Dlaczego uczniowie państw zachodnich mają coraz gorsze wyniki w nauce?

totylkoteoria.pl 3 miesięcy temu

Z badań PISA (ang. Programme for International Student Assessment), przeprowadzanych co kilka lat przez OECD, wynika, iż w państwach zachodnich spada poziom wiedzy i umiejętności uczniów. Coraz gorzej radzą sobie z matematyką, czytaniem ze zrozumieniem oraz naukami przyrodniczymi. Tendencja spadkowa nie jest kilkuletnim odchyleniem, ale regularnym, niepokojącym trendem. Co go powoduje i czy możemy coś z tym zrobić?

Artykuł napisałem dzięki wsparciu moich Patronów i Patronek. To dzięki nim blog ten może istnieć i się rozwijać, a publikowane tutaj teksty i artykuły są niezależne. jeżeli chcesz wesprzeć moją działalność, możesz to zrobić na moim profilu Patronite.

Fot. Matese Fields/Unsplash, z późn. zm.

Jak prezentują się wyniki w ostatnich latach

Badanie PISA przeprowadzane jest od 24 lat. Pierwsza edycja odbyła się w 2000 roku, a ostatnia w 2022. Najbliższych, nowych wyników, powinniśmy spodziewać się w roku 2025. Gdy spojrzymy na wykresy przedstawiające średnie wyniki państw OECD od roku 2003 do 2022 zauważymy, iż regularnie spadają, wręcz pikują w dół. Zarówno w przypadku matematyki, czytania ze zrozumieniem, jak i nauk przyrodniczych.

W roku 2012 uczniowie z OECD mieli średnio ponad 500 punktów z czytania, w 2022 ledwo ponad 480. W przypadku matematyki i nauk przyrodniczych wyniki zaczęły spadać już od edycji z 2009 roku: z trochę powyżej 500 punktów (2009) obniżyły się do ledwo 480 (2022), a z przyrody z około 506 (2009) do nieco ponad 490 (2022). Praktycznie co edycję rezultaty były coraz gorsze. W przypadku samej Polski średni spadek wyników między rokiem 2012 a 2022 wyniósł 23,7 punktów z matematyki, 25,8 punktów z czytania oraz 21,4 punktów z nauk przyrodniczych.

Gdyby spadki były małe, wynoszące średnio kilka punktów, i dotyczyły pojedynczych lat badań, albo jedynie poszczególnych krajów, sytuacja nie byłaby tak alarmująca. Jednakże gdy widzimy, iż wszystkie zachodnie państwa mierzą się z coraz gorszymi jakościowo wynikami nauczania, i iż zjawisko to trwa od ponad dekady, możemy uznać to za poważny powód do zmartwień.

Dlaczego jest coraz gorzej?

Zarówno w sposobie nauczania, jak i w codziennym stylu życia młodzieży, zaszło kilka istotnych zmian od roku 2009. Po pierwsze, było to pojawienie się (i upowszechnianie z roku na rok) telefonów, czyli telefonów komórkowych ze swobodnym dostępem do Internetu. Od tego czasu sięganie po Internet przestało ograniczać się do czasu spędzanego w domu, po szkole czy po zabawie na podwórku. Przestało być limitowane. Gdy mamy bowiem do czynienia z laptopem, czy tym bardziej komputerem stacjonarnym, usiedzenie przy nim, uruchomienie go i zabranie się za różne czynności, nie było możliwe zawsze i wszędzie. W przeciwieństwie do telefona, z którego możemy skorzystać choćby trzymając się jedną ręką poręczy w autobusie pełnym ludzi.

Ten efekt skali czasu spędzanego przed ekranem piorunująco wpłynął na wszystkich, a zwłaszcza na nastolatków, których mózgi i psychika dopiero się rozwijają, a w związku z czym umiejętności kontrolowania impulsu (np. chęci sięgnięcia po telefona) są u nich bardzo słabe. Za to potencjał behawioralnego uzależnienia od urządzenia – wysoki. Sami jako dorośli wiemy, jak trudne bywa powstrzymanie się od bezsensownego i zbędnego sprawdzania różnych aplikacji w telefonie, a dla młodzieży jest to jeszcze znacznie cięższe.

