**Idealna żona**
Już na studiach Wojtek doszedł do wniosku, iż ożeni się tylko z dziewczyną spokojną i zrównoważoną. Takie są stworzone do rodziny. Tymczasem spotykał się z innymi żywiołowymi, gadatliwymi, niektóre od razu wymagały kwiatów, prezentów i kawiarni. Ale skąd biedny student miał na to pieniądze? Dlatego rozglądał się uważnie, sprawdzając, która jest która.
Pod koniec studiów związał się z Kingą inteligentną, spokojną i pedantyczną. Od razu widać było, iż dba o każdy szczegół.
Lesiu mówił Wojtek do przyjaciela chyba pora się ożenić. Ty już jesteś rodzinny człowiek, a u was niedługo będzie jeszcze więcej gwaru.
No wreszcie, Wojtek! Od dawna ci to powtarzam. Więc jak, o Kingę z mojej grupy chodzi? dopytywał się Leszek. Świetny wybór, ma głowę na karku, jest piękna, a przede wszystkim opanowana, zero histerii. I co za pedantka! Notatki zawsze idealne pół studiów jej przepisywałem
Tak, o Kingę. Myślę, iż to najlepsza opcja, przynajmniej spośród tych, które znam śmiał się Wojtek.
Przed końcem studiów oświadczył się Kingi, a ona się zgodziła.
Kinga z młodszą siostrą często były same w domu, gdy chodziły jeszcze do szkoły. Ojciec kierowca ciężarówki wyjeżdżał na długo, a matka wracała dopiero wieczorem. Kiedy Kinga podrosła, przejęła obowiązki domowe: gotowała, sprawdzała lekcje siostrze. Choć matka specjalnie jej do tego nie zmuszała, taka już była z natury.
Gdy Kinga z siostrą i matką odwiedzały ciocię Irenę, starszą siostrę mamy, zawsze dziwiła się:
Ależ u cioci czysto! myślała, rozglądając się po domu. Te piękne, manualnie robione serwetki
Naczynia lśniły, a w domu panowała sterylna wręcz czystość można by pomyśleć, iż nikt tu nie mieszka. Kinga jeszcze wtedy nie rozumiała, iż właśnie tę cechę odziedziczyła po cioci. U siebie też dążyła do porządku, choć nie zawsze się udawało. Za to w zeszytach i na biurku panował idealny ład. Na studiach również prowadziła notatki z chirurgiczną precyzją, zdawała egzaminy bez problemu, a na dodatek zawsze wyglądała nienagannie.
Po ślubie zamieszkali razem w jego dwupokojowym mieszkanku.
Wojtek, urządziłeś się zazdrościł mu z uśmiechem Leszek. Od razu swoje cztery kąty i piękna żona. Nie to, co my wciąż wynajmujemy cudze ściany. A o własnym mieszkaniu choćby nie marzymy.
Kinga postanowiła stworzyć dom idealny. Tak jak u cioci Ireny. Dbała o czystość i porządek, była prawdziwą perfekcjonistką.
Nikt jej nie wytłumaczył, iż dla żony i matki najważniejsi powinni być bliscy, a nie lśniące podłogi. Zrozumiała to dopiero po kilku życiowych lekcjach.
Oni z Wojtkiem byli jak ogień i woda. Wojtek hałaśliwy, towarzyski, uwielbiający imprezy i spontaniczne wyjazdy. Kinga jego przeciwieństwo. Gdy on marzył o biwakach, wędkowaniu i grillowaniu, ona wolała haftować, czasem czytać lub dziergać na drutach.
Przed narodzinami starszego syna jakoś znosiła te wyjazdy, choć nigdy nie pałała do nich entuzjazmem jechała głównie dla niego.
Gdy zaczynało się lato, Wojtek już liczył dni do weekendu.
Kinga, jutro jedziemy nad jezioro z namiotem. Będzie ryby łowić i kiełbaski piec. Pakuj się.
Wojtek, no nie lubię tej twojej natury tylko komary karmię i plecy bolą od twardej ziemi. Do tego wszędzie zarazki odpowiadała, choć wiedziała, iż i tak pojedzie.
Gdy była w zaawansowanej ciąży, odmawiała, a on nie nalegał. Za to oddawała się urządzaniu gniazdka. Dbając o zdrową dietę i sterylne otoczenie, stworzyła wymarzony dom.
Kinga, u ciebie jak w szpitalu dziwiła się przyjacółka Ania, która czasem ją odwiedzała. Jesteś idealną żoną! Skąd ty na to wszystko masz czas? U mnie chaos chłopaki wszystko przewracają do góry nogami. choćby ich do ciebie nie przyprowadzę, bo potem nie poznałabym własnego mieszkania śmiała się. A mój mąż złoto, czasem daje mi wolne, żebym odpoczęła. Sam ich zabiera na spacer.
Wojtek bywał impulsywny. Ciągnął ją czasem do sypialni w środku dnia, a ona się opierała:
Jeszcze mam prasowanie! Jak nie wyprasuję, potem będzie gorzej
Kinga, szczerze? Mam to gdzieś, czy śpię na wyprasowanej pościeli mówił, obejmując ją. Czasem mam wrażenie, iż nasze mieszkanie to sala operacyjna. Taka sterylność całował ją w szyję.
Wojtek, czy to źle, iż lubię czystość?
Nie mówię, iż źle. Ale chyba przesadzasz mruczał, ciągnąc ją do łóżka.
Pewnego wieczoru oznajmił:
Kinga, w weekend jedziemy z chłopakami w Bieszczady. Będą narty i kulig. Pakuj się. Jest i sauna, ale jak nie chcesz, możesz odpocząć na świeżym powietrzu. A noc w drewnianej chacie to coś! Piec i drewno
Co ty wygadujesz? Po pierwsze, jestem w szóstym miesiącu, a ty mnie chcesz ciągnąć w dzicz, i to zimą! Co jeżeli się przeziębimy?
Jezu, Kinga, ale z ciebie maruda. Wszędzie ci nie pasuje
Gdy urodził się Kuba, o mało nie oszalała na punkcie sterylności. Choć sama zaczęła to widzieć, nie potrafiła przestać. Była zmęczona, ale wszystko ogarniała. Gdy Kuba poszedł do przedszkola, wróciła do pracy, ale niedługo z niej skorzystała.
Wojtek, chyba znów jestem w ciąży oznajmiła.
Jutro jedziemy do lekarza powiedział i zawiózł ją.
No tak uśmiechnęła się, wsiadając do samochodu.
Już wiedziałem, kiedy wyszłaś z gabinetu z tą miną odparł, też się ciesząc.
Gdy urodziła się Zosia, znów wpadła w wir prania, prasowania i sprzątania. choćby Wojtek miał dość.
Kinga, zmieniasz się w kwokę narzekał. Poza dziećmi, czystością i jedzeniem na parze nic cię nie obchodzi. Te twoje kotlety już mi wychodzą uszami, usmaż coś normalnego.
Ale smażone jest niezdrowe, zwłaszcza dla dzieci