"Esterhazy. Historia o zającu"

bajdocja.blogspot.com 2 godzin temu
.



Książka "Esterhazy. Historia o zającu"
budzi we mnie bardzo ambiwalentne uczucia.
Nawet nie wiem, jak tę opowieść traktować.
Powiedzmy, iż najbliżej jej do baśni.
Współczesnej baśni.
Bohaterem jest niewielki zając o nazwisku Esterhazy,
które tu traktowane jest jak jego książęcy przydomek.
Esterhazy jest wnukiem austriackiego księcia, więc jest księciem.
Chodzi w ubraniu, umie czytać i podróżuje w poszukiwaniu żony.

I trafia do Berlina, którego opis zniechęca do jego odwiedzenia:
"Dworzec wyglądał dość obskurnie i ponuro. Było zimno.
Dziwni ludzie dookoła rzucali sobie złe spojrzenia.
(...)
Mało przyjemne miejsce. Wszędzie motory pędzące z potwornym rykiem.
(...) Na ulicach nie było nic do jedzenia, tylko wypluta guma do żucia,
puszki po piwie i resztki pikantnych kiełbasek (...)"

W Berlinie mieszkają zajęcożercy, wyzyskiwacze i złe dzieci.
Przynajmniej tak to ludzkie miasto odbiera Esterhazy.
A podkreślają to nieco mroczne ilustracje Michaela Sowy

To wszystko choćby się broni, ot, taką wizję mieli autorzy
Irene Dische i Hans Magnus Enzensberger.
Ale co tu robi berliński mur?
I dlaczego zające mieszkają tylko po jednej jego stronie?

Nie zdradzę, czy zając znalazł żonę.
Ten wątek nieźle się czyta.
Ale po co TUTAJ ten mur?
I jego zburzenie?



.
Idź do oryginalnego materiału