Wychowanie dzieci nie jest proste. Jesteśmy zmęczeni, niekonsekwentni, mamy wystarczająco dużo swoich problemów, żeby zawsze robić to, co adekwatne…W codziennym biegu zbyt często się poddajemy, odpuszczamy i machamy ręką z myślą, iż jakoś to będzie… Dlatego panuje opinia, iż rodzicom należy w wychowywaniu dzieci pomagać. Sami nie dadzą sobie rady. Skala tej pomocy powinna być naprawdę duża. Sugeruje się, iż powinna obejmować wręcz „całą wioskę”. Tylko jak pomagać, skoro coraz więcej dorosłych nie chce żadnego wsparcia?

Siedź cicho
Niestety hejt na dzieci nie powstaje z próżni. Wywołują go dziwne zachowania rodziców małych osób. Choć pod każdym względem jest karygodny, to z drugiej strony bywa efektem całkowitej bezsilności…Wynika z serii przykrych zachowań z dziećmi w roli głównej.
Na przykład, jak długo można znieść kopanie w fotel przez małe dziecko podczas lotu samolotem? Nie ma szans nie reagować. Po pięciu minutach ustawicznego kopania, nie myślisz o niczym innym, jak o kolejnym kopniaku. Zaczynasz odliczać ciosy. Nie jesteś w stanie skupić się ani na książce, ani na grze, tym bardziej na rozmowie. Coraz bardziej się irytujesz…
Zadajesz sobie pytanie, dlaczego mama i tata dziecka nie reagują? Czemu nic nie robią? W końcu zatem postanawiasz się odezwać, odwracasz się i stanowczo oraz grzecznie mówisz, żeby dziecko przestało. I co się dzieje?
Rzadko usłyszysz „przepraszam” i zauważysz zawstydzone spojrzenie dorosłego, który nie mógł uspokoić dziecka. zwykle w odpowiedzi zgromi cię wzrok z kategorii, co się czepiasz…Gdyby tego było mało, przy opuszczeniu pokładu samolotu mamusia czy tatuś na do widzenia spiorunują cię wzrokiem, tak, jakbyś zrobiła coś niestosownego. Nie ma znaczenia, jak bardzo miła byłaś, jak czułaś się niekomfortowo zwracać uwagę…to twoja wina, iż nie wytrzymałaś ustawicznego uderzania w fotel. Co z rodzicami takich dzieci jest nie tak?
Dziecko źle się zachowuje
W szkołach wcale nie jest lepiej.
Dzwonisz do mamy dziecka, które od tygodni hejtuje twoje. Zaczynasz delikatnie, żadne tam oskarżenia, mówisz, iż dzieci się nie dogadują, iż może tu zadziałać razem, rozwiązać sytuację, bo nie jest dobrze…. I w odpowiedzi słyszysz, iż to wina twojego syna czy córki. Tak, mimo iż dyplomatycznie zaczęłaś rozmowę od tego, iż jest konflikt, a nie od skarżenia drugiego dziecka, to i tak ci się oberwało. I to dosłownie, z całą mocą. Nieśmiało zwracasz uwagę, iż nauczyciel jest świadkiem niedobrych zachowaniem dziecka twojej rozmówczyni. To nie ma znaczenia. Osoba po drugiej stronie nie chce słyszeć niczego na temat „swojego idealnego synka czy córki”. W ogóle jak śmiesz się odzywać? Jak śmiesz zwracać uwagę? To twoja wina. Na koniec słyszysz trzask słuchawki i wiesz, iż sytuacja jest patowa.
To kłamstwo
Niekiedy choćby bliskiej znajomej nie ma sensu mówić o wyskokach nastolatka. Dlaczego? Bo ci nie uwierzy. Tylko czy zada sobie przy tym pytanie, w jakim celu miałabyś kłamać, skoro widać, iż tego typu rozmowa nie jest dla ciebie łatwa?
Widziałaś złe zachowanie syna, ale takie alarmujące, o którym należałoby powiedzieć teoretycznie najbardziej zainteresowanej osobie? Dwa razy się zastanów, czy to robić. Może się zdarzyć tak, iż znajoma ci nie uwierzy, a jeszcze śmiertelnie się na ciebie obrazi. Możesz porozmawiać naprawdę delikatnie, być osobą taktowną i empatyczną, ale to na nic….
Są osoby, które nie chcą wierzyć w to, iż ich idealne dziecko zachowuje się nie tak, jak trzeba. Zadziała u nich instynkt rozgniewanego rodzica oraz kogoś, kto w odwecie za złe wieści rozstrzeliwuje posłańca złych nowin…W myśl zasady – nie ma świadka, nie ma problemu.
Dziecko może robić, co chce
Do wychowania dziecka potrzeba całej wioski. Tymczasem, gdy rzeczywiście próbujesz z dobrej woli zareagować, to dowiadujesz się, iż dziecko może robić, co chce, iż to z tobą jest coś nie w porządku.
Problem narasta. Widzą to nauczyciele, widzą trenerzy, osoby zawodowo przebywające wiele godzin z dziećmi. Brak granic, brak reakcji na złe zachowanie kończy się tym, iż z dziećmi nie sposób wytrzymać. Młode osoby stają się trudne nie tylko dla nauczycieli, opiekunów, ale też sąsiadów, czy własnych rodziców. Rodzice nie są w stanie odpocząć w domu, wolą dłużej być w pracy, nie radzą sobie z opieką, dlatego podrzucają dzieci do zirytowanych i zmęczonych dziadków, do placówek przedszkolnych, w których dzieci mogą przebywać choćby do 22 godziny.
Tworzone są miejsca „bez dzieci”, takie, w których młode osoby nie są mile widziane. Wszystko z prostej przyczyny – brak dobrego wychowywania dzieci przez rodziców, poczucia, iż dziecko może wszystko i za wszystkich decydować.
Nie ma zatem co się potem dziwić, iż na końcu rodzice pozostają ze swoimi dziećmi sami…nikt zwyczajnie nie chce im pomóc. Nikt normalny nie pozwoli sobie na złe traktowanie, brak szacunku, a choćby agresję czy wprost bezczelne wybryki. Gdzieś po drodze niestety wszyscy się pogubiliśmy, z największą szkodą dla naszych dzieci. Bo jak sobie poradzą dzieci w przyszłości, które z nikim i niczym się nie liczą?