Okres nastoletni to sprawdzian dla wszystkich rodzica. Nie ma lekko. Urocze dziecko, które dotąd było w zasadzie bezproblemowe, zmienia się nagle w kogoś nieprzewidywalnego. Jest niczym tornado, którego kolejnego ruchu nie sposób przewidzieć. Zaczynamy chodzić jak na palcach, chcemy być wyrozumiali jako rodzice, ale to na kilka się zdaje. Bo problemy w życiu nastolatka i głośny bunt mogą wywołać choćby drobnostki. Nastolatek ma to do siebie, iż nas testuje, uderza w czuły punkt, sprawdza nasze wartości i buntuje się. I gdy tego nie robi, zamiast się cieszyć, należałoby się martwić. Na pewno nie jest to powód do bezrefleksyjnego szczęścia, ale do rozważania, co adekwatnie się dzieje…
Pierwszy poważny bunt
Pierwszy poważny bunt nastolatka dotyczy najczęściej rodziców. Ma on miejsce wtedy, kiedy mama i tata przez lata kreowali się na nieomylnych, stawiali sobie pomnik, budowali swoją pozycję autorytetu i młody człowiek pewnego dnia z całą mocą uświadamia sobie, iż jego rodzice wcale nieomylni nie są. To, co mówią, ma kilka wspólnego z tym, co robią, często się gubią i popełniają błędy. To pierwszy poważny okres sprawdzania faktów i wielu rodziców musi się mierzyć z tym, iż dziecko rozpracowuje ich technikę, obalając mit ich nieomylności.
I tu pojawia się pierwsza sytuacja, kiedy nastolatek wcale nie musi się buntować. Jeśli ma on rodziców umiejących przyznać się do błędu, przepraszających i nieudających ideałów, to dziecko nie musi się na tym etapie stawiać. Nie ma jak obalać autorytetów, nie musi szukać skazy w idealnym wizerunku „starych”, bo jego rodzice od zawsze byli autentyczni i nigdy nie udawali kogoś, kim nie byli. Od zawsze byli szczerzy, dlatego młody człowiek widzi ich po prostu w prawidłowy sposób. Nie nosi różowych okularów, nie wielbi niczym bóstwa, ma realny i całkiem prawidłowy wizerunek rodziców. Nie musi się
buntować, dlatego tego nie robi.
Nadmierne ograniczenia
Nastolatki buntują się również wtedy, kiedy wraz z wiekiem nie zyskują coraz większych praw. Dzieje się tak wtedy, kiedy rodzice są nadopiekuńczy, lękliwi, bardzo przestraszeni. Dziecko, które czuje zbyt mocny uścisk (nawet miłości), będzie się dusiło. To jeden z głównych, najczęściej pojawiających się powodów konfliktów w domu.
Rodzice nie zauważyli, iż ich dziecko dorasta. Zatrzymali się w miejscu, w którym córeczka czy syn mieli kilka lat mniej. Dla nich ten czas, który minął to było mgnienie oka, jednak dla dziecka mnóstwo rzeczy się zmieniło i niemal nic nie jest takie samo jak wcześniej.
Z dorastaniem dzieci problem miewają rodzice dużo pracujący. Im po prostu dosłownie umyka czas, nie mają możliwości uczestniczyć w pełni w zmianach, jakie się dokonują tuż pod ich nosem. Dlatego pewnego dnia po prostu budzą się z głębokiego snu i zauważają, iż ich mała córeczka zaczyna się malować, a słodki chłopczyk umawia się na randkę, której w tej chwili nikt tak nie nazywa.
Problem szczególnej wagi mają także rodzice, którzy boją się upływu czasu. Oni także mogą próbować na siłę udawać, iż nic się nie zmieniło. Także ci, którzy nie widzą, iż świat się zmienia, a dziecko nie jest ich wierną kopią…i ma prawo podejmować własne decyzje. To wszystko rodzi bunt. Zdrowym odruchem dziecka w takiej sytuacji będzie protestowanie i wyznaczanie granic, podkreślanie, iż już nie jest się
małym dzieckiem.
Bywa czasami inaczej. Zdarza się, iż i również tutaj młody człowiek nie musi się specjalnie buntować.
Kiedy tak jest? Mianowicie wtedy, kiedy rodzice dojrzewają wraz z dzieckiem, rozumieją pojawiające się zmiany i akceptują je. Poszerzają strefę wolności, co nie znaczy, iż pozostawiają młodą osobę samą, ale są obok, nadzorują, wspierają, dużo rozmawiają, informują o zagrożeniach. Nie ściemniają….
Osoby z bezpiecznym wzorcem przywiązania, wychodzące z dobrze prowadzonych domów nie muszą się buntować przeciwko nadmiernym zakazom, bo takich po prostu nie ma. Panuje zasada ograniczonego zaufania, jak na drodze, gdy prowadzi się samochód, jednak również ma się świadomość ciągłych zmian i
konieczności dostosowania się.
Gdy nastolatek się nie buntuje
Nastolatek zawsze się buntuje. Czasami jednak robi to w ograniczonym stopniu. Nie musi walczyć całym posiadanym orężem, bo generalnie rodzice rozumieją to, co się dzieje. Są empatyczni, mądrzy i dojrzali.
Pozwalają na zachodzące zmiany i nie podkręcają sporów. Ze spokojem przyjmują płacz, protest, potrafią z młodym człowiekiem rozmawiać. Duże, ale jednak przez cały czas dziecko czuje się akceptowane w pełni i rozumiane. Nie musi jakoś w dramatyczny sposób zaznaczać swojej odrębności, ponieważ ma na nią przyzwolenie.
Bywa jednak, iż całkowity brak buntu powinien być oznaką niepokoju. Mianowicie może wskazywać, iż dziecko z jakiegoś powodu nie rozwija się prawidłowo. Nie ma potrzeby naturalnego usamodzielnienie i oddzielenia od rodzica. Czasami jest także efektem destrukcyjnych mechanizmów wychowawczych, despotycznych nawyków, a niekiedy efektem manipulacji, w której rodzice w pewnym momencie obarczyli dziecko odpowiedzialność za szczęście i spokój rodziny. Wtedy młody człowiek boi się być sobą, nie sprawia jakichkolwiek, choćby najmniejszych problemów, niekiedy wręcz znika…tylko po to, żeby nie przekreślić swoich fundamentów i nie odgryźć ze szkodą dla siebie samego własnych korzeni.
Dziecko zaprzeczając idei rodziny, przekreśla samo siebie, niszcząc coś niezmiernie podstawowego.
Dlatego gdy rodzina ma problem, chwieje się w posadach, młody człowiek często ucieka od siebie, staje się ideałem, kimś bezproblemowym. Nie buntuje się, nie dlatego, iż nie ma takiej potrzeby, ale dlatego, iż wie, iż nie może. Bo jego bunt mógłby zniszczyć i tak kruchą rodzinę i rodziców… I tym należałoby się martwić.