Firma zaoferowała usługę wyprowadzania dzieci na smyczy i wywołała oburzenie. Niesłusznie

dadhero.pl 1 tydzień temu
Wyprowadzacze dzieci. Tak można przetłumaczyć nazwę Paseadores de Niños – skierowanej do rodziców usługi, którą niedawno reklamowała jedna z hiszpańskich firm. W spocie promocyjnym widać było idącego przez park mężczyznę, który trzymał w dłoniach smycze. Nie było do nich przypięte stado psów, ale gromadka rozbrykanych kilkulatków. Autorzy pomysłu byli ostro krytykowani. Do czasu, gdy ujawnili prawdziwy sens tej kontrowersyjnej akcji.


Kampania Paseadores de Niños ruszyła w marcu. Wtedy też na profilu tej marki na Instagramie pojawiły się pierwsze ogłoszenia o wyprowadzaniu dzieci na spacer. "Praca, dom, dzieci... Wiemy, iż coraz trudniej jest ogarnąć wszystko. Nie martw się, nasza nowa usługa wykwalifikowanych specjalistów zajmie się prowadzeniem dzieci po najbardziej zielonych placach zabaw w całym mieście" – czytamy w jednym z anonsów. "Wiemy, jak ważna jest dla dzieci aktywność na świeżym powietrzu i jak czasami jest ona skomplikowana. Dlatego nasi spacerowicze pomogą ci z dziećmi i wyprowadzą je na dwór" – napisano w kolejnym anonsie.

Dzieci jak psy


Kampania od początku wywołała oburzenie. "Spacer z dzieckiem jak z psem. Co dalej, postaw miskę z karmą?" – pisał jeden ze zbulwersowanych internautów. "Mięso armatnie dla niezrównoważonych ludzi, przytłoczonych rodzin i bezbronnych dzieci. (…) Mam nadzieję, iż rodzice są świadomi i odpowiedzialni" – grzmiał inny komentujący. "Antypedagogiczny, łamiący prawa dziecka pomysł" – oburzała się jedna z matek.

Prawdziwa afera wybuchła jednak dopiero wtedy, gdy twórcy usługi Paseadores de Niños pokazali, jak owo wyprowadzanie dzieci będzie wyglądało. Na opublikowanych plakatach i spocie widać było mężczyznę, który prowadził grupkę dzieci na smyczach. "Pierwsza usługa polegająca na wyprowadzeniu dzieci na zewnątrz dla ciebie! Napisz do nas, aby zatrudnić jednego z naszych spacerowiczów" – napisano w poście pod filmikiem.



Za mało ruchu – słaby wzrok


Powiedzieć, iż po tej publikacji rozpętało się piekło, to nic nie powiedzieć. Pokazanie, iż dziecko można prowadzić na spacer jak psa, sprawiło, iż ludziom puściły nerwy. W komentarzach zaroiło się od słów ostrej krytyki, zarówno pod adresem pomysłodawców akcji, hiszpańskiej klasy politycznej, jak i społeczeństwa. Że straciło wartości, jest nastawione na zarabianie pieniędzy, żyje za gwałtownie i w efekcie rodzice nie mają czasu dla swoich dzieci, przez co powstają takie "chore pomysły". Pojawiły się też oczywiście groźby i zapowiedzi zniszczenia firmy.

Ta gorąca dyskusja sprawiła, iż twórcy kampanii postanowili odkryć karty. "Usługa Paseadores de Niños NIE JEST PRAWDZIWA. Prawdą jest jednak, iż w Hiszpanii wiele dzieci wychodzi na zewnątrz średnio tylko na 35 minut dziennie, czyli o połowę mniej niż nasze zwierzęta domowe. A brak ruchu na świeżym powietrzu może powodować i nasilać krótkowzroczność u dzieci" – napisano w kolejnym poście.

Pokolenie niedowidzących


Wtedy też okazało się, iż za kampanią stoi sieć hiszpańskich salonów optycznych Multiópticas, a celem akcji było uświadomienie ludziom, iż dzieci za długo siedzą przed ekranami telewizorów i telefonów, a za mało czasu spędzają na dworze. Efektem są coraz powszechniejsze problemy ze wzrokiem. "Krótkowzroczność dotyka już prawie 4 miliony chłopców i dziewcząt w Hiszpanii. A prognozuje się, iż liczba ta będzie przez cały czas znacząco rosła, a w najcięższych przypadkach będzie powodować w przyszłości poważne problemy z oczami" – napisano w poście.

Autorzy kampanii stwierdzili też, iż jeżeli rodzice nie zadbają o to, by dzieci spędzały czasu w świeżym powietrzu, to epidemia krótkowzroczności u dzieci będzie postępować i młodzi Hiszpanie będą "zamazanym pokoleniem".

Idź do oryginalnego materiału