Dom dla chłopców

newsempire24.com 1 tydzień temu

**Dom dla Synów**

Stanisław był z tych mężczyzn, którym wszystko szło jak z płatka. Wybudował dom, wychował dwóch synów i zasadził na swoim kawałku ziemi mnóstwo drzew. Krótko mówiąc, życie miał pełne i dobre.

Dom postawił własnymi rękami, na obrzeżach Krakowa, w spokojnej dzielnicy. Z czasem podłączył gaz, wodę, urządził wszystko jak w miejskim mieszkaniu – choćby wannę zamontował. Tylko iż dom był przestronniejszy niż blok, a sąsiadów nie trzeba było znosić.

Żona, Krystyna – mądra i urodziwa – wszystko ogarniała: gotowała, sprzątała, dbała o ogród. Stanisław zawsze jej pomagał. W domu rosły im dwa syny – różnica wieku pięć lat. Żyli szczęśliwie.

Aż tu nagle Krystyna poważnie zachorowała i odeszła, gdy młodszy syn kończył czwartą klasę. Stanisław długo rozpaczał, ale wziął się w garść, nie dał się upić smutkom. Ciężko było samemu, brakowało kobiecej ręki. O kolejnym małżeństwie choćby nie myślał.

On i Krystyna zawsze pragnęli, by synowie zdobyli dobre wykształcenie, zrobili karierę. Robili, co mogli. Starszy, Marek, skończył liceum, poszedł na studia. Ożeni się – gospodyni w domu będzie. Stanisław był z niego dumny. Młodszy, Tomek, do nauki się nie palił, ale w gospodarstwie ojcu pomagał.

Na czwartym roku Marek faktycznie się ożenił.

— Miejsca u nas pod dostatkiem. Dom dla was budowałem. Po co wam blok z sąsiadami? Wszechobecny hałas, zalania, czekanie na ogrzewanie jesienią? A tu włączysz, kiedy chcesz. — Choć Stanisław przekonywał, by nie marnowali pieniędzy na wynajem, młodzi nie słuchali.

Iwona, żona Marka, stanowczo odmówiła mieszkania w domu na wsi, a już tym bardziej z teściem. A Marek, zakochanym będąc, zgadzał się na wszystko. Stanisław pomartwił się trochę, ale dał spokój. Niech żyją, jak chcą.

— A ty, Tomek, chociaż przyprowadź żonę do domu. Dla kogo go stawiałem? — pytał ojciec.

— Jeszcze za wcześnie na małżeństwo — mówił syn, machając ręką.

Stanisław robił jesienne zapasy, połowę oddawał starszemu synowi, ale ten niechętnie brał. Iwona wstydziła się, bo sama nic nie hodowała, nie zbierała, nie robiła przetworów.

— Nie obcym daję, tylko swoim dzieciom. Niech się nie krępują. Bierzcie i jedzcie, bo się obrazzę — mówił, wręczając ciężką torbę. — Jak skończycie, jeszcze dam.

Tomek skończył szkołę, ale dalej się nie kształcił – poszedł do wojska.

Raz przyszedł do ojca Marek. Krążył jak kot wokół śmietany, nie mogąc zacząć rozmowy. Stanisław widział, iż coś go męczy, ale bał się powiedzieć. W końcu ojciec sam zagadnął:

— Iwona jest w ciąży. Będzie syn — wyznał Marek, patrząc, jak ojciec zareaguje.

Stanisław ucieszył się, pogratulował.

— Ale nie po to przyszedłeś, by dzielić się tą nowiną. Mów wreszcie — naglił.

— Z dzieckiem przyjdą wydatki, a pracuję tylko ja. Iwona za miesiąc idzie na macierzyński. Wynajem będzie za drogi.

— No to się przeprowadźcie do mnie. Tomek w wojsku, nie będzie wam przeszkadzał. Dom duży, miejsca starczy. A jak mało, dobudujemy. Wszystkie wygody mamy. Powietrze czystsze niż w mieście. Dla dziecka idealnie. Po co się zastanawiać? Od dawna was proszę — mówił uradowany Stanisław.

— Iwona nie chce. Jak tu wszyscy razem? Niemowlę nie będzie ci dawało spać, pieluchy wszędzie suszyć. A Tomek wróci? A ożeni się? Dzięki, ale to nie rozwiązanie.

— Więc masz inny plan? — spytał wprost.

— Mam, tato. Ojciec Iwony proponuje, żebyście dołożyli się po połowie do mieszkania. Jego kolega sprzedaje tanio — wyjeżdża za granicę.

— Dużo trzeba? Rozumiem, iż kawalerka wam nie wystarczy. Dziecko przyjdzie. Mam trochę oszczędności. Mów szczerze, ile?

Marek podał sumę i czekał na reakcję.

— To cena całego mieszkania czy tylko moja część?

— Twoja.

— To wszystko, co mam. Tomek wróci, może ożeni się. Jak go zostawię bez pomocy? A jeżeli zechce studiować? To niesprawiedliwe.

— Tato, pomożemy mu obaj. Szkoda tracić taką okazję. Później za takie pieniądze nie znajdziemy. A jak Iwona urodzi, to już nie czas na szukanie.

Całą noc Stanisław nie spał. Myślał, jak pogodzić losy obu synów. Wychodziło, iż młodszego będzie musiał pokrzywdzić. Ale nie na bruk go wyrzuci. Może jego żona będzie bardziej ugodowa, przyjdzie do dużego domu. Starszemu też nie odmówi. Szkoda tylko, iż nie chcą zamieszkać razem. Wspomniał, jak sam męczył się w ciasnocie z rodzicami po ślubie. Wtedy postanowił zbudować dom, by było miejsce dla wszystkich. A teraz młodzież woli beton.

Nazajutrz zadzwonił do Marka i obiecał pieniądze. niedługo syn kupił mieszkanie i zaprosił ojca na nowe lokum.

Stanisławowi się nie spodobało. Po przestronnym domu wydało się ciasne, a kuchnia mikroskopijna. Ale teść tłumaczył, iż młodzi powinni żyć samodzielnie. Może i racja. Nie sprzeczał się, licząc, iż choć młodszy syn z nim zostanie.

A Tomek wrócił z wojska, znalazł pracę jako kierowca – dobre zarobki.

— Marek studia skończył, a co z tego? Pieniędzy ledwo starcza — mawiał.

Po roku Tomek wprowadził do domu żonę. Nie urody niesłychanej, ale gospodarną. Stanisław nie mógł się nacieszyć. Ania gotowała, sprzątała, prała, choć w ziemi kopać nie lubiła. Miejska była.

Stanisław poszedł na emeryturę i zajął się ogrodem. Sąsiadka często prosiła go o pomoc – coś naprawić, przekopać grządki. Złote ręce miał. A co? Wiek mu nie odebrał urody. A ona gościła go pierogami i barszczem.

I tak jakoś samo wyszło, iż został u niej. Dom wyremontował, aż lśnił. Z dwóch ogrodów plony były takie, iż choćby na sprzedaż starczało. Kto grosza nie liczy?

Ale tak żyć – nie po Bożemu. Oświadczył się sąsiadce. Ta odmówiła. Miała córkę, która mieszkała osobno. Nie była przeciwna wspólnemu życiu, ale bałaJednak starszy syn Marek nagle zmienił zdanie i pewnego dnia przywiózł swoją rodzinę do domu ojca, gdzie starszy Stanisław w końcu znalazł spokój, otoczony wnukami i wspólnymi wieczorami przy blasku kominka.

Idź do oryginalnego materiału