Dezinformacja, pisanie pod tezę i demonizowanie oddolnych protestów [polemika z Woroncowem]

krytykapolityczna.pl 2 miesięcy temu

My – protestujące studentki i studenci Uniwersytetu Wrocławskiego – czujemy się głęboko zbulwersowani opublikowanym w dzienniku Krytyki Politycznej artykułem Jakuba Woroncowa. Śledztwo polegające na tym, kto z kim pojawił się na zdjęciu, frywolna nadinterpretacja haseł widocznych na banerach, powierzchowne odczytanie motta „intifadUJ” zamiast faktycznego skupienia się na opisywanej sprawie, jest naszym zdaniem wyrazem braku dziennikarskiego i analitycznego profesjonalizmu.

Tekst Jakuba Woroncowa odbiera nam – protestującym – jakąkolwiek podmiotowość; używa nas jako retorycznego zabiegu w manipulacyjnej grze próbującej wzbudzić lęk czytelników przed rzekomo rodzącym się ekstremizmem wobec społeczności żydowskiej.

Sugerowanie powiązań między naszymi protestami a antysemityzmem nie dość, iż jest przekłamaniem, jest również wynikiem źle przeprowadzonego wnioskowania, opartego na przytłaczająco niemerytorycznej analizie. Brak weryfikacji rzeczywistych działań izraelskich instytucji akademickich, odmówienie głosu protestującym studentkom i studentom, a do tego pominięcie tekstów, które sami zdążyli opublikować w swoich mediach społecznościowych, czyni z tekstu Dezinformacja, teorie spiskowe i romantyzowanie terroryzmu. Dokąd zmierza polski antysyjonizm? populistyczną parodię tego, czym w tej chwili powinno zajmować się dziennikarstwo lewicowe.

Szkoda, iż na żadnym etapie tworzenia artykułu autor nie spróbował choćby się z nami skontaktować albo przynajmniej przeczytać komunikatów medialnych. Chętnie wytłumaczylibyśmy motywy kierujące nas w stronę okupacji uniwersytetu i powody, dla których w trakcie protestów wystosowujemy konkretne postulaty. Wykazalibyśmy, iż zarzuty kierowane wobec nas są bezzasadne oraz krzywdzące. Spróbowalibyśmy rozwiać wątpliwości i lęki, które biją już z samego tytułu i udowodnić, iż triada „dezinformacja, teorie spiskowe i romantyzowanie terroryzmu” nie opisuje nas – protestujących studentów i studentki we Wrocławiu, w Polsce i na całym świecie.

Przykro nam, iż Woroncow nie pozwolił nam odnieść się do tez, które w formie niepodważalnych interpretacji zdecydował się opublikować. Tym bardziej martwi nas, iż tekst ukazał się w dzienniku „działającym na rzecz społecznej zmiany”, takim, który chce „wiedzieć, rozumieć i inspirować do zmiany świata na równiejszy, sprawiedliwszy, przyjaźniejszy ludziom i innym gatunkom” oraz szczyci się „wspieraniem aktywizmu”.

W odpowiedzi chcielibyśmy uspokoić czytelników Krytyki Politycznej, polityków udostępniających artykuł oraz samego Jakuba Woroncowa, zapewniając, iż obecna sytuacja nie ma nic wspólnego z Marcem ’68, nie jest oznaką rodzącego się antysemickiego ekstremizmu, nie wypacza idei lewicowości jako takiej, a studentki i studenci biorący udział w protestach nie są pod wpływem mechanizmów psychologicznych, które mają utwierdzić ich w poczuciu bezpieczeństwa w wytworzonej społecznej bańce.

