Straciłem Alicję dwa lata temu. Wypadek samochodowy. Była w ósmym tygodniu ciąży.
W jednej chwili miałem przed sobą przyszłość, rodzinę. W następnej wszystko zniknęło, rozsypało się jak szkło. Została tylko cisza – ciężka, dławiąca, wypełniająca każdy zakątek mojego życia. A teraz los stawia na mojej drodze kogoś innego… Kobietę, która również nosi w sobie nowe życie, ale tak samo jak ja nie wie, co przyniesie jutro.
Burzliwa noc i nieoczekiwana propozycja
Kraków tonął w deszczu. Ulice lśniły w świetle latarni, a krople bębniły rytmicznie o dachy samochodów i parasole przechodniów. Wiatr hulał między kamienicami, wdzierając się w najciaśniejsze zaułki i uderzając o witryny sklepów.
W niewielkiej kawiarni, schowanej w bocznej uliczce w pobliżu Rynku Głównego, Zuzanna siedziała samotnie przy oknie. Dłonie miała owinięte wokół kubka zimnej herbaty, ale choćby nie próbowała jej pić. Wpatrywała się w smugi deszczu spływające po szkle, zagubiona w swoich myślach.
Nie zauważyła mężczyzny, który stanął obok jej stolika, dopóki się nie odezwał.
— Czy to miejsce jest wolne?
Jego głos był niski, spokojny, ale w tonie dało się wyczuć coś trudnego do uchwycenia.
Podniosła wzrok. Stał przed nią mężczyzna, nieco ponad trzydziestoletni, z przemoczoną kurtką i kubkiem gorącej kawy w dłoni.
— Tak, proszę usiąść — odpowiedziała odruchowo.
Postawił kubek na stole i zajął miejsce naprzeciwko niej, przyglądając się jej z uwagą.
— Jestem Adam — powiedział po chwili. — A ty?
— Zuzanna — odpowiedziała cicho.
Zapadła chwila ciszy, którą przerwało jego pytanie.
— Masz męża?
Dłoń Zuzanny zacisnęła się na kubku. Uśmiechnęła się gorzko.
— Już nie. Rozwiedliśmy się tydzień temu. Znalazł sobie inną.
Jej głos był opanowany, ale w oczach tlił się smutek.
— A ja… — zawahała się, jakby nie była pewna, czy chce dokończyć zdanie. — Jestem w ciąży. I nie wiem, co robić. Nie wiem, czy dam radę sama.
Adam nie zareagował od razu. Nie było w jego oczach ani współczucia, ani zdziwienia. Było tylko zrozumienie.
— To wszystko, co chciałeś wiedzieć? — zapytała nagle, unosząc głowę. W jej głosie zabrzmiał cień wyzwania.
Nie odpowiedział od razu.
— Masz pracę? — zapytał w końcu.
Zuzanna westchnęła ciężko.
— Pracowałam w jego firmie. Ale raczej nie zostanę tam na długo.
— Przyjdź do mnie — powiedział nagle Adam i wysunął w jej stronę wizytówkę.
Zmarszczyła brwi.
— Biuro podróży?
Skinął głową.
— Byłabyś świetna w organizowaniu wyjazdów. Praca jest lekka, wynagrodzenie dobre.
Spojrzała na niego podejrzliwie.
— Dlaczego?
— Dlaczego co?
— Dlaczego mi to proponujesz?
Adam odchylił się na krześle, wziął łyk kawy i w końcu spojrzał jej prosto w oczy.
— Widziałem cię wcześniej w odbiciu witryny sklepowej. I przez ułamek sekundy… myślałem, iż widzę Alicję.
Zuzanna wstrzymała oddech.
— Alicja to była moja żona — powiedział ciszej. — Zginęła dwa lata temu. Wypadek. Była w ósmym tygodniu ciąży.
Cisza, która zapadła, wydawała się niemal namacalna. Po szybie kawiarni spływały kolejne krople deszczu, jakby sam Kraków płakał nad jego słowami.
— Wiem, iż to nie jesteś ty — dodał po chwili. — Ale może… może to znak. Straciłem żonę i dziecko. A teraz los prowadzi mnie do ciebie. I ty… też nosisz pod sercem dziecko.
Zuzanna przełknęła ślinę.
— Ale ty mnie choćby nie znasz… — wyszeptała.
— Nie — przyznał Adam. — Ale wiem, jak to jest, kiedy wszystko nagle się rozpada. Wiem, jak to jest czuć się samemu. I wiem, iż teraz potrzebujesz kogoś, kto pokaże ci, iż nie jesteś sama.
Jego głos był spokojny, bez nacisku, bez oczekiwań.
— Mam mieszkanie. Duże. Cztery pokoje. Zbyt dużo przestrzeni dla jednej osoby. jeżeli potrzebujesz miejsca, w którym poczujesz się bezpiecznie… oferuję ci je. Bez zobowiązań. Bez warunków. Po prostu dach nad głową, dopóki nie zdecydujesz, co dalej.
Zuzanna patrzyła na niego długo, próbując doszukać się fałszu w jego słowach. Ale nie znalazła nic poza szczerością.
Na zewnątrz deszcz wciąż uderzał o bruk, ale wewnątrz kawiarni coś się zmieniło.
Jej usta lekko się rozchyliły. Głos drżał jej nieznacznie, ale powiedziała jedyne słowo, które w tej chwili miało sens.
— Dobrze…
I tak ich losy się splotły.