Gdy się urodziło, włożyli je do torebki śniadaniowej. Po 18 miesiącach w szpitalu dziecko trafi do domu

gazeta.pl 6 godzin temu
Zdjęcie: Fot. screen Instagram / robyns_rainbow_story


Robyn urodziła się pięć miesięcy przed planowaną datą porodu. To zdecydowanie za szybko, jednak lekarze podjęli się próby uratowania malucha. Dziewczynka w chwili przyjścia na świat była skrajnym wcześniakiem, mieszczącym się z zaledwie jednej dłoni - ważyła zaledwie 300 gram. Została umieszczona w plastikowej torebce śniadaniowej, która utrzymywała stałą temperaturę. Po 18 miesiącach pobytu w szpitalu dziewczynka w końcu opuściła jego mury i wraz z rodzicami trafiła do domu.
"Na ten dzień czekaliśmy bardzo długo i w końcu to nastało. Robyn przez cały czas stoi przed wieloma wyzwaniami zdrowotnymi i wymaga całodobowej opieki, ale cieszymy się, iż w końcu jest z nami w domu" - zaznaczają rodzice małej Robyn cytowani przez portal cafemom.com. Czas, który spędzili w szpitalu, drżąc o życie córki, nie był zbyt łaskawy, jednak mają nadzieję, iż już teraz będzie tylko lepiej.


REKLAMA


"Kiedy urodziła się Robyn, nie byliśmy pewni, czy przeżyje"
33-letnia Chantelle urodziła swoją córkę w 23 tygodniu ciąży. Oprócz tego, iż Robyn została umieszczona w torebce śniadaniowej, aby utrzymać jej narządy w cieple, podłączona była także do respiratora. "W pewnym momencie rozwinęła się u niej sepsa i wymagała wielokrotnych transfuzji. Robyn doświadczyła także niedotlenienia encefalopatii niedokrwiennej, co jest przyczyną poważnego uszkodzenia mózgu, chociaż nie wiedzieliśmy o tym, aż do ukończenia przez nią szóstego miesiąca życia. Po prostu była zbyt mała, by to można było wcześniej stwierdzić" – wspomina tata Robyn, 38-letni Daniel. "Kiedy urodziła się Robyn, nie byliśmy pewni, czy przeżyje. Zaczynaliśmy godzić się z jej śmiercią, ale wciąż tliła się nadzieja" - dodała Chantelle, jej mama.


Początkowo rodzice dziecka bali się wyjąć ją z inkubatora, zdając sobie sprawę z poważnego zagrożenia. "Baliśmy się absolutnie każdej infekcji. Nie wyjmowaliśmy jej, delikatnie jedynie dotykaliśmy jej małego ciałka, podłączonego do tych wszystkich rurek i kabli. Czekaliśmy na cud" - wspomina kobieta.


"Jej ręce były wtedy takie małe" - dodał Daniel. "Nie były choćby wielkości czubków naszych palców, więc mogła po prostu położyć na nich rękę. To było niesamowite, po prostu wyjątkowe i bardzo trudne dla nas" – zaznaczył.


Po 18 miesiącach Robyn mogła opuści mury szpitala
Po 18 miesiącach spędzonych w szpitalu Robyn po raz pierwszy mogła opuścić jego mury i wrócić do domu z mamą i tatą. To było 17 września 2024 roku. "Po 558 dniach spędzonych w szpitalnej sali Robyn została wczoraj wypisana i jest teraz na stałe w domu" – napisali rodzice dziewczynki, dzieląc się tą informacją ze światem. "Ostatnie 18 miesięcy było najtrudniejszymi i najbardziej wyczerpującymi miesiącami w naszym życiu. Wiele razy myśleliśmy, iż nigdy nie zabierzemy jej do domu. Wiele razy myśleliśmy, iż ten dzień nigdy nie nadejdzie" – dodali.


Jednak po 18 miesiącach pobytu w szpitalu, Robyn przez cały czas wymaga całodobowej opieki. Dziewczynka boryka się z licznymi wyzwaniami zdrowotnymi. "Otrzymuje jedzenie przez sondę nosowo-żołądkową. Ma wiele schorzeń, w tym porażenie mózgowe, padaczkę i ciężki bezdech. Ale dla nas jest najodważniejszą i najsilniejszą małą wojowniczką" – zaznaczyli rodzice dziecka. "Powiedziano nam, iż może nie mówić, nie widzieć, nie chodzić, nie jeść ani nie prowadzić niezależnego życia. Wierzymy, iż możemy temu zaradzić dzięki odpowiednim metodom leczenia i terapiom oraz umożliwić Robyn życie pełnią życia" – dodają jej rodzice, którzy właśnie rozpoczęli zbieranie środków na dalsze leczenie ich małej córeczki. Liczą, iż uda się zebrać odpowiednią kwotę.
Idź do oryginalnego materiału