Czego nie dowiecie się z tekstu Woroncowa

Według najnowszych danych opublikowanych w czasopiśmie naukowym „The Lancet”, liczba ofiar w Strefie Gazy może wynosić choćby 186 tysięcy. Biorąc pod uwagę szacunkową liczbę ludności Strefy Gazy w 2022 roku, przekładałoby się to na 7–9 proc. jej całkowitej populacji. Według Biura Narodów Zjednoczonych ds. Koordynacji Pomocy Humanitarnej (OCHA), 96 proc. osób w Strefie Gazy stanie w obliczu kryzysu głodu. Już teraz niemal 50 tysięcy dzieci najprawdopodobniej będzie wymagało leczenia ostrego niedożywienia. Przesiedlono prawie 2 miliony Palestyńczyków. Zamordowano przynajmniej 278 pracowników organizacji pomocowych, 500 przedstawicieli służby medycznej, 75 osób z personelu obrony cywilnej, 158 dziennikarzy. 23 z 36 szpitali w Strefie Gazy w konsekwencji poniesionych uszkodzeń nie działa, a 13 pozostałych jest sprawnych tylko częściowo. Uszkodzono ponad 60 proc. budynków mieszkalnych oraz 80 proc. obiektów użytkowych.

Jakub Woroncow w swoim tekście sugeruje, iż po tej informacji należałoby dodać sprostowanie „jednak głównym celem wojny jest zniszczenie Hamasu i uwolnienie zakładników”. Zastanawia nas, w jaki sposób rzekomo najlepszy wywiad na świecie i armia z ogromnym międzynarodowym wsparciem nie są w stanie tych celów osiągnąć bez, przykładowo, zamordowania ponad 14 tysięcy dzieci? Dlaczego, skoro cała akcja ma mieć cel antyterrorystyczny, nie ludobójczy, Izrael nie dopuszcza do Gazy pomocy humanitarnej? Z jakiego powodu bombardowane są szpitale, uniwersytety, szkoły, obozy uchodźcze i budynki mieszkalne? Dlaczego, jeżeli rządowi Izraela zależy głównie na uwolnieniu zakładników i rozprawieniu się z Hamasem, Netanjahu skutecznie sabotuje wszelkie możliwości podpisania porozumienia i zakończenia negocjacji?

W obliczu tych pytań nie dziwi nas fakt, iż coraz częściej działania Izraela w Strefie Gazy nazywa się ludobójstwem (tak trudnym do udowodnienia w międzynarodowym prawie), a nie wyłącznie „odpowiedzią na atak”. Na to wskazują chociażby wypowiedzi Aryeha Neiera, który choć początkowo przyznawał Izraelowi prawo do obrony, w tej chwili podkreśla izraelską wyrachowaną i skoordynowaną politykę blokowania pomocy humanitarnej, trwającą niemal nieprzerwanie od początku inwazji i nieulegającą poprawie wraz z upływem czasu oraz rzekomą realizacją celów operacji.

Niepewności nie znajdziemy również w raporcie uniwersyteckich poradni prawnych z czołowych amerykańskich wydziałów prawa, w którym czytamy, iż Izrael popełnia akty zbrodni polegające na mordowaniu i tworzeniu warunków bytowych dążących do fizycznej zagłady Palestyńczyków w Gazie w sposób celowy i niepozostawiający wątpliwości co do intencji przeprowadzania zbrodni ludobójstwa.

O co tak naprawdę walczymy?

W utrzymywaniu i dalszym budowaniu narracji o rzekomej obronie Izraela przed terrorystycznymi atakami nie pomagają również otwarte twierdzenia Netanjahu, iż inwazja będzie kontynuowana niezależnie od decyzji Międzynarodowego Trybunału. Co więcej, według francuskiego dziennika „Les Echos” Netanjahu w 2018 roku wysłał do Kataru pismo z prośbą, by ten wspierał finansowo Hamas sumą 30 milionów dolarów miesięcznie dla „zachowania stabilności w regionie”, tym samym osłabiając pozycję Autonomii Palestyńskiej, co doprowadziło zresztą do rezygnacji ówczesnego Ministra Obrony Izraela Awigdora Libermana. Swoją decyzję motywował tym, że: „jedną ręką blokuje się środki dla Autonomii Palestyńskiej, oskarżając ją o finansowanie terroryzmu, a drugą – pozwala na to, by strumień pieniędzy płynął bezpośrednio do terrorystów z Hamasu w Gazie”.

