Pewnego razu, dawno temu, stałam przed ołtarzem, otoczona blisko dwustu gośćmi, gdy moja nowa teściowa wzięła mikrofon i oznajmiła, iż nie jestem godna jej syna, bo jestem samotną matką.
Tak wyglądała moja rzeczywistość sześć miesięcy temu. To, co wydarzyło się potem, nie tylko uratowało moją godność, ale też odnowiło moją wiarę w miłość i rodzinę.
Nazywam się Katarzyna Nowak, mam 32 lata i pracuję jako pielęgniarka dziecięca. Myślałam, iż w końcu znalazłam swoje szczęście u boku Adama Kowalskiego, oddanego strażaka. Nie tylko pokochał mnie, ale od pierwszego dnia pokochał też moją córkę, Zosię ośmioletnią dziewczynkę z rudymi loczkami i piegami, które rozświetlały każdy pokój.
Lecz matka Adama, Halina, od początku dawała mi do zrozumienia, iż widzi we mnie przeszkodę. Ta pięćdziesięcioośmioletnia, niegdyś agentka ubezpieczeniowa, była mistrzynią pasywno-agresywnych komentarzy ukrytych pod pozorem grzeczności. Już samo jej spojrzenie mogło mnie przygnieść. choćby moja świadkowa, Małgorzata, zauważała jej aluzje podczas rodzinnych obiadów: Nie każdy ma szczęście zaczynać od zera albo Adam zawsze daje od siebie za dużo, święty człowiek.
Tego, czego Halina nie wiedziała, to fakt, iż Adam obserwował ją, gotowy na moment, gdy znów zaatakuje. Znał swoją matkę aż za dobrze, a to, co przygotował, zmieniło wszystko.
Dwa lata wcześniej ledwo dawałam sobie radę pracowałam na 12-godzinnych dyżurach, wychowując Zosię samodzielnie, po tym jak jej ojciec nas opuścił. Wtedy, podczas prelekcji o bezpieczeństwie przeciwpożarowym w szkole Zosi, pojawił się Adam spokojny, życzliwy, rozpromieniający się, gdy uśmiechał się do dzieci. Tego dnia zaczęła się miłość, na którą nigdy nie liczyłam.
Od naszej pierwszej randki w muzeum nauki gdzie Adam nalegał, by poznać zarówno Zosię, jak i mnie aż po jego dyskretną obecność na szkolnych przedstawieniach i upór w nauce plecenia warkoczyków, wtopił się w nasze życie bez wysiłku. Gdy oświadczył mi się podczas szkolnego festynu, Zosia krzyczała tak głośno, iż pewnie usłyszeli ją w całej dzielnicy.
Ale spotkanie z Haliną było zupełnie inną historią. Jej pierwsze słowa nie były powitaniem, ale lodowatym: Jak długo byłaś w związku przedtem?. Gdy powiedziałam, iż ojciec Zosi nas zostawił, odparła: To tłumaczy, dlaczego skończyłaś sama.
Rodzinne spotkania stały się testem wytrzymałości. Jej uwagi o Adamie dźwigającym cudze ciężary albo wątpliwości, czy potrafię pogodzić pracę z macierzyństwem, raniły. Adam mnie bronił, ale wiedziałam, iż ślub będzie polem bitwy.
Ceremonia była magiczna Zosia sypała płatki róż, gdy szłam do ołtarza, Adam stał wzruszony w granatowym garniturze. ale podczas przyjęcia, po wzruszających przemowach brata Adama, Tomasza, i Małgorzaty, Halina wstała. Żołądek ścisnął mi się z niepokoju.
Chciałabym powiedzieć kilka słów o moim synu zaczęła, z uśmiechem słodkim, ale ostrzejszym od noża. Adam jest człowiekiem hojnym i kochającym czasem aż za bardzo. Zasługuje na to, co najlepsze. Na kobietę, która może dać mu wszystko. Na kogoś, kto skupi się tylko na nim i ich wspólnych marzeniach.
Potem przyszło cios: Zasługuje na kobietę wolną od przeszłości. Nie na kogoś, kto ma dziecko z innym mężczyzną. Samotna matka nigdy nie pokocha męża w pełni, bo jej priorytetem zawsze będzie własne dziecko. Mój syn zasługuje, by być na pierwszym miejscu.
W sali zapadła cisza. Adam zaciął szczękę. Moje serce pękło.
I wtedy wstała Zosia.
Ubrana w różową sukienkę, podeszła do przodu z małym woreczkiem ozdobionym koralikami. Proszę pani, babciu Halino, czy mogę coś powiedzieć? Mój nowy tata, Adam, dał mi list na wypadek, gdyby ktoś źle potraktował moją mamę.
Rozległ się szmer. Halina zbladła, gdy Zosia wzięła mikrofon.
Otworzyła kartkę i przeczytała na głos: Drodzy goście, jeżeli słyszycie te słowa, to znaczy, iż ktoś wątpił, czy Kasia zasługuje, by być moją żoną, czy nasza rodzina jest pełna. Pozwólcie, iż będę jasny nie zadowoliłem się byle czym, znalazłem skarb.












