"Dzieci znajomych zdemolowały moje mieszkanie. Gdzie się podziało dobre wychowanie?!"

mamadu.pl 1 rok temu
Zdjęcie: Każdy z nas ma inne podejście do wychowania, jednak czasem przydałby się wspólny mianownik. fot. unsplash


Coś, co dla jednego rodzica jest nie do pomyślenia, dla innego to codzienność i zwykłe dziecięce zachowanie. W końcu każdy z nas ma prawo o tym decydować. Problem może się jednak pojawić, gdy w jednym pomieszczeniu zamknie się osoby o odmiennym podejściu do wychowania. Co jest normą, a co już przekroczeniem pewnej granicy?


Grzeczne czy niegrzeczne - oto jest pytanie


To, iż rodzice wychowują dzieci na różne sposoby, nie ulega wątpliwości. Wcale nie tak rzadko zdarza się, iż spotykamy się z zachowaniem dziecka, które w jednym domu absolutnie by nie przeszło, natomiast w innym jest dość normalne. Pewna mama była mocno zszokowana, gdy zaprosiła nowych znajomych do swojego domu. Jej zdaniem tak dzikie i niekontrolowane zachowanie jest nieporządku. Przesadza, a może ma rację?


"Mam 30 lat i dla jasności - nie pochodzę z rodziny, w której dzieci były rozstawiane po kątach. Zawsze u nas panowały jakieś zasady, których musieliśmy przestrzegać, ale mimo to było wesoło. Gdy urodziło się moje pierwsze dziecko, zaczęłam poznawać nowe mamy, z którymi widywałam się na placach zabaw czy w klubikach dla dzieci. Całkiem gwałtownie się zaprzyjaźniłyśmy, w końcu miałyśmy wiele wspólnych tematów. Kłopot zaczął się, gdy zaczęłyśmy się zapraszać do domów, a one zaczęły zabierać ze sobą również starsze dzieci.


Podczas gdy przyzwyczajona jestem do mało ruchliwych niemowląt, nagle w domu miałam kilkoro rozbrykanych przedszkolaków. Niby to tylko dzieci, które się bawią, ale ich zachowanie zdecydowanie mnie przerosło. Zaczęły robić absolutnie wszystko to, na co miały ochotę. Skakały po kanapie, wchodziły do naszej sypialni i grzebały w szafach. Bez krępacji zaglądały do kuchni, częstując się z lodówki bez pytania. Momentalnie moje mieszkanie zaczęło wyglądać jak po przejściu tsunami, a ja zaczęłam czuć, iż się duszę. Tego było zbyt wiele dla mnie.

Zniszczenia to nie problem, brak reakcji już tak


Gdy przygotowałam coś do jedzenia, nie były w stanie usiedzieć w miejscu, tylko ciągle odchodziły od stołu albo chodziły z jedzeniem po mieszkaniu. Nieustannie przerywały nam w rozmowach, nie będąc w stanie poczekać, aż skończymy rozmawiać. Po wizycie zostałam z wielkim bałaganem w absolutnie całym mieszkaniu, a dodatkowo odkryłam, iż ściana jest pomalowana kredkami, a tapeta rozdarta.


Wiem, iż może to zabrzmi jak narzekanie osoby, która ma maleńkie dziecko i jeszcze nie wie, jak to jest ze starszymi. To nie tak, iż urwałam się z choinki. Mam znajomych i mam do czynienia ze starszymi dziećmi. Pierwszy raz spotkałam się natomiast z sytuacją, gdy matki siedziały i ignorowały, co wyprawiają ich dzieciaki.

Tak naprawdę bardziej niż zachowanie dzieci zszokowała mnie postawa ich mam. Ani razu nie padło: 'Kochanie, tak nie można'. Zero reakcji i wyjaśnienia dziecku, iż robi coś niebezpiecznego czy też niszczy czyjąś własność. To ja wyszłam na tę drętwą i przewrażliwioną, prosząc i tłumacząc, iż nie chcę, by walczyły na poduszki w mojej sypialni czy grzebały w moich kosmetykach. Nowe koleżanki stwierdziły jedynie, iż muszę wyluzować, bo dzieci są tylko dziećmi i tak to wygląda. Sama o tym się przekonam za parę lat, jak moja córka podrośnie.

Wyobrażam sobie, iż są domy, w których rodzice dają dzieciakom luz i pozwalają na dzikie zachowanie. Rozumiem, iż może to komuś nie przeszkadzać, a swoboda jest ich pomysłem na wychowanie. Nie chodzi mi o ocenianie, czy te dzieci są grzeczne, czy też niegrzeczne. Moim zdaniem powinno się jednak uczyć dzieci, iż w domach innych ludzi mogą panować inne zasady i nie każda ciocia lubi, jak skacze się po jej kanapie".

Idź do oryginalnego materiału