Historia Anneliese Michel mrozi krew w żyłach. Rodzice nie wierzyli w chorobę. Po pomoc zgłosili się do miejscowego księdza

gazeta.pl 3 godzin temu
Zdjęcie: Fot. screen YT / Real Exorcism of Anneliese Michel / REQUIEMETERNAM


1 lipca 1976 roku 24-letnia Anneliese Michel zmarła z wygłodzenia i wycieńczenia. Jej ciało wyglądało jak po najgorszych torturach. Miała powybijane zęby, pełno siniaków, zadrapań i głębszych ran. Cierpiała na epilepsję, jednak uwierzono, iż została opętana przez demony i przystąpiono do egzorcyzmów. Dziewczyna zmarła, ale jej historia nie popadła w zapomnienie i przez cały czas budzi wiele kontrowersji. Są pytania, jednak brak odpowiedzi. Co tak naprawdę wydarzyło się za zamkniętymi drzwiami jej pokoju?
Po śmierci Anneliese Michel przeprowadzono sekcję zwłok. Okazało się, iż za bezpośrednią przyczyną zgonu stoi wygłodzenie i odwodnienie. Ważyła wtedy nieco ponad 30 kilogramów – to była praktycznie tylko skóra i kości. Później wyszło na jaw, iż dziewczyna została poddana egzorcyzmom, o które prosili jej bogobojni rodzice. Modły odprawiano przez 10 miesięcy – raz lub choćby dwa razy w tygodniu w kilkugodzinnych sesjach. Ostatnia z nich odbyła się 30 czerwca 1979 roku. Kolejnego dnia dziewczyna już nie żyła. Odeszła we śnie, a o jej śmierć oskarżono rodziców i dwóch księży odprawiających egzorcyzmy.


REKLAMA


Zobacz wideo Czy religia powinna wyjść ze szkół? [SONDA]


To była zwykła, prosta dziewczyna
Anneliese Michel urodziła się w 1952 r. w niemieckim Leiblfing. Tu się wychowała i chodziła do szkoły. Jej rodzice byli bardzo religijni. Żyli zgodnie z zasadami Kościoła i w ich duchu wychowywali również córkę, a główny nacisk w tym wszystkim kładziono na posłuszeństwo. Anneliese już od najmłodszych lat musiała odpokutowywać za najdrobniejsze przewinienia i inne błahostki. Kary jednak były dość surowe, biorąc pod uwagę fakt, iż była to kilkuletnia dziewczynka. Za złe zachowanie czy brak wieczornej modlitwy miała np. spać na zimnej i twardej podłodze.


W wieku 17 lat wystąpiły u niej pierwsze ataki. Miała biegać po domu, wykrzykiwać dziwne słowa, a szczególne nasilenie objawów następowało, gdy w pobliżu zauważyła jakieś dewocjonalia: różaniec, święty obraz, czy krzyż. Ponoć męczyły ją też koszmary. Mówiła o szatanie, który ją nawiedzał. Zgłosiła się wtedy do lekarza, ale jej rodzina nie chciała uwierzyć w lekarską diagnozę, z której jednoznacznie wynikało, iż dziewczyna cierpi na epilepsję. Skierowano choćby ją do kliniki psychiatrycznej, ale Anneliese odmówiła. Cała rodzina postanowiła wtedy udać się na pielgrzymkę. "Rodzice razem z trzema córkami systematycznie pielgrzymują do wioski San Damiano we Włoszech, gdzie miała objawić się Matka Boża, choć Kościół katolicki nigdy nie uznał i nie zatwierdził tego objawienia" – czytamy na portalu onet.pl. Niestety mimo błagalnych modlitw, stan dziewczyny nie poprawiał się. Do dziwnych zachowań dołączyły stany lękowe, pojawiła się depresja. Z czasem Anneliese zupełnie odizolowała się od świata i zamknęła w swoim pokoju, w domu rodziców. Ci jednak po pomoc zwrócili się do miejscowego księdza.


