Gdyby nie to nieszczęście

newsempire24.com 5 dni temu

Szczęścia nie byłoby

Kierownik działu sprzedaży Grzegorz nie był żonaty, więc gdy zobaczył młodą i piękną Julię, od razu się zakochał. Pierwszego dnia pracy w jego zespole podszedł do niej z serdecznym uśmiechem.

— Dzień dobry, koleżanko — powiedział tak ciepło, iż Julia mimowolnie zatrzymała na nim wzrok.

— Dzień dobry — odpowiedziała łagodnym głosem, odwzajemniając uśmiech.

— Proszę zabrać się do obowiązków. Wprowadzi cię Kasia, nasza starsza specjalistka — wskazał ją wzrokiem. — Zapoznaj się z instrukcją. Życzę powodzenia, myślę, iż się dogadamy.

Koleżanki, głównie kobiety, spojrzały na niego z zaciekawieniem, a gdy wyszedł, Kasia szepnęła do siedzącej obok Weroniki:

— Od kiedy to nasz Grzegorz tak się interesuje nowymi pracownikami? — i obie się zaśmiały.

Julia z początku obserwowała, w końcu nowy zespół. Nie zachowywała się skromnie — skromność nigdy nie była jej mocną stroną — ale zajęła pozycję cichego obserwatora. Młoda, ale doświadczona: miała zaledwie dwadzieścia dwa lata, a już od siedemnastego roku życia rozbiła kilka małżeństw. choćby podczas studiów w technikum wdała się w romans z o wiele starszym wykładowcą, ale to on otrzeźwiał i zerwał kontakt, gdyż doszły do niego plotki.

Pewnego dnia Grzegorz zaproponował jej kawę po pracy.

— Czemu nie? Jesteś moim szefem, a z szefem warto mieć dobre relacje — uśmiechnęła się.

Jej uśmiech wydał mu się tak słodki i szczery, iż początkowo myślał, iż żartuje. Ale ucieszył się, iż się zgodziła. Grzegorz miał trzydzieści lat, nigdy nie był żonaty, choć związki miał — nigdy jednak nie doszło do poważnego kroku. Romans rozwinął się szybko, zakochał się, spotykali się, aż w końcu wszyscy w biurze byli zaskoczeni, gdy ogłosili, iż zapraszają ich na ślub.

Życie małżeńskie Grzegorza

Spełniał każde życzenie Julii. choćby zaakceptował jej warunek.

— Żadnych dzieci na razie nie planujemy. Chcę żyć dla siebie. Gdy będę gotowa na macierzyństwo, dam ci znać. Na razie, kochanie, żadnych pieluch i śpioszków.

Grzegorz sądził, iż z czasem żona zrozumie, iż rodzina bez dzieci to nie rodzina. Czas mijał, a Julia nie zamierzała rodzić, i za każdym razem, gdy poruszał temat dziecka, ostro go ucinała.

— Grzesiu, od razu cię uprzedziłam i się zgodziłeś, więc nie zawracaj mi głowy dzieckiem. Nie jestem jeszcze gotowa na ten krok.

Minęło trochę czasu, aż pewnego dnia mąż zobaczył, jak żona wyszła z łazienki zdenerwowana, trzymając w ręku test ciążowy.

— Jula, jesteś w ciąży? — skinęła głową.

On, szczęśliwy, podniósł ją na ręce, a ona rozpłakała się.

— Nie chcę rodzić, nie chcę być tłustą krową. Musisz coś zrobić! — ale on całował jej mokre od łez policzki.

— Nie złość się i nie płacz, to przecież szczęście. Jak bardzo cię kocham, Julka. Będziemy mieć dziecko!

Lecz Julia była zdecydowana — poszła do lekarza po skierowanie, by się tego pozbyć. Grzegorz jednak przybiegł do szpitala na czas, zanim weszła do gabinetu. Z awanturą wyprowadził ją na ulicę.

— Błagam cię, Jula. Nie rób tego, niech się urodzi nasze dziecko. Będę ci we wszystkim pomagać. Obiecuję — przekonywał.

Żona zgodziła się pod warunkiem, iż nie będzie zmieniać pieluch ani wstawać nocą do dziecka. Przez całą ciążę nie odstępował jej na krok, spełniając każdą zachciankę. Wreszcie nadszedł dzień, gdy zawiózł ją do szpitala. Dopiero gdy na świat przyszła zdrowa córeczka, odetchnął z ulgą.

Zadowolony i szczęśliwy wrócił do domu, by odpocząć. Następnego dnia przyjechał do szpitala odwiedzić żonę i córkę, ale pielęgniarki oznajmiły:

— Pańskiej żony tu nie ma. Uciekła, dziecko zostawiła.

— Niemożliwe — nie wierzył. — Może wyszła gdzieś, proszę jej poszukać.

— Nie, odejść. Proszę, zostawiła list — podała mu złożoną kartkę.

Julia nie pojawiła się ani w biurze, ani w domu, nie odbierała telefonów, zmieniła numer. Dopiero po półtora miesiąca zadzwoniła do Grzegorza.

— Spakuj moje rzeczy, przyjedzie po nie mój Artur. Rozwód możesz sam załatwić, i tak nie przyjdę.

O córce choćby nie wspomniała — nie była jej potrzebna, tak jak Grzegorz. Tak został dla małej Alinki i ojcem, i matką. Na szczęście niedaleko mieszkała jego mama, która pomagała w opiece.

Zofia

Gdy zadzwonił telefon, Zofia odebrała. Dzwoniła Marzena Kowalska, nauczycielka Kuby, jej syna, który chodził do drugiej klasy.

— Proszę natychmiast przyjść do szkoły, pański syn narozrabiał — rzuciła krótko i się rozłączyła.

Zofia złapała torbę, zwolniła się z pracy i pobiegła do szkoły.

— Co mógł zrobić Kuba? Przecież to spokojny, zrównoważony chłopiec, nigdy nie sprawia problemów — myślała w biegu.

Jej Kuba urodził się wbrew wszelkim prognozom lekarzy. Mąż Tadeusz przed ślubem szczerze ją uprzedził, iż jest bezpłodny, miał choćby zaświadczenie. Był to jego trzeci związek małżeński.

— No cóż, może lekarze się mylą, jest zawsze jakiś procent — zgodziła się wyjść za niego, bo kochała, ale liczyła, iż jeżeli nie będą mieć dzieci, mogą adoptować. Na razie nie mówiła o tym Tadeuszowi.

W pierwszym małżeństwie Tadeusz przeżył zaledwie pół roku i odszedł, oskarżając żonę o zdrady — co było prawdą. Druga żona sama go zostawiła, gdy po badaniach okazało się, iż nie mogą mieć dzieci. Bardzo chciała zostać matką. Dlatego przed Zofią był szczery.

Ale wbrew wszystkiemu Zofia zaszła w ciążę. Biegła od lekarza, by podzielić się euforią z mężem, trzymając w ręku zaświadczenie o ósmym tygodniu ciąży.

— Tadziu, mamy powód do radości, patrz — podała mu dokument. — Będziemy mieć dziecko. Mówiłam, iż lekarze mogą się mylić. Będziemy mieć malucha, jestem taka szczęśliwa!

Nie spodziewała się reakcji męża, gdy z całej siły uderzył ją w twarz.

— Radość? Z czego? Że przy żyjącym mężu spłodziłaś sobie dziecko? — zamierzył się pon

Idź do oryginalnego materiału