Woroncow zarzuca nam milczenie na temat Hamasu, ataku 7 października i traumy, którą ten atak wytworzył wśród izraelskiej społeczności. Wydaje nam się, iż zrozumienie tego milczenia nie jest trudne, gdy pojmie się samą naturę naszego protestu, to, do kogo jest on kierowany oraz jakie postulaty, jako studentki i studenci, możemy wysuwać wobec Akademii. Rektor Uniwersytetu Wrocławskiego – prof. Robert Olkiewicz – zdążył już potępić działania Hamasu, nie prowadzi również żadnych projektów współpracy akademickiej z ośrodkami z nim powiązanymi, które wspierałyby systemowe i instytucjonalne formy represji. Nasz protest skierowany jest, pośrednio, przeciwko dziejącemu się ludobójstwu, systemowej dehumanizacji ludności palestyńskiej, naukobójstwu dokonywanemu przez armię izraelską w Strefie Gazy, łamaniu międzynarodowych praw i traktatów, bezpośrednio natomiast odnosi się do społecznej powinności Akademii, konieczności działania zgodnie z etyką pracowników naukowych, uniemożliwienia wykorzystywania dokonań wrocławskich badaczy w celu wzmacniania okupacyjnej, kolonialnej i militarnej polityki Izraela.

Z artykułu widzimy, iż najwięcej niepokojów i wątpliwości budzi właśnie postulat związany z „zerwaniem współpracy z izraelskimi instytucjami i innymi organizacjami i firmami, które są związane z okupacją Palestyny i trwającym w Strefie Gazy ludobójstwem oraz bojkotem izraelskich instytucji na szczeblu krajowym i międzynarodowym do czasu zakończenia okupacji Palestyny”. Chcemy zatem wyjaśnić, dlaczego takie żądanie wobec rektora Uniwersytetu Wrocławskiego wysuwamy, na jakiej podstawie sądzimy, iż jego realizacja jest powinnością uczelni, czemu nie jest ono w żaden sposób skierowane przeciwko społeczności żydowskiej oraz nie przejawia oznak antysemityzmu.

Zacznijmy od tego, iż bojkot akademicki jest bojkotem instytucji akademickich, nie osób ze świata nauki. Jest działaniem nastawionym na zakłócenie wysiłku kolonialnego Izraela, nie zemstą wymierzoną w jednostki. Przykładowo, osoby posiadające obywatelstwo izraelskie przez cały czas mogłyby brać udział w projektach badawczych oraz konferencjach organizowanych przez Uniwersytet Wrocławski. Przedmiotem zerwania współprac byłyby natomiast projekty, konferencje i badania, które bezpośrednio przynoszą korzyść (zarówno materialną, jak i symboliczną) instytucjom akademickim Izraela. Warto podkreślić, iż te, niejednokrotnie od początku swojego istnienia, bezpośrednio wspierają izraelski wysiłek kolonialny oraz są powiązane z wojskiem. Uniwersytet w Tel Awiwie jest inwestorem w Xtend – start upie produkującym drony bojowe, które znalazły zastosowanie w okupowanej Strefie Gazy oraz pomaga w opracowywaniu wytycznych dotyczących zwalczania terroryzmu i innowacyjnych interpretacji prawnych, które chronią Izrael przed odpowiedzialnością Międzynarodowych Trybunałów.

Izraelskie uniwersytety wspierają armię i kolonializm

Archeologia Uniwersytetu w Hajfie współpracowała z izraelskimi władzami wojskowymi, aby prowadzić wykopaliska na okupowanych terenach, co jest jawnym naruszeniem prawa międzynarodowego. Hebrajski Uniwersytet w Jerozolimie konsekwentnie wspiera represje izraelskich sił bezpieczeństwa wobec społeczności palestyńskiej w Al-Issawiya.

