No problem, let me adapt this story for Polish culture while keeping the essence intact. Here’s the rewritten version:
—
Słuchaj, muszę ci coś opowiedzieć. Wyobraź sobie, iż w pracy mój kolega Piotr przykuł mnie do fotela jednym zdaniem:
“Robert, nie chciałem ci tego mówić w dzień ślubu… ale wiesz, iż twoja świeżo upieczona żona ma córkę?”
“Co ty gadasz?” nie chciałem w to uwierzyć.
“Moja Małgosia, jak zobaczyła twoją Kasię na waszym weselu, szepnęła mi do ucha: ‘Ciekawe, czy pan młody wie, iż jego wybranka ma dziecko w domu dziecka?’ Wyobrażasz to sobie, Robert? Małgosia pracuje jako położna, pamięta twoją Kasię po charakterystycznym znamieniu na szyi. Mówi, iż Kasia porzuciła noworodka, nadała jej imię Zosia i swoje panieńskie nazwisko Kowalska. To było z pięć lat temu.” Piotr patrzył na mnie, czekając na reakcję.
Siedziałem za kierownicą jak rażony piorunem. No i masz!
Postanowiłem sprawdzić to sam. Nie chciałem wierzyć w plotki, ale przecież Kasia nie była niewiniątkiem gdy się poznaliśmy, miała trzydzieści lat. Każdy ma przeszłość, ale jak można porzucić własne dziecko?
Dzięki znajomościom gwałtownie odnalazłem dom dziecka, gdzie była Zosia Kowalska. Dyrektor przedstawił mi wesołą dziewczynkę:
“Poznajcie Zosię Kowalską. Ile masz lat, kochanie?”
Nie dało się nie zauważyć, iż dziecko zezuje. Serce mi się ścisnęło to córka mojej Kasi! Babcia zawsze mawiała: “Choć krzywe, ale swoje.”
Zosia podeszła śmiało:
“Cztery latka. Ty jesteś moim tatusiem?”
Zawahałem się. Co odpowiedzieć dziecku, które w każdym mężczyźnie widzi ojca?
“Zosiu, porozmawiajmy. Chciałabyś mieć mamę i tatę?” głupie pytanie, ale już chciałem ją przytulić i zabrać do domu.
“Tak! Zabierzesz mnie?” spojrzała na mnie tymi bystrymi oczkami.
“Zabiorę, ale trochę później. Poczekasz, kotku?” ledwo powstrzymywałem łzy.
“Poczekam. Nie oszukasz?” zrobiła się poważna.
“Nie oszukam.” pocałowałem ją w policzek.
W domu opowiedziałem wszystko żonie.
“Kasiu, nie obchodzi mnie twoja przeszłość, ale Zosię musimy zabrać. Adoptuję ją.”
“A mnie spytałeś? Chcę tę dziewczynkę? Do tego jeszcze zezuje!” Kasia podniosła głos.
“To twoja córka! Zrobimy operację oczu, wszystko się ułoży. To cudowne dziecko pokochasz ją!” zszokowała mnie jej postawa.
W końcu, niemal siłą, przekonałem Kasię do adopcji. Czekaliśmy rok, zanim zabraliśmy Zosię. Często ją odwiedzałem, zdążyliśmy się zaprzyjaźnić. Kasia wciąż nie pałała entuzjazmem, choćby próbowała wstrzymać proces. Udało mi się doprowadzić sprawę do końca.
Wreszcie Zosia przekroczyła próg naszego mieszkania. Wszystko ją zachwycało, choćby rzeczy, na które my nie zwracaliśmy uwagi. W ciągu półtora roku okuliści poprawili jej wzrok na szczęście bez operacji. Zosia stała się kopią Kasi. Byłem szczęśliwy w domu miałem dwie piękne kobiety.
Ale… Zosia cały czas chodziła z paczką herbatników. Nie potrafiła się bez nich obejść. Kasię to wkurzało, mnie dziwiło.
Z czasem w naszym małżeństwie pojawiły się kłótnie. Kasia nigdy nie pokochała córki. Kochała tylko siebie.
“Po co wpuściłeś do naszego domu tę dzikus