Oficjalna zgoda na przeprowadzenie egzorcyzmów
O tym, czy Anneliese była opętana, czy jej stan to tylko wynik pogłębiającej się choroby i braku odpowiedniego leczenia, powstało wiele publikacji, jaki i filmów dokumentalnych. Kojarzymy przecież nie tylko głośny film "Egzorcyzmy Emily Rose" w reżyserii Scotta Derricksona i "Requiem" Hansa-Christiana Schmida. W tej sprawie powstał również polski dokument "Egzorcyzmy Anneliese Michel" zrealizowany przez Macieja Bodasińskiego i Leszka Dokowicza.
Tu warto podkreślić, iż filmowcy dotarli z kamerą do jednego z kapłanów, który był na miejscu i brał udział w całym procederze. "Jestem tu, żeby dać świadectwo, posłuchajcie mnie wreszcie po 33 latach. Byłem wtedy młodym kapłanem i nie dawałem wiary takim rzeczom, dopóki Pan Bóg nie otworzył mi oczu" – mówi w filmie ks. Ernest Alt. Przyglądano się jej chorobie i ponoć początkowo nie dawano wiary na opętanie. Postanowiono, iż Anneliese zostanie poddana tzw. próbnemu egzorcyzmowi. Jak dowiadujemy się ze strony deon.pl, to forma rytuału sprawdzającego, czy na pewno osoba cierpiąca jest pod władzą szatana.


"Nie poruszając ustami ani nie dając żadnych znaków oczami, nie czyniąc gestów, dałem rozkaz szatanowi: 'Odstąp od niej'. Wtedy się zerwała i zaczęła szaleć. A przecież nikt nie wiedział, co pomyślałem" – wspomina ks. Alt. Dziewczyna miała zostać opętana przez sześć demonów podających się kolejno za Judasza Iskriotę, Adolfa Hitlera, Lucyfera, upadłego ks. Fleischmanna, Nerona i Kaina.


Jednak na razie wróćmy do faktów i pewnej dość ciekawej publikacji, która na całą historię rzuca nowe światło. Mowa o historyczce Petrze Ney-Hellmuth z Würzburga, która napisała pracę naukową o tej dość wyjątkowej sprawie. Wykorzystała w niej nie tylko akta z archiwum policji i prokuratury. Biskupstwo w Würzburgu udostępniło badaczce dokumenty, które zostały odtajnione (dotychczas były niedostępne dla szerszej publiczności). To właśnie tam znajdują się odręczne zapiski, z których wynika np. iż zgodę na rytuał wydał biskup Würzburga, Josef Stangl.
Anneliese Michel egzorcyzmuje dwóch księży: proboszcz Ernst Alt oraz salwatorianin Arnold Renz. Duchowni nagrywają cały rytuał na taśmy magnetofonowe jako dowód w sprawie. Dziewczyna cierpi, odmawia jedzenia i picia, zadaje sobie rany. Trwa to wszystko bardzo długo. Annelise Michel umiera 1 lipca 1976 r., ale jej śmierć nie przynosi odpowiedzi. Pojawiają się pytania. Rodzice dziewczyny i duchowni biorący udział w egzorcyzmach, krótko po jej śmierci zostają skazani za nieumyślne spowodowanie śmierci. Cały proces był jednak precedensem, a wyrok, który usłyszeli dość łagodny: pół roku więzienia w zawieszeniu na 3 lata.
Biskup, który wydał zgodę na przeprowadzenie tego rytuału, potem zmienił zdanie. Czyżby się rozmyślił? Wydał oświadczenie, w którym powątpiewał w opętanie, przypuszczając, iż tego typu przypadki są wynikiem chorób umysłowych. Pokłosiem tej sprawy był wprowadzony w wielu katolickich krajach zakaz przeprowadzania egzorcyzmów – jednak nie w Polsce.


Polska egzorcyzmem stoi?
W Polsce rytuały egzorcyzmów mają się dobrze i jak się okazuje, przez cały czas jest na nie popyt. Sama pamiętam jak na studiach, w ramach zajęć dodatkowych było organizowane spotkanie z księdzem, który jest aktywnym egzorcystą. Zainteresowanie było wręcz ogromne. Cała aula studentów słuchała wywodu na temat tego, jak wygląda taki rytuał, co należy o tym wiedzieć i przede wszystkim warunki, które muszą być spełnione, aby do tego przystąpić. Bo nie zawsze opętanie jest opętaniem. Jednak czy wiara powinna ustąpić miejsca rozumowi?
"Decyzja o skierowaniu pacjenta do egzorcysty oznacza rezygnację z racjonalnego leczenia – farmako i psychoterapii. Jak każda taka rezygnacja oznacza to przynajmniej utratę szