Tango ze światemKiedy ujmuje w dłonie potężny instrument, milknie na chwilę świat za oknem. Zadyszana, hałaśliwa rzeczywistość, z której rozumiemy wszyscy coraz mniej. W jej muzyce delikatność przeplata się wciąż z trudnym, wymagającym spotkaniem. Z próbą opowiedzenia o tym, co naprawdę ważne. Najważniejsze. Zachwyt z bólem. Piękno świata z jego mrokiem. euforia z ciężarem codziennej walki. O tych wszystkich doświadczeniach próbuje opowiedzieć w swoich piosenkach. W nich słowa odnajdują swój azyl pomiędzy klawiszami.W wielki świat krakowskiej bohemy artystycznej udała się, pielęgnując w sobie pragnienie zajmowania się tym, co umiłowała w życiu najbardziej. Nie dba tymczasem o to, co świat przygotuje jej po studiach. Na jej talencie poznali się już Jan Kondrak z „Lubelskiej Federacji Bardów”, artyści związani z „Piwnicą pod Baranami” i akademicy, którzy z podziwem patrzą na jej muzyczną (a może po prostu artystyczną) dojrzałość. Jest rozchwytywana przez różne gremia, oceniana na licznych przeglądach i oklaskiwana przez publiczność, która zamiast elektronicznej namiastki muzyki chce jeszcze oglądać wykonawców z krwi i kości. Bez żadnych kompromisów. Przy takich, jak Patrycja, muzykach, nabiera się wewnętrznej dojrzałości i świadomości, iż nie warto żyć na powierzchni zjawisk. W drodze przez życie trzeba powracać do twardego jądra prawdy.Kiedy dłonie artystki skłaniają się do wyrażania mocnych, głębokich emocji, w tym samym czasie piękne, pełne młodej energii oczy wydają się wyrażać coś zupełnie innego. Poszukują. Wypatrują. Czego dokładnie? Gdzie? Może to podróż po tym, co nas otacza, a jednocześnie po niedostępnych nam światach? W czasie spotkania z Patrycją pewne jest jedno – nie sposób, w pół godziny zaledwie, przemierzyć bezkresów jej duszy. To niemożliwe.Sztuka, która ma swoje korzenieMłoda kobieta świadoma jest jednak tego, iż w tę trudną drogę nie wyruszyłaby prawdopodobnie nigdy, gdyby nie świadomość posiadania mocnych korzeni rodzinnej tradycji. U Wilgosów muzykowało się od niepamiętnych czasów. Miłością do muzyki pałają zarówno dziadkowie – Zofia i Stanisław, jak i rodzice – Renata i Jacek.- Przodkowie mojego taty, pradziadkowie Patrycji, byli samoukami. Oboje jednak zajmowali się, i to z dużym powodzeniem, grą na instrumentach i śpiewem. Grał też oczywiście mój tata, mój wujek, mój stryjeczny brat, tak więc te zainteresowania są u nas w pewnym sensie naturalne. Oboje z żoną mamy zresztą muzyczne wykształcenie, więc można powiedzieć, iż muzyka to nasze środowisko naturalne (śmiech) – zdradza pan Jacek.Do pianina i oczywiście akordeonu rodzina zasiada w każdej wolnej chwili. W takiej atmosferze dorastała mała Patrycja – dzisiaj studentka Akademii Muzycznej im. Krzysztofa Pendereckiego w Krakowie.- Pamiętam, iż już jako kilkuletnia dziewczynka podchodziłam ostrożnie do kanapy, na której ustawiony był akordeon i próbowałam wydobywać pierwsze dźwięki. Dzisiaj akordeon stanowi dla mnie zupełnie naturalny wybór, drogę, którą pragnę podążać i zgłębiać jej najróżniejsze aspekty. Nie zastanawiam się nad tym. Słucham swojego serca i odpowiadam na pragnienia. Chcę się rozwijać – mówi z przekonaniem Patrycja.Kroki, które stawia w pędzącej, wymagającej rzeczywistości, stara się przelewać na papier. Opisywać – zarówno w tekstach piosenek, jak i prozie – to, co naprawdę ją porusza. Fenomeny, które uznaje za ważne także dla innych.- Swoje emocje jestem w stanie uporządkować dopiero na papierze. Nazwać stany, w których żyję. To, czego tak naprawdę, głęboko, doświadczam. Kiedyś swoją artystyczną aktywność opierałam na tym, co odkryli już inni. Może nie w przestrzeni słów, ale przede wszystkim muzyki. Dzisiaj jestem już w zupełnie innym miejscu mojej drogi. Na zupełnie innym etapie. Świat opisuję przy pomocy własnych tekstów o własnej muzyki – mówi o pewnych aspektach twórczego procesu młoda akordeonistka.Nie sposób stanąć w miejscuOddech, którego nie mogła złapać na etapie szkoły średniej, kiedy uczęszczała do klasy o profilu matematyczno-fizycznym, odzyskała dopiero na studiach. Pierwszy rok na uczelni był dla niej niezwykle wymagający, ponieważ zajęcia akademickie musiała godzić z tymi, jakie odbywała w ramach ostatniego roku chełmskiej szkoły muzycznej. Upór i determinacja Patrycji sprawiły jednak, iż dzisiaj jest bogatsza o zdobyte w rodzinnych stronach doświadczenie. A czym innym jest uprawianie sztuki, jeżeli nie gromadzeniem w sercu kolejnych doświadczeń. Kto wie, które z nich okaże się tym najcenniejszym w danym momencie?