Uniwersytety izraelskie miały duży wkład w tworzenie „niezawodnych” systemów sztucznej inteligencji (np. używanego teraz Lavender) wykorzystywanych przez izraelską armię w Strefie Gazy do łatwiejszego przyzwolenia na bombardowanie celów niewojskowych oraz klasyfikowania konkretnych osób, w tym niezależnych dziennikarzy, jako „cele siłowe” i zezwalania na zamordowanie 20 do 100 ofiar cywilnych w formie „skutku ubocznego” za uderzenie w te tak zwane cele. W komitecie zarządzającym Reichmann University zasiadają przedstawiciele izraelskich producentów broni. Starsi wykładowcy Instytutu Weizmanna opowiadali się za izraelską nauką jako podstawą izraelskiej potęgi militarnej poprzez opracowywanie eksperymentalnej i szczególnie szkodliwej broni o wysokim poziomie zaawansowania. O większej liczbie nieprawidłowości, których dopuszczają się izraelskie ośrodki badawcze, można przeczytać w książce Towers of Ivory and Steel. How Israeli Universities Deny Palestinian Freedom Mayi Wind.

Współpraca z tego rodzaju instytucjami jest naszym zdaniem nie tylko wątpliwa moralnie, ale również nie spełnia założeń międzynarodowej współpracy naukowej – która powinna odbywać się w zgodzie z międzynarodowymi traktatami – oraz stoi w przeciwieństwie do fundamentalnej wartości Akademii, którą powinna być jej apolityczność. Z tym zresztą wydaje się również zgadzać Konferencja Rektorów Akademickich Szkół Polskich, która w 2022 roku sama napisała, iż „międzynarodowa kooperacja naukowa powinna być globalna i apolityczna. Nie może zatem służyć wspieraniu działań militarnych krajów, które zagrażają bytowi niezależnych państw”.

Podobnego zdania był ówcześnie urzędujący Rektor UWr – prof. Przemysław Wiszewski – który już 28 lutego 2022 roku zobowiązał się do zamrożenia ze skutkiem natychmiastowym współpracy Uniwersytetu z uczelniami i innymi instytucjami naukowymi Federacji Rosyjskiej do odwołania. Wtedy wobec bojkotu nie pojawiały się wątpliwości. Nie istniał strach, iż wraz z nim dojdzie do wyciszenia krytycznych głosów. Szybka i słuszna reakcja europejskich instytucji akademickich, politycznych i kulturalnych naturalnie nie wymagała społecznych (w tym studenckich) protestów oraz pokazała, iż proponowane przez nas rozwiązania są możliwe do wprowadzenia oraz, co więcej, potrzebne.

Cenzurowanie naukowców i dziennikarzy

Możliwość krytykowania działań rządu oraz dominującej narracji również jest w Izraelu nieoczywista. System edukacyjny państwa w większości przypadków wyznacza jasne zasady: co wolno, a czego nie wolno mówić. Większość artystów, dziennikarzy i naukowców, którzy decydują się opowiadać historię niewspierającą tej oficjalnej, podlega sankcjom. Z tego względu ci, którzy „proponują odmienne spojrzenie na rzeczywistość lub zwracają uwagę na wyrządzane przez Izrael niesprawiedliwości, bywają karani albo sami wybierają autocenzurę, która prowadzi do rezygnacji z dalszej aktywności”.