Po drugie, do gry weszły media społecznościowe i rozmaite pokrewne aplikacje. Chodzi o Facebooka, Instagrama, Pinteresta, Twittera (X), DeviantArta, Tumblra, Reddita, Snapchata, Discorda i wiele innych. W ostatnich latach znaczącą rolę odgrywa tutaj TikTok. Platformy te diametralnie zmieniły sposób komunikowania się. Z jednej strony go ułatwiły, ale z drugiej niesamowicie spłyciły relacje międzyludzkie. Stały się też narzędziem do szerzenia szkodliwych ideologii oraz dezinformacji. I, co w tym kontekście najważniejsze, jeszcze bardziej wydłużyły czas spędzany przed ekranem. Na początku XXI wieku przeciętnie było to do około 2 godzin dziennie, w tej chwili czas ten wynosi średnio (z drobnymi odchyleniami, zależnymi od kraju lub regionu) aż 6-8 godzin dziennie. I dotyczy to tylko czasu wolnego, wyniki te nie odnoszą się do czasu pracy czy nauki.

Bądź na biężaco!

Zapisz się na newsletter, aby otrzymywać informacje o nowych treściach na stronie totylkoteoria.pl

Choć telefony mają swoje zalety i pełnią określone funkcje, to nie ulega wątpliwości, iż są na masową skalę nadużywane. Gdyby uznać uzależnienie behawioralne od telefona bądź aplikacji na telefon za odrębną jednostkę kliniczną (tak jak np. uzależnienie od hazardu, bo jest to podobny rodzaj zaburzenia), moglibyśmy już formalnie mówić o epidemii. telefony i aplikacje nie tylko odciągają uczniów od nauki, ale też osłabiają umiejętność skupiania uwagi. Badania opublikowane w czasopismach naukowych wykazały, iż tak jak średni czas ścisłego skupienia badanych w roku 2004 wynosił 150 sekund, tak w 2021 były to już tylko 44 sekundy. Popularność TikToka, którą zdobył od 2021 roku wśród młodzieży, raczej nie przyczyniła się do poprawy sytuacji.

Izolacja społeczna, wynikająca z przesiadywania przed ekranem, zamiast realnego kontaktowania się i nawiązywania relacji, to jeszcze jeden mechanizm niszczący psychikę wśród dzieci, i w efekcie przyczyniający się do pogorszenia zdrowia umysłowego i gorszych wyników w nauce. Nie jest więc zaskakujące, iż coraz więcej państw wprowadza ogólnokrajowe zakazy przynoszenia przez uczniów telefonów do szkół. Zrobiły tak już m.in. Francja czy Szwecja. W niektórych regionach Hiszpanii również ustanowiono takie przepisy. Na przykład w Galicji. Efekt? „Autorzy [badania naukowego – przyp. red.] stwierdzają pozytywny i znaczący wpływ tej polityki [zakazu telefonów – przyp. red.] na wyniki PISA regionu Galicji, które odpowiadają 0,6–0,8 roku nauki matematyki i około 0,72 do prawie jednego roku nauki przedmiotów ścisłych” – konkludują naukowcy, badający wpływ zakazu telefonów na wyniki nauczania. Zauważyli oni też, iż zakaz ten doprowadził do spadku przemocy w szkole oraz poprawy zdrowia psychicznego młodzieży.

W świetle tych faktów nie powinno zaskakiwać, iż coraz więcej psychologów, psychiatrów, socjologów i pedagogów apeluje o ustanowienie prawa, zgodnie z którym korzystanie ze telefonów będzie dozwolone, jak alkohol: od 18. lub chociaż od 16. roku życia. Wśród orędowników takiego podejścia jest wybitny psycholog społeczny, prof. Jonathan Haidt, który dowiódł w licznych badaniach i analizach, iż trwający kryzys zdrowia psychicznego u młodzieży świata zachodniego ma swoje źródło przede wszystkim właśnie w telefonach i mediach społecznościowych, a także w rozpieszczaniu. Wyniki swoich badań spopularyzował w książce pt. „Rozpieszczony umysł”, przyjętej z uznaniem i konsensusem w świecie naukowym.

