Niggdy nie myślałam, iż moje spokojne życie wywróci się do góry nogami, ale wtedy w naszym domu pojawił się chłopiec, który zmienił wszystko. Nie miał zostać na zawsze, a jednak widziałam, jak między nami rodzi się więź. Gdy nadszedł czas, by go oddać, musiałam działać. Czy zdążę pomóc mu odnaleźć to, co naprawdę jego, zanim będzie za późno?
Kto by pomyślał, iż w moim wieku jeszcze można wpakować się w kłopoty? Można by sądzić, iż życie już mnie niczym nie zaskoczy, ale los lubi płatać figle.
Oczywiście, jak każda szanująca się kobieta, nie powiem wam, ile mam lat, ale wystarczy, iż żyłam dostatecznie długo, by rozpoznać, gdy coś jest nie tak.
Mieszkałam z moim synem, Wojtkiem, i jego żoną, Martą. Twierdzili, iż tak będzie łatwiej, choć czasem zastanawiałam się, czy chodzi o mój komfort, czy ich własny.
Wojtek i Marta nie mieli dzieci. Nie dlatego, iż nie chcielikażdy widział, jak bardzo tego pragnęli. Ale coś ich powstrzymywało, jakiś cichy lęk, o którym nigdy nie mówili. Nie wtrącałam się. Niektóre sprawy ludzie muszą sami rozwiązać.
Ostatnio jednak zauważyłam, jak między nimi rośnie przepaść, jak pęknięcie w fundamentach domu.
Wciąż się kochali, to było jasne, ale miłość nie zawsze wystarcza, by dwóch ludzi trzymało się razem.
Aż pewnego wieczoru Wojtek i Marta wrócili do domu, ale nie byli sami.
Między nimi stał chłopiec, może dziesięcioletni, sztywny, z oczami biegającymi po kątach, jakby nie był pewny, czy tu pasuje.
Pani Grażyno, poznaj Adasia. Będzie teraz z nami mieszkał powiedziała Marta, głosem miększym niż zwykle, niemal ostrożnym.
Wojtek położył dłoń na ramieniu chłopca, ale ten gest nie zdawał się go uspokajać.
Adaś ledwie na mnie spojrzał. Skinął głową, wargi zaciśnięte w cienką linię. Ani słowa.
Chodź, pokażę ci twój pokój powiedział Wojtek, odchodząc z nim korytarzem.
Patrzyłam, jak znikają, mózg szukający wytłumaczenia. Dziecko? Tak po prostu?
Przez jedną absurdalną chwilę pomyślałam nawet, iż go ukradli. Nie byłoby to pierwsze raz, gdy ci dwoje wplątali się w kłopoty.
Gdy byli młodsi, musiałam trzymać zapasy melisy, żeby przetrwać ich szalone pomysły.
Mogłabyś wyjaśnić, co się dzieje? zapytałam Martę, składając ręce na piersi.
Spojrzała w stronę korytarza, zniżając głos. Chodź do kuchni. Porozmawiamy.
Usiadłyśmy przy stole, a po głębokim oddechu Marta wyjaśniła wszystko. Spotkali Adasia w parku. Uciekł z domu dziecka, a gdy go oddali, Marta wpadła na pomysłśmiały.
Wydawał się miłym chłopcem powiedziała, obejmując dłońmi kubek z kawą. Moglibyśmy go wziąć na wychowanie, dopóki nie znajdzie stałego domu. To byłoby dobre dla nas wszystkich.
Nie uważasz, iż to niemądre? zapytałam, składając ręce na stole.
Marta przechyliła głowę. Niemądre? Jak to?
A jeżeli się przywiąże? jeżeli zacznie was uważać za rodziców? A wy go oddacie obcym?
Westchnęła. I tak był w domu dziecka. Trafiłby do innej rodziny. Przynajmniej u nas jest bezpieczny.
Bezpieczny na razie odparłam. A co, gdy przyjdzie czas, by go oddać?
Marta zawahała się. Wojtek też się bał. Nie chciał, ale przekonałam go, iż to słuszno.
Miała odpowiedź na wszystko. Mogłam się spierać, ale decyzja była już podjęta. Czasem trzeba dać sprawom toczyć się własnym torem.
Adaś zmienił nasze życie w sposób, jakiego się nie spodziewałam. Zaczęliśmy spędzać razem czas nie jak obcy pod jednym dachem, ale jak rodzina.
Wojtek, który dawniej tonął w pracy, teraz pędził do domu każdego wieczora. Chciał być obecnypomagać, słuchać, po prostu być.
Zauważyłam, jak napięcie między nim a Martą znika. Śmiali się częściej. Rozmawiali cieplej. Stali się tą parą, którą byli, zanim życie stanęło im na drodze.
Marta rozkwitła w roli matki. Dawała Adasiowi całą uwagę, pomagając w lekcjach, dbając, by niczego mu nie brakowało. Już nie wydawała się zagubiona. Miała cel.
Ja również polubiłam chłopca. Był interesujący świata, zasypywał mnie pytaniami, zawsze chętny do słuchania moich historii.
Jaki był Wojtek, gdy był mały? pytał z szeroko otwartymi oczami. Uśmiechałam się i mówiłam prawdęWojtek od zawsze był urwisem.
Zaczęłam się zastanawiać, czy go adoptują. Ale nie moja w tym głowa.
Aż pewnego wieczoru Wojtek wrócił do domu z poważną miną. Coś było nie tak.
Co się stało? zapytałam, patrząc, jak odkłada teczkę.
Znaleźli rodzinę dla Adasia powiedział. Chcą go adoptować.
Marta zamarła z talerzem w ręce. Mrugnęła, potem wymusiła uśmiech. To wspaniale. Wreszcie będzie miał prawdziwą rodzinę. Głos jej zadrżał.
Spojrzałam na nich oboje. Po prostu go oddacie?
Wojtek przetarł skronie. Tak miało być. Od początku byłem przeciw. Marta mnie przekonała. Ale umowa była tymczasowa. Nie mamy teraz czasu w dziecko.
Skrzyżowałam ręce. Jakoś daliście radę przez te kilka miesięcy.
Mieliśmy pomoc odparł, spoglądając na mnie. choćby z tym ledwo zipaliśmy.
Otworzyłam usta, by się sprzeczać, gdy usłyszałamciche kroki na schodach. Adaś stał w drzwiach, sztywny, z zaciśniętymi pięściami.
Kłamiecie powiedziałam cicho, patrząc na Wojtka i Martę. Ten chłopiec jest wam potrzebny tak samo jak wy jemu, jeżeli nie bardziej.
Twarz Adasia skurczyła się. Odwrócił się i pognał na górę. Nie powiedziałam nic więcej. Tylko pokręciłam głową i poszłam do siebie.
Tej nocy prawie nie spałam. Dom był zbyt cichy. Leżałam, wpatrując się w sufit.
Aż tuż przed świtem usłyszałam coślekkie szuranie na korytarzu. Wstałam, ale korytarz był pusty. Nagle drzwi wejściowe cicho się zamknęły.
Pospieszyłam na dół i wyjrzałam. Mała postać szła drogą, z plecakiem przewPoszłam za nim, bo wiedziałam, iż czasem największe rodziny tworzą się wbrew wszystkim planom.