Przykładem tego mogłaby być chociażby historia Ilana Pappé (wybitnego izraelskiego naukowca, współautora książki Gaza in Crisis. Reflections on Israel’s War Against the Palestinians razem z Noamem Chomskym) i jego magistranta Theodora Katza. Kiedy badania przeprowadzone przez Katza w 1988 roku potwierdziły wcześniejsze (ale zignorowane) badania palestyńskie, ujawniające izraelską masakrę 200–250 nieuzbrojonych Palestyńczyków w 1948 roku w wioskach Tantura i Umm Zaynat (pobliskich obecnej siedzibie Uniwersytetu w Hajfie), izraelscy weterani gwałtownie złożyli pozew o zniesławienie. Uniwersytet odmówił magistrantowi wsparcia prawnego oraz wyrzekł się odpowiedzialności za wyniki jego badań. Zamiast tego zmusił Katza do podpisania oświadczenia, w którym autor dyskredytował wnioski płynące z własnej pracy. Uniwersytet cofnął stopień naukowy oraz przyzwolił na publiczne upokarzanie i zastraszanie badacza.

W wyniku tego Ilan Pappé również został poddany przesłuchaniom dyscyplinarnym. Wzywano do jego zwolnienia za „naruszenie obowiązków” i „zniesławienie”. Uniwersytet zamknął sprawę dopiero po międzynarodowym oburzeniu i wielu wyrazach solidarności z badaczem płynących z całego świata. Z niewielkiej grupy „nowych historyków”, do której należał Pappé, wszyscy, z wyjątkiem jednego, zostali wypędzeni z Izraela.

Wyjątkiem tym jest Benny Morris – profesor na Uniwersytecie Ben-Guriona – który wyparł się swoich wcześniejszych wniosków naukowych i stał się zdecydowanym zwolennikiem izraelskiej ideologii narodowo-kolonialnej. W międzyczasie rząd przeklasyfikował setki ważnych dokumentów pierwotnie opracowanych przez krytycznych naukowców, w wyniku czego mniej niż 0,5 proc. akt w Archiwum Sił Obronnych Izraela i Instytucji Obronnych jest w tej chwili dostępne publicznie.

Wiele izraelskich uniwersytetów również dyskryminuje osoby pochodzenia palestyńskiego, zastrasza studentów wyrażających się o działalności rządu krytycznie, brutalnie represjonuje palestyńskich studentów protestujących przeciwko izraelskiemu uciskowi czy de facto zakazuje aktywności publicznej w ramach uczelni i poza nią.

Ciche przyzwolenie na ludobójstwo

Między innymi z tych powodów uważamy, iż konieczne jest dokładne prześledzenie działalności izraelskich instytucji akademickich, z którymi Uniwersytet Wrocławski współpracuje. My – studentki i studenci – jasno chcemy sprzeciwić się wspieraniu (również symbolicznemu) polityki militarnej i kolonialnej, w której niejednokrotnie, mniej lub bardziej bezpośrednio, biorą udział również izraelskie uniwersytety. Nasze postulaty ani działania nigdy nie były, nie są i nie będą skierowane przeciwko badaczom żydowskim, żydowskiej kulturze, działaniom mającym na celu jej popularyzację oraz dalsze analizowanie. Niemniej, podobnie jak pisarz żydowskiego pochodzenia Eduardo Halfon (niedawno wypowiadający się na łamach Krytyki Politycznej), zdajemy sobie sprawę, iż nasze słowa mogą zostać wyrwane z kontekstu, umieszczone jako tytuły artykułów i iż możemy zostać oskarżeni o antysemityzm.

Dlatego od początku swojej działalności nieustannie powtarzamy, iż tak nie jest. Wyraz tego widać zarówno w wewnętrznych zasadach naszej okupacji, przemowach podczas protestów czy rozmowach, które odbywamy na terenie ul. Szewskiej 50/51. Wiemy, iż część przedstawicieli społeczności żydowskiej z naszymi postulatami się nie zgadza – na co dzień prowadzimy z nimi dialog, ukazujemy naszą perspektywę, przekazujemy informacje, wobec których naszym zdaniem nie da się przejść obojętnie. Krótko mówiąc, próbujemy zrobić wszystko, żeby zatajana przez dekady historia Palestyny nie została znowu przemilczana na rzecz utrzymania geopolitycznego zachodniego „porządku”, w którego stabilizacji najskuteczniejsze jest znalezienie łatwego do zidentyfikowania Innego. W tym miejscu chcielibyśmy autorowi zadać pytanie, czy przy pisaniu swojego tekstu nie zastanawiał się, czy pomimo jego zupełnego przemilczenia, z jego artykułu nie krzyczy problem islamofobii?

