Dzisiaj stało się coś, co wstrząsnęło mną do głębi. Wieczór był zwyczajny ulice Warszawy tonęły w miękkim świetle latarni, a ludzie krzątali się po swoich sprawach: jedni wyprowadzali psy, inni wracali z pracy, jeszcze inni gawędzili pod sklepem. Nasz patrol, policyjna suzuki z charakterystycznym paskiem, wolno sunęła wzdłuż chodnika. W środku, jak zwykle, siedzieliśmy z Nowakiem ja, sierżant Marta Borowska, i on, starszy aspirant Tomasz Nowak.
„Spokojna dziś noc” ziewnął Tomasz, wpatrując się w okno.
„Zawsze tak mówisz, a potem się zaczyna” odparłam, ale ledwo skończyłam zdanie, gdy z jednego z bloków wybiegła mała dziewczynka. Miała może pięć lat, jasne włosy, piżamkę w króliczki i bose stopy. Jej twarz była blada ze strachu.
Pobiegła prosto do naszego samochodu. Tomasz zahamował gwałtownie, a my wyskoczyliśmy na chodnik.
„Wszystko w porządku, kochanie?” uklękłam przed nią.
„Pani pani jest z policji, tak?” łapała powietrze, jakby przed chwilą uciekała przed czymś strasznym.
„Tak, jesteśmy. Co się stało?”
„Pod moim łóżkiem jest tam ktoś. W masce. Widziałam.”
„Gdzie twoja mama?” zmarszczył brwi Nowak.
„W łazience. Wołałam ją, ale powiedziała, żebym jej nie straszyła.”
Wymieniliśmy spojrzenia. Brzmiało to jak dziecięca fantazja, ale w jej oczach był prawdziwy terror.
„Jak wyglądał?” zapytałam łagodnie.
„Czarny strój. Maska, jak u ninja. Obudziłam się i zobaczyłam, jak się chowa pod łóżko. Myślał, iż śpię”
„Uciekłaś?” dopytywał Tomasz.
„Tak. Od razu. Schowałam się w szafie, ale potem zobaczyłam wasz samochód przez okno”
„Dobrze” skinęłam głową. „Sprawdzimy. Lepiej się upewnić.”
Mieszkanie było na trzecim piętrze. Matka dziewczynki wystraszona i zakłopotana kobieta w szlafroku zapewniła, iż niczego nie słyszała i myślała, iż córka po prostu boi się ciemności.
„Ostatnio często mówi, iż coś się chowa w kącie” tłumaczyła się. „Ma bujną wyobraźnię.”
Przeszukaliśmy pokój latarkami. Pod łóżkiem było pusto.
„Może uciekł” szepnęła dziewczynka, stojąc w drzwiach. „Ale naprawdę go widziałam. Przysięgam!”
Tomasz chciał już machnąć ręką, ale zatrzymałam go gestem.
„Poczekaj. Sprawdźmy monitoring. Ona nie wygląda, jakby kłamała.”
To, co zobaczyliśmy na nagraniach, zmroziło nam krew w żyłach. Kilkanaście minut przed tym, jak dziewczynka wybiegła na ulicę, kamery przy sąsiednim bloku zarejestrowały włamanie. Dwóch mężczyzn w czarnych ubraniach wybiegło z klatki z torbami w rękach.
Na kolejnym ujęciu widać, jak jeden z nich zauważył nasz radiowóz, skręcił gwałtownie za róg, a potem wspiął się po rynnie i przez uchylone okno wślizgnął się do mieszkania na trzecim piętrze dokładnie tam, gdzie mieszkała ta dziewczynka.
„Tu jest” wyszeptałam. „Wszedł dosłownie minutę przed tym, jak ona do nas przybiegła.”
Na kolejnym nagraniu widać, jak wyskakuje z okna po przeciwnej stronie bloku i znika w ciemności.
Złapaliśmy go następnego dnia jego wspólnik został zatrzymany w nocy, a ten zdradził go, żeby złagodzić wyrok.