Natomiast samo porównanie telefonów do alkoholu ma jeszcze jedną analogię: alkohol był legalny do spożywania dla młodzieży, a choćby spożywany oficjalnie w szkołach, jeszcze w latach 50. i 60. w niektórych zachodnich państwach. Francja zakaz podawania dzieciom alkoholu w szkołach wprowadziła dopiero w 1981 roku. Dziś jest to nie do pomyślenia, i prawdopodobnie za jakiś czas podobnie będziemy myśleć o telefonach.

Cyfryzacja i inflacja ocen

Liczne badania, przeprowadzane w wielu krajach, dowiodły, iż zapamiętywanie, kojarzenie faktów, czytanie ze zrozumieniem i inne zjawiska oraz umiejętności poznawcze, kształtują się, rozwijają i podtrzymywane są najlepiej, gdy uczymy się czy czytamy treści w papierze. Dotykając i czując fakturę papieru, spoglądając co jakiś czas na okładkę, słysząc dźwięk przewracanych stron, czując zapach ołówka czy tuszu długopisu, klikając w przyciski kalkulatora, a następnie zapisując wyniki odręcznie, angażujemy znacznie więcej zmysłów i ośrodków neuronalnych w mózgu, niż gdy wykonujemy to cyfrowo. Dlatego też, na przykład, tak bardzo wolimy klawisze mające wyraźny klikający dźwięk po pokonaniu ich oporu, w porównaniu do klawiszy cichych. Z tego też powodu, jak pokazują ekspertyzy, ludzie lepiej zapamiętują fabułę książek, gdy czytają je w papierze, w porównaniu do ebooków. Cyfryzacja edukacji okazała się ślepą uliczką, bo pomimo swej „nowoczesności” jest zwyczajnie uboższa jakościowo, w kontraście do tradycyjnych form nauczania. Szwecja – kraj pionierski pod względem cyfryzacji szkół – wycofała się w zeszłym roku z podręczników elektronicznych i po latach wróciła do papieru, dokładnie ze wskazanych powodów.

Problemem jest też ewidentna inflacja ocen. Zjawisko polega na wystawianiu najwyższych stopni za coraz mniej wysiłku i słabsze efekty w nauce. Przykładowo, dzisiejszy piątkowy uczeń 20 lat temu byłby raczej uczniem czwórkowym, a może choćby trójkowym. W zdobycie dobrych stopni trzeba włożyć dziś znacznie mniej wysiłku niż dawniej. Dotyczy to łatwiejszego przyznawania dobrych ocen przez nauczycieli, ale przede wszystkim tego, iż w tej chwili uczeń musi się znacznie mniej postarać, aby czegoś się nauczyć lub przygotować zadanie domowe, ponieważ wszystko ma wyłożone jak na tacy, w Internecie.

Ostatnio sprawa urasta do poważnego zaburzenia całego procesu nauczania z powodu dostępu do generatorów tekstów, zwanych sztuczną inteligencją, które mogą stworzyć przeciętnej jakości wypracowanie w kilkanaście sekund. Tak więc w przeszłości, w trakcie szukania informacji, uczniowie po drodze dowiadywali się dużo więcej, podobnie jak podczas przygotowywania wypracowań, efektem czego jakość i poziom ich wiedzy i umiejętności były lepsze. Jak to w życiu często bywa, także w edukacji droga do celu jest znacznie bardziej wartościowa, niż końcowe osiągnięcie go. W sytuacji, gdy droga ta zostaje skrócona do minimum, edukacja traci na wartości, podobnie jak wiedza i umiejętności uczniów.

Ideologia zamiast edukacji

Na świat zachodni spadła jeszcze jedna plaga edukacyjna, a jest nią ideologizacja w szkołach. Chodzi o ideologię woke, zgodnie z którą: wszystko może być uznane za przemoc lub uprzywilejowanie; osoby słabe czy upośledzone są lepsze czy bardziej wartościowe od sprawnych i umiejętnych (kult ofiar); obiektywna prawda nie istnieje, bo rzeczywistość kształtują dyskursy, a nie fakty fizyczne, biologiczne, czy społeczne.