- W mojej aktywności przeplatają się adekwatnie i nieustannie wzajemnie uzupełniające się dwa obszary – gra na instrumencie i śpiew. Rozwój wymaga poświęceń i podporządkowania muzyce innych aktywności i obszarów, w które się angażuję. Trzeba po prostu grać – możliwie często i wszędzie, gdzie tylko się da. To przecieranie pewnych szlaków, stwarzanie sobie możliwości. Nie zabiegam specjalnie o zainteresowanie moją osobą, ale pojawiam się w różnych miejscach, mam okazję współpracować z różnymi artystami i to przynosi owoce w postaci zaproszeń na kolejne występy i koncerty. Można powiedzieć, iż jedno zaangażowanie rodzi drugie – mówi o niełatwym, artystycznym rzemiośle Patrycja.Jednocześnie towarzyszy jej wciąż świadomość tego, w jaki sposób funkcjonuje współczesny świat. Pracuje dużo i ciężko, ale czy to, co inwestuje w życie dzisiaj, przyniesie konkretne owoce w przyszłości? Tego nie wie niestety nikt. Rynek muzyczny bywa przewrotny. Może wynieść na wyżyny sławy albo przyprószyć pyłem całkowitego zapomnienia. Brakuje niestety systemowych rozwiązań dla wybitnych jednostek. Dla tych, którzy naprawdę mają coś do powiedzenia i robią to na najwyższym poziomie.- To niewątpliwie ciężki kawałek chleba. W tę codzienność trzeba włożyć bowiem nie tylko ciężką, wymagającą pracę, ale i nieustannie poszukiwać dróg, które pozwoliłyby tę moją pracę promować, dostarczać szerszej publiczności. Praca jest więc podwójna. Dlatego tak wyczerpująca. Niełatwo doprawdy ocenić, dla kogo to adekwatnie robię. Gdzie są moi odbiorcy? Znajduję ujście dla swoich emocji – to pewne. Ale co dzieje się później? Trudno to usystematyzować – podkreśla Patrycja.Dają z siebie wszystko, a mogą wrócić z niczymDla wielu młodych i zdolnych osób otaczająca nas rzeczywistość może się wydawać prawdziwą dżunglą. Gonią terminy, trzeba wszędzie dojechać, zatroszczyć się o kilka obszarów jednocześnie. Prawdziwą szkołę Patrycja przeszła wtedy, kiedy przygotowywała swoją debiutancką płytę „Nie muszę”.- Kosztowało mnie to mnóstwo pracy, ale i stresu. To naprawdę skomplikowany proces. Dzisiaj już wiem, z czym wiąże się wydawanie płyt. Trzeba między innymi spowodować, aby w jednym czasie i miejscu zebrać ludzi, których chciałoby się włączyć w ten proces. A to co najmniej niełatwe. Każdy ma swoje zobowiązania, jakieś plany. Na płycie usłyszymy bowiem nie tylko akordeon, ale i gitarę, skrzypce, gitarę basową. Duży skład instrumentów. Chórki dogrywałam sama (śmiech). Zasadniczy problem jest jednak z dystrybucją. Podobnie jest zresztą z książkami. Napisałam dwie części powieści z gatunku fantasy, z czego wydana jest jedna, ale nie mam już żadnych egzemplarzy, które mogłabym sprzedać. Należy je dodrukować. To pochłania kolejne pokłady cennego dla mnie czasu. Pisać jednak muszę. Mam potrzebę wyrażania siebie w ten właśnie sposób – podkreśla artystka.Teraz Patrycji będzie można posłuchać między innymi na Festiwalu Filmu i Sztuki "Dwa Brzegi", ale pojawiała się też na słynnej „Bazunie”, czyli Ogólnopolskim Turystycznym Przeglądzie Piosenki Studenckiej czy Festiwalu Kultury Ekologicznej, za który odpowiada Jan Kondrak z "Lubelskiej Federacji Bardów". Nie to jest jednak najistotniejsze. Wszystko, co w życiu Patrycji naprawdę ważne, znajduje się na ul. Kasztanowej w Białopolu. To stąd wyruszyła w drogę, tutaj wzrastała i tutaj może zawsze powrócić. Czekają na nią zawsze gorące serca kochających dziadków i rodziców. Podtrzymają ją i wesprą na każdym z życiowych szlaków.Czytaj także:Gm. Kamień. Ubiegły rok ocenili jako „tłusty”Gm. Kamień. Sprawiedliwi będą mieli swój pomnikGm. Kamień. Wskazali drogowe priorytetyGm. Kamień. To były zawody! Woda w Natalinie aż się zagotowała... [ZDJĘCIA]