Dołączyłam do grupy dla nastolatków. Wystarczyły 2 dni i zrozumiałam, jak bardzo się mylimy

mamotoja.pl 2 godzin temu
Zdjęcie: Co się dzieje w grupach dla nastolatków fot. AdobeStock/Brian


Kiedyś mówiło się, iż młodzież przesadza, iż „to tylko internet” i iż wszystko da się kontrolować. Ale po tym weekendzie wiem jedno: my, rodzice, często żyjemy w złudzeniu. Myślimy, iż wiemy, co robią nasze dzieci w sieci. W rzeczywistości nie mamy o tym pojęcia.

Nie planowałam żadnego „śledztwa”. Ktoś podesłał mi link do zamkniętej grupy, w której – jak twierdził – „dzieciaki mają swój świat”. Kliknęłam z czystej ciekawości. Wystarczyło kilka pytań kontrolnych (wiek, zainteresowania, ulubiony serial) i po kilku minutach byłam „jedną z nich”. Przez chwilę poczułam się, jakbym cofnęła się o 25 lat – tyle iż zamiast pamiętników i liścików w zeszycie, dziś wszystko dzieje się na ekranie.

To, co tam zobaczyłam, przeszło moje najśmielsze oczekiwania. W ciągu 48 godzin przewinęły się setki postów. Niektóre niewinne, o szkole czy znajomych. Ale większość... bolała.

Świat, który krzyczy po cichu

Najwięcej postów dotyczyło emocji. Dziewczyny pisały, iż czują się niewystarczające, chłopcy – iż nikt ich nie słucha. Było sporo zdjęć, często przerobionych filtrami, pod nimi setki komentarzy: „śliczna”, „idealna”, „zazdroszczę ci”. Ale wystarczyło zajrzeć głębiej – między te komentarze wkradały się wiadomości: „czuję się jak śmieć”, „chciałabym zniknąć”.

To nie był żart. To był język bólu, który dorośli często ignorują. Dzieciaki próbują go przykryć memami, żartami, estetyką internetowych trendów, ale pod spodem widać samotność, która aż kłuje.

W pewnym momencie zorientowałam się, iż ta grupa działa jak terapia. Tyle iż bez terapeuty. Setki nastolatków wyrzucały z siebie emocje, a inni odpowiadali im emotkami i półsłówkami. Nie było dorosłych, nie było wsparcia, tylko echo.

Internet jako lustro

Wielu rodziców myśli, iż ich dzieci po prostu „siedzą na telefonie”. Ale ten telefon to dziś całe życie: przyjaźnie, tożsamość, miłość, strach. Kiedy przeglądałam te posty, miałam wrażenie, iż internet stał się lustrem, w którym młodzi widzą tylko to, co chcą, a nie to, kim naprawdę są.

Zaskoczyło mnie, jak bardzo wszystko jest tam oparte na porównywaniu. „Jak wyglądam?”, „Czy on mnie lubi?”, „Czy jestem wystarczająca?”. Nie ma rozmów o planach, pasjach, przyszłości. Jest tu i teraz, bardzo intensywne, bardzo emocjonalne, bardzo kruche.

Gdzie są rodzice?

To pytanie wracało do mnie przez cały weekend. Nie w formie oskarżenia, ale troski. Wielu rodziców ma dziś dobre relacje z dziećmi, ale to nie wystarczy. Świat online ma własne zasady, własny język i tempo. Tam wszystko dzieje się szybciej, mocniej, bez filtrów dorosłych emocji.

Nie chodzi o to, żeby kontrolować. Chodzi o to, żeby być obecnym. Znać nazwy aplikacji, wiedzieć, gdzie dzieci spędzają czas w sieci, o czym rozmawiają. Bo kiedy wkracza się tam po raz pierwszy – jak ja wtedy – człowiek uświadamia sobie, iż jest o kilka epok w tyle.

Co mnie najbardziej uderzyło

Nie były to wulgarne żarty ani prowokacyjne zdjęcia, jak można by przypuszczać. Najbardziej wstrząsnęło mnie to, jak bardzo młodzi ludzie tęsknią za autentycznym kontaktem. Pisali:

  • „Nie mogę powiedzieć tego mamie, bo się zdenerwuje.”
  • „Nauczycielka mówi, iż dramatyzuję.”
  • „W domu i tak nikogo nie obchodzi, co czuję.”

Czytając to, miałam łzy w oczach. Bo wiem, iż za tymi słowami stoją prawdziwe dzieci – może nasze własne.

Po weekendzie w innym świecie

Wyszłam z tej grupy po dwóch dniach. Miałam poczucie, jakbym wróciła z innej planety. Ale coś się we mnie zmieniło. Zrozumiałam, iż jeżeli chcemy naprawdę chronić nasze dzieci, musimy przestać myśleć, iż internet to „ich zabawka”. To ich przestrzeń emocjonalna, w której często czują się bardziej wysłuchani niż w domu.

Dlatego, zamiast pytać: „Znowu siedzisz w telefonie?”, warto zapytać: „Z kim dziś rozmawiałaś?”, „Co cię poruszyło?”. Bo tam, w tych zamkniętych grupach, rozgrywa się prawdziwe życie – tylko my, dorośli, zbyt często patrzymy w drugą stronę.

Zobacz także: To najgorszy nawyk toksycznych rodziców. Dziecko od razu zapada się w sobie

Idź do oryginalnego materiału