Grupy klasowe to źródło frustracji dla rodziców. „Mam w nosie, więcej się nie udzielam!”

supernowosci24.pl 6 dni temu
Messenger czy WhatsApp stały się w ostatnich latach nieodłącznym elementem szkolnej rzeczywistości. Dla jednych to wygodne narzędzie organizacyjne, dla innych – źródło frustracji, konfliktów i niekończących się powiadomień. (Fot. Pexels)

Grupy klasowe rodziców na komunikatorach takich jak Messenger czy WhatsApp stały się w ostatnich latach nieodłącznym elementem szkolnej rzeczywistości. Dla jednych to wygodne narzędzie organizacyjne, dla innych – źródło frustracji, konfliktów i niekończących się powiadomień. – jeżeli ktoś nie czuje się spełniony w życiu zawodowym czy osobistym, może odreagowywać to właśnie na grupie klasowej. Problem w tym, iż cierpią na tym dzieci – mówi psycholożka Żaneta Rachwaniec.

Ewelina, mama Amelki, która spędziła osiem lat na aktywnym uczestnictwie w grupach rodziców na Messengerze i WhatsAppie przyznaje, iż wręcz uzależniła się od ciągłych powiadomień i organizowania szkolnego życia swojej córki. Jednak, gdy Amelka rozpoczęła naukę w liceum, wszystko się zmieniło.

Siła przyzwyczajenia zrobiła swoje

– Na pierwszym zebraniu w nowej szkole zaproponowałam założenie grupy, ale spotkałam się z chłodnym przyjęciem. Kilka matek się zgodziło, ale większość stwierdziła, iż „mają dość tej dziecinady”. Było mi strasznie przykro – wspomina Ewelina.

W podstawówce była „klasowym ogarniaczem” – przypominała o przynoszeniu materiałów na lekcje, forsowała zmiany nauczycieli i miała decydujące zdanie w kwestii prezentów dla pedagogów. Teraz czuje, iż straciła istotną część swojego życia.

„Tu jest życie klasy!”

Agata, mama czwartoklasisty, dołączyła do grupy rodziców, gdy jej syn zmienił szkołę. Początkowo liczyła na praktyczne informacje, ale gwałtownie zderzyła się z brutalną rzeczywistością.

– Powiadomienia przychodziły co kwadrans. Rodzice omawiali wszystko: od koloru obrusów na kiermasz po prywatne konflikty między dziećmi. Ustawiłam tryb „ciche godziny”, ale rano czekało na mnie 135 nieprzeczytanych wiadomości – opowiada.

Dziś ogranicza swoje zaangażowanie do minimum, wysyłając raz dziennie uniwersalną odpowiedź: „Dzięki! Dla nas ok.” Jak mówi, jej higiena cyfrowa wygrała z FOMO.

„Mam w nosie, więcej się nie udzielam”

Niektórzy rodzice, jak Jola, mama Antka, gwałtownie rezygnują z aktywności w grupach. Po burzliwej dyskusji na temat babeczek na szkolny kiermasz zdecydowała się na nietypowy krok – przyniosła dwa bochny chleba i zorganizowała „strefę tostów”. Dzieci były zachwycone, a na grupie zapadła cisza.

Podobne doświadczenia ma tata drugoklasistki Leny, który w dyskusji o kolor puf do klasy zaproponował… zwykłe krzesła.

– Nazwano mnie „konserwatystą meblowym”. Pufy kupiono, ale dzieci używają ich jako bramek do gry w piłkę, a siedzą na podłodze – mówi z ironią w rozmowie z Onetem.

„Zostawmy to dzieciom”

Grupy rodziców często stają się areną konfliktów, które dzieci rozwiązują same w kilka minut. Tata 10-letniego Tymka wspomina sytuację, gdy dwóch chłopców pokłóciło się o piłkę.

– Dzieci gwałtownie się pogodziły, ale na grupie rodziców powstała „komisja śledcza”. Próba zaapelowania o zdrowy rozsądek skończyła się oskarżeniem o „bagatelizowanie przemocy” – opowiada.

Walkę o tytuł „najlepszego rodzica”

Psycholożka Żaneta Rachwaniec zwraca uwagę na mechanizmy społeczne, które ujawniają się w grupach rodziców.

– To swoista parada „gwiazd”, gdzie liczy się hierarchia i uznanie grupy. Dochodzi do absurdów: spory o kolor puf, rywalizacja o najlepszy prezent dla nauczyciela czy zawstydzanie za „niewystarczające zaangażowanie” -tłumaczy.

Zdaniem ekspertki, grupy te często stają się polem do odreagowywania frustracji. Rodzice, którzy nie czują się spełnieni zawodowo czy osobowo, szukają dowartościowania w wirtualnych społecznościach. Problem w tym, iż cierpią na tym dzieci, które są wyręczane w podstawowych obowiązkach, takich jak pakowanie plecaka czy odrabianie lekcji.

Idź do oryginalnego materiału