- Gdy moja młodsza siostra powiedziała, iż chce przyjechać na dwa tygodnie do Polski, byłam przeszczęśliwa - mówi Basia. - Od ponad piętnastu lat mieszka bowiem w Szkocji i od kiedy jej dzieciaki poszły do szkół, widujemy się sporadycznie, raz na kilka lat. A kiedyś byłyśmy bardzo blisko! - wyjaśnia nasza czytelniczka i dodaje, iż sama zaproponowała nocleg bliskim. - Mamy na Pomorzu dom, zaproponowałam więc, by siostra, jej mąż i trójka dzieci się u nas zatrzymali - mówi Basia i dodaje, iż "oczyma wyobraźni widziała wspólne wieczory spędzone na ploteczkach z siostrą". - Miało być jak dawniej, a jest... koszmar, który potrwa jeszcze blisko tydzień.
REKLAMA
Zobacz wideo 800 plus na dziecko - dużo czy mało?
List "ku przestrodze". "Siedmiolatek demolował mój dom"
Nasza rozmówczyni wyznaje, iż list zdecydowała się napisać "pod wpływem emocji" i "trochę ku przestrodze". - Moja siostra zawsze miała dość liberalne podejście do wychowywania dzieci. Kiedy były młodsze, bywały nieokiełznane, ale przy tym także urocze. A poza tym przecież dzieciństwo ma swoje prawa. Tak myślałam, dopóki siedmiolatek nie zaczął demolować mojego domu - twierdzi kobieta.
Z opisu naszej czytelniczki wynika, iż zaczęło się dosyć niewinnie. - Gdy odebraliśmy ich z lotniska, widziałam, iż siostrzeńcy są znudzeni. Ale przecież wchodzące w okres nastoletni dzieciaki raczej niechętnie spędzają czas z mamą czy ciocią. Machnęłam więc ręką na to chłodne przywitanie, czy późniejsze siedzenie z nosem w telefonach. Delikatnie się zmartwiłam, gdy już po przyjeździe na miejsce najmłodszy, siedmioletni syn siostry w butach wleciał na nasz biały puchaty dywan. Zażartowałam, iż wolę biały niż poplamiony, ale ani siostra, ani jej mąż nie upomnieli swojego dziecka. Sama poprosiłam więc, by ściągnął buty.
Czytaj także:
Czy winietki to dobry pomysł? 20-latka z chłopakiem przy stole z dziećmi
Nasza rozmówczyni dodaje, iż dziecko nie tylko butów nie ściągnęło, ale wskoczyło w nich na kanapę. I zaczęło się po niej turlać. - Totalny brak reakcji ze strony mojej siostry i szwagra mnie zirytował - mówi Basia. Kobieta dodaje, iż zacisnęła zęby, żeby nie wprowadzać nerwowej atmosfery już na starcie. - Kolejne dni wcale nie upływały na nadrabianiu siostrzanych zaległości, ale na liczeniu strat - gorzko wyznaje kobieta. - Granie w piłkę w salonie i "zapasy" ze starszymi braćmi jeszcze jakoś przeboleję, ale czara goryczy się przelała - mówi Basia i dodaje, iż nie wytrzymała, gdy siostrzeniec podeptał świeżą rabatę, a piłką uszkodził ogrodowe lampki.
- Przygotowywałam w kuchni obiad, a rodzinka mojej siostry odpoczywała w ogrodzie. Gdy tam weszłam, zamarłam. Syn mojej siostry podeptał wszystkie moje kwiaty zasadzone na nowej rabacie, a później urządził sobie "kopanie do celu" - piłką strącał lampki ogrodowe. Trzy uszkodził.
Syn Basi: To nie na moje nerwy
Basia zwróciła uwagę swojej siostrze. Powiedziała, iż nie podoba jej się karygodne zachowanie dziecka. - W odpowiedzi usłyszałam, iż on się tutaj po prostu nudzi. I iż przynajmniej jest towarzyski, nie to, co mój syn, który odwiedził nas raz w ciągu tego tygodnia - mówi nasza czytelniczka, wyjaśniając, iż faktycznie, jej dorosłe już dziecko tylko raz odwiedziło krewnych. - Stwierdził, iż to nie na jego nerwy - mówi kobieta i dodaje, iż zabrał do siebie psa. - Byłam mu za to wdzięczna, bo pies dostawał traumy. Nie przywykł do krzyków i piłki latającej nad głową.
Basia wyjaśnia także, iż nigdy więcej nie zaprosi siostry do siebie. - Moja siostra jest ode mnie sporo młodsza i zawsze nieco jej pobłażałam, ale uważam, iż sposób, w jaki wychowuje swoje dzieci, jest karygodny. - Nastolatkowie z nosami w telefonach, "burkający" coś pod nosem i mały terrorysta, któremu nic nie pasuje. A do kompletu rodzice, którzy albo nie reagują, albo się z tego śmieją. To już nie na moje nerwy - kwituje kobieta.
A czy macie podobne historie z "trudnymi" gośćmi? A może chcielibyście podzielić się z czytelnikami inną historią? Zachęcamy do napisania: agatagp@agora.pl