**Dom dla synów**
Miłosz był z tych mężczyzn, którzy potrafią wszystko. Zbudował dom, spłodził dwóch synów i zasadził na swojej działce mnóstwo drzew. W sumie życie przeżył nie na darmo.
Dom postawił sam, własnymi rękami, na obrzeżach Poznania, wśród innych domów jednorodzinnych. Z czasem podciągnął gaz, podłączył wodę. Wszystko urządził jak w miejskim mieszkaniu, choćby wannę wstawił. Tylko dom był przestronniejszy od mieszkania i bez wścibskich sąsiadów.
Mądra i piękna żona wszystkiemu potrafiła podołać: i nakarmić, i posprzątać, i ogród dopilnować. Miłosz we wszystkim jej pomagał. Rosły w rodzinie dwóch synów, z różnicą pięciu lat. Żyj i ciesz się.
Aż tu nagle żona poważnie zachorowała i zmarła, gdy młodszy syn był w czwartej klasie. Długo Miłosz pogrążał się w żalu, ale zebrał się w sobie, nie dał się wciągnąć w alkohol. Ciężko było samemu, brakowało w gospodarstwie kobiecej ręki. Ale o ponownym ożenku choćby nie myślał.
On i żona zawsze marzyli, iż dzieci zdobędą dobre wykształcenie, odniosą sukces, zrobią karierę. Zrobili wszystko, by to osiągnąć. Starszy, Marek, skończył szkołę i poszedł na studia. Ożeni się — i będzie gospodyni w domu. Miłosz dumny był ze starszego syna. Młodszy, Jakub, do nauki specjalnie się nie garnął, ale pomagał ojcu we wszystkim.
Na czwartym roku Marek rzeczywiście się ożenił.
— Miejsca jest dużo. Dla was dom budowałem. Po co wam życie w bloku, z sąsiadami za ścianą? A tu możecie włączyć ogrzewanie, kiedy chcecie. — Choć Miłosz starał się odwieść młodych od wydawania pieniędzy na wynajem, nic nie wskórał.
Kamila, młoda żona Marka, kategorycznie odmówiła życia w domu jednorodzinnym, tym bardziej z teściem. A Marek we wszystkim szedł jej na rękę — kochał. Pociągnął nosem Miłosz i pogodził się z losem. Niech żyją, jak chcą.
— Przynajmniej ty przyprowadź żonę do domu. Dla kogo go stawiałem? — mówił Miłosz do młodszego syna.
— Jeszcze za wcześnie na małżeństwo — machnął ręką Jakub.
Na jesieni Miłosz robił zaprawy, pół oddawał starszemu synowi. Ten nie garnął się specjalnie, tłumacząc, iż Kamili wstyd, bo przecież sama nie pomagała w zbiorach ani w przetworach.
— Nie obcym daję, tylko własnym dzieciom. Niech się nie krępuje. Bierzcie i jedźcie, bo się ostatecznie pogniewam — mówił Miłosz, wręczając synowi wypchaną torbę. — Zjecie, to jeszcze dam.
Młodszy syn skończył szkołę, ale nie chciał się dalej uczyć — poszedł do wojska.
Pewnego dnia przyszedł do ojca starszy syn. Rozmowa jakoś nie kleiła się, Marek krążył wokół tematu. Miłosz widział, iż syna coś dręczy, ale boi się czy wstydzi powiedzieć. Nie wytrzymał, poprosił, by się zwierzył.
— Kamila jest w ciąży. Będzie syn — powiedział Marek i patrzył, jak ojciec zareaguje.
A Miłosz ucieszył się, pogratulował.
— Tylko nie po to przyszedłeś, żeby mi to powiedzieć. Nie owijaj w bawełnę, mów — przynaglił syna.
— Z dzieckiem wydatki wzrosną, a tylko ja zarabiam. Kamila za miesiąc idzie na urlop macierzyński. Ciężko będzie opłacać wynajem — zaczął tłumaczyć Marek.
— No to się przeprowadźcie do mnie. Jakub jest w wojsku, nikomu nie będziecie przeszkadzać. Dom duży, miejsca starczy. A jak mało, to dobudujemy. Wszystkie wygody są. Powietrze lepsze niż w środku miasta. Idealne dla dziecka. O czym tu myśleć? Od dawna was zapraszam — uradował się Miłosz.
— Kamila nie chce. I jak tu będziemy wszyscy razem? Dziecko będzie budzić, pieluchy rozwieszone po całym domu. A Jakub wróci z wojska? A ożeni się? Dzięki, ale to nie rozwiązanie — odparł Marek.
— Nie po to przyszedłeś, żeby o tym pogadać, prawda? Masz inny pomysł? — spytał wprost Miłosz.
— Mam, tato. Ojciec Kamili proponuje, żebyście dołożyli się po połowie i kupili nam mieszkanie. Jego kolega z pracy sprzedaje tanio — wyjeżdża za granicę — gorączkowo tłumaczył syn.
— Dużo trzeba? Pewnie nie jednopokojowe, skoro dziecko w drodze? Mam trochę oszczędności. Mów wprost, ile.
Marek nazwał sumę i spojrzał na ojca wyczekująco.
— To cena całego mieszkania, czy tylko moja część? — spytał Miłosz.
— Tylko twoja — odparł Marek, lekko się jąkając.
— To wszystko, co mam. Jakub wróci, ożeni się. Jak ja go zostawię bez pomocy? A jeżeli zechce się uczyć? To niesprawiedliwe. — Pokiwał głową Miłosz.
— Tato, pomożemy mu razem. Szkoda przegapić taką okazję. Za takie pieniądze nie znajdziemy później mieszkania. A jak Kamila urodzi, to już w ogóle nie będzie czasu — przekonywał Marek, wyraźnie nerwowy.
Całą noc Miłosz nie spał. Przekładał myśli na wszystkie strony, ale nie umiał pogodzić interesów obu synów. Wychodziło na to, iż młodszego i tak będzie musiał pokrzywdzić. Ale nie na bruku zostanie. Może jego żona będzie bardziej ustępliwa, wprowadzi się do dużego domu. I Marka też nie zostawi bez wsparcia. Najlepiej, żeby się jednak zdecydowali na przeprowadzkę. A może mają rację, nie chcąc żyć z rodzicami?
Przypomniał sobie, jak sam męczył się w ciasnym mieszkaniu z teściami, kiedy się ożenił. Wtedy postanowił, iż zbuduje dom, by starczyło miejsca dla wszystkich. A teraz młodzi nie chcą grzebać w ziemi. Mieszkanie im podaj.
Rano zadzwonił do Marka i powiedział, iż da pieniądze. niedługo Marek kupił mieszkanie i zaprosił ojca na nowe lokum.
Mieszkanie nie spodobało się Miłoszowi. Po przestronnym domu wydawało się ciasne, a kuchnia mikroskopijna. Ale teść Marka powiedział, iż młodzi powinni żyć osobno, niezależnie. Może i racja. Miłosz nie sprzeczał się, licząc, iż przynajmniej młodszy syn z nim zostanie.
A Jakub wrócił z wojska, zatrudnił się jako kierowca z dobrą pensją.
— I po co Marek skończył studia? — mawiał. — Zarabia grosze, a nie wiadomo na co.
Po roku Jakub przyprowadził do domu żonę. Nie urodę, ale gospodA gdy Miłosz pewnego dnia zasnął na zawsze w swoim fotelu, jego dom, który z taką miłością budował dla synów, stał się tylko cichym świadkiem zapomnianych marzeń.