Na koniec, chcielibyśmy nieco opisać kontekst wrocławski dotyczący propalestyńskich protestów, ponieważ w tekście, do którego się odnosimy, nie było miejsca na to, aby ukazać, gdzie naprawdę w tej chwili lokuje się problem Akademii. Od 3 czerwca 2024 roku okupujemy dwa budynki Uniwersytetu Wrocławskiego – od początku protestu zajmujemy trzy sale oraz patio. Pierwszego dnia okupacji podpisaliśmy wraz z przedstawicielami władz UWr Zasady Pokojowego Protestu Okupacyjnego, które uprawomocniają nasz pobyt w Instytutach Kulturoznawstwa oraz Etnologii i Antropologii Kulturowej. Od 42 dni wysyłamy Rektorowi zaproszenia do rozpoczęcia rozmów – przy tym uważamy, iż każdy dzień bierności i milczenia jest cichym przyzwoleniem na ludobójstwo. Profesor Robert Olkiewicz nieustannie odmawia rozpoczęcia dialogu, poprzez nazywanie naszego protestu „nielegalnym”, po pierwsze, łamiąc pierwotne, obustronnie podpisane ustalenia, po drugie, pod znakiem zapytania stawiając własną sprawczość – jakim sposobem od 42 dni kilkudziesięciu studentów śpi w budynku Uniwersytetu Wrocławskiego, jeżeli robi to nielegalnie?

Poza tym, legislacyjna przepychanka w kontekście powodów naszego protestu jest co najmniej nie na miejscu. Nieprzystające do wpajanego nam przez lata obrazu Akademii wydaje się też zamknięcie na studencki głos, odmawianie prawa do krytyki władz, wyłączenie z uniwersyteckiego dialogu oraz ignorowanie faktu, iż od 42 dni budynek pożytku publicznego jest nieustannie zajmowany i eksploatowany przez grupę protestujących studentów.

Artykuł Jakuba Woroncowa wpisuje się w ogólną tendencję tłumienia powstających protestów na rzecz utrzymania hegemonii intelektualnych środowisk Zachodu. Autor, alarmujący o naszym rzekomym podporządkowywaniu się propagandzie i podleganiu ogólnej dezinformacji, sam bezkrytycznie podchodzi do oferowanych mu źródeł wiedzy i kreowanych narracji. Na podstawie wybrakowanej interpretacji przekazów medialnych dotyczących studenckich protestów, wybiera z nich wyrwane z kontekstu elementy, które układają się w pełen obraz wyłącznie wtedy, kiedy wkładane są w tezy, które wydają się być postawione przed rozpoczęciem analizy, a nie w jej wyniku.

Naszym zdaniem rzeczony artykuł nie jest tym, do czego predestynował – kompleksowym i zniuansowanym opisem rzeczywistości – a wyłącznie projektowaniem na nią swoich osobistych niepokojów i lęków, które – z racji ładunku emocjonalnego – nie dają się obronić dzięki merytorycznych argumentów.

Mamy nadzieję, iż w obliczu tak bardzo nietrafionego artykułu redakcja Krytyki Politycznej pozwoli na rozpoczęcie dialogu i zdecyduje się na opublikowanie naszej odpowiedzi. Natomiast Jakuba Woroncowa zapraszamy na ul. Szewską 50/51 we Wrocławiu, gdzie chętnie przedyskutujemy popłoch i rozdrażnienie wywołane przez pojedyncze zdjęcia studentów i studentek z internetu oraz wspólnie uspokoimy siebie nawzajem.

**

Kaja Kędzioł w imieniu protestujących studentów Uniwersytetu Wrocławskiego.

Idź do oryginalnego materiału