Zakaz przynoszenia telefonów określany jest przez zwolenników ideologii woke jako dyskryminacja i łamanie praw uczniów, a zadawanie zadań domowych jako forma opresji. Przyznawanie ocen czy świadectw z czerwonym paskiem to uprzywilejowanie – bo wskazuje, iż ktoś radzi sobie lepiej, a ktoś inny gorzej. Zaś oczekiwanie od uczniów, iż nauczą się czegoś na pamięć, wedle ideologii woke ma być przemocą. Przemocą jest też stosowanie minimalnej dyscypliny: nauczyciel zgodnie z woke ma być kimś, kto zabawia uczniów i spełnia ich oczekiwania, a nie wymaga od nich określonych rezultatów.

W Polsce promotorami takiego podejścia są głównie edukacyjni celebryci, na przykład dr Mikołaj Marcela, apelujący o zniesienie obowiązku szkolnego, czy youtuber dr Krzysztof Maj, zaciekle broniący przynoszenia telefonów do szkół. Do grupy tej należy też Przemysław Staroń, apelujący o tworzenie w szkołach stref „poczucia bezpieczeństwa” – zjawiska ostro krytykowanego np. przez wzmiankowanego wcześniej prof. Jonathana Haidta. Postulaty wyznawców ideologii woke urzeczywistniać zaczęła ostatnio nowa minister edukacji, Barbara Nowacka, chociażby w kwestii zadań domowych. Są też organizacje pozarządowe, które wdrażają rozwiązania w duchu omawianej ideologii, na przykład walczące z banami na telefony w szkołach Stowarzyszenie Umarłych Statutów, czy propagująca psychiczny kult ofiar „Unaweza” Martyny Wojciechowskiej, o czym mogliśmy dowiedzieć się dzięki krytyce celebrytki przez Socjolozki.pl.

Nie trudno zauważyć, iż działania propagowane przez wyznawców ideologii woke w edukacji, siłą rzeczy prowadzą do pogorszenia jakości nauczania. Co wymaga zaznaczenia, tego typu postulaty, jak zniesienie zadań domowych, dyscypliny szkolnej, ćwiczeń pamięci, a choćby całkowicie obowiązku edukacji, uderzają przede wszystkim w dzieci z niższych warstw społecznych, ponieważ nie są wdrażane w szkołach prywatnych, natomiast szkody związane z ideologią woke w rodzinach zamożnych mogą być z łatwością rekompensowane dzięki pieniądzom, majątkowi czy znajomościom.

Umniejszanie roli nauczyciela do postaci usługodawcy, uniżonego wobec uczniów i ich rodziców, mającego zabawiać dzieci zamiast uczyć i pełnić rolę autorytetu, do tego dość słabo opłacanego względem wagi zawodu, który wykonuje – wszystko to dopełnia krajobraz przyczyn spadku jakości nauczania i wyników w badaniach PISA. Szkoła, jako instytucja, sprawdzała się bardzo długo, i przez cały czas może pełnić swoją rolę w sposób zadowalający. Wystarczy ją trochę unowocześnić, wprowadzić edukację dotyczącą np. dezinformacji w sieci czy higieny cyfrowej, bez popadania w ślepy technooptymizm oraz ulegania toksycznym modom ideologicznym.

Jeżeli podoba Ci się artykuł, jak i szerzej moja działalność pronaukowa, dziennikarska i analityczna, zachęcam do dołączenia do grona moich Patronów. Dzięki ich wsparciu mogę utrzymywać i rozwijać tego bloga. Szczególne podziękowania dla najhojniejszych osób, a są to: Katarzyna, Daniel, Wojciech, Michał, Tomasz, Magdalena, Paweł, Jacek, Andrzej, Marek, Adam, Agnieszka, Milena, Łukasz, Miłosz, Agnieszka, Kacper, Marcin, Grzegorz, Małgorzata, Marcin.

Idź do oryginalnego materiału