefonów w szkołach: "Ostatnio słyszałam z kilku źródeł, iż znowu zaczęła się dyskusja na temat tego, czy telefony w szkole w ogóle powinny być dozwolone. Od znajomych słyszałam, iż w szkołach ich dzieci nauczyciele potrafią rekwirować telefony, bo dzieci korzystają z nich podczas lekcji. To jeszcze wydaje się zrozumiałe. Byłam jednak zszokowana, gdy usłyszałam też, iż jeden z nauczycieli posunął się do przejrzenia telefonu ucznia w celu zweryfikowana, co dziecko podczas lekcji w telefonie robiło.
To wg mnie łamanie podstawowych praw człowiek do posiadania prywatności, tajemnicy korespondencji itp. Mnie choćby by przez myśl nie przeszło, żeby czytać wiadomości, jakie syn wymienia z kolegami. Owszem, ma na telefonie i komputerze założone programy kontroli rodzicielskiej, ale raczej w celu chronienia go przed dziwnymi treściami w internecie" - przyznaje zniesmaczona mama kilkulatka.
Zabieranie telefonów to głupota
"Teraz na śródrocznym zebraniu dla rodziców w szkole, wychowawczyni mojego dziecka poinformowała, iż dyrekcja rozważa całkowity zakaz posiadania telefonów w szkołach. Tłumaczą to tym, iż właśnie wielu nauczycieli musi dzieciom zabierać telefony, bo używają ich podczas lekcji, wtedy gdy nie powinni. W naszej szkole nie ma zakazu korzystania z komórek na przerwach i uważam, iż to rozsądne. Czasem dzieci chcą coś sobie pokazać w telefonach, czasem zadzwonić do rodziców, żeby powiedzieć np. o tym, iż lekcje będą skrócone" - martwi się Monika.
"Uważam, iż całkowite zakazanie telefonów uczniom jest po prostu głupie i w pewnym stopniu nieodpowiedzialne. Nie wyobrażam sobie, żebym nie mogła napisać do syna SMS-a albo żeby on nie mógł się w czasie pobytu w szkole ze mną w ogóle skontaktować. Rozumiem zakaz korzystania ze telefonów w czasie lekcji – niech zrobią zapis w statucie, iż uczniowie, wchodząc do klasy, np. odkładają telefony do jakiegoś koszyka czy pudełka. Ale uważam, iż całkowite odcięcie dziecka od dostępu do komunikacji m.in. z rodzicami to totalnie nietrafiony pomysł".
Całkowity zakaz posiadania telefonu w szkole jest niezgodny z Prawem oświatowym
O całkowitym zakazie telefonów w szkołach znowu zrobiło się głośno z powodu wprowadzenia takiego zakazu w ostatnim czasie w Izraelu i Włoszech, ale taki zapis prawny mają również szkoły we Francji, Grecji, Portugalii czy w Chinach. W Polsce też co jakiś czas wraca się do tego pomysłu i zwykle rozwiązywane jest to tak, iż szkoły w statucie uwzględniają zapis o tym, iż uczeń nie może korzystać z telefonu komórkowego podczas trwania lekcji.
Niektóre placówki stosują zasadę odkładania telefonów na czas lekcji do wyznaczonych specjalnie miejsc. Takie zakazy wynikają ze zjawiska uzależnienia od telefonów coraz większej liczby dzieci i młodzieży. Z drugiej strony rozumiemy też rodziców, którzy nie są skłonni godzić się na całkowity zakaz telefonów, bo wtedy nie mieliby kontaktu ze swoimi dziećmi, a ten czasami jest niezbędny. Szkoły są zobowiązane Ustawą oświatową, by określić w statucie, jaki szkoła ma stosunek do korzystania z telefonów i urządzeń elektronicznych.
Rzeczniczka MEiN Adrianna Całus-Polak w rozmowie z PAP jednak przyznała, iż według prawa "w ocenie resortu art. 99 pkt 4 nie dopuszcza wprowadzania całkowitego zakazu przynoszenia urządzeń elektronicznych do szkoły, gdyż mogłoby to zostać ocenione jako nadmierne ograniczenie uprawnień właściciela rzeczy ruchomej (...). Statut powinien regulować kwestie praw ucznia oraz trybu składania skarg w przypadku ich naruszenia, a także skutki nieprzestrzegania przez uczniów zapisów statutu".
I dodała: "W ocenie resortu edukacji ustawa Prawo oświatowe nie dopuszcza wprowadzania całkowitego zakazu przynoszenia urządzeń elektronicznych do szkoły". Rzecznik Praw Obywatelskich przyznał też, iż szkoła nie ma uprawnień, aby rekwirować telefony uczniom – osoby pełnoletnie lub rodzice w każdej chwili mogą żądać ich zwrotu. jeżeli szkoła wprowadza przepis dotyczący zostawiania w depozycie telefonu na czas lekcji, bierze na siebie także odpowiedzialność za to, by telefony pozostały w stanie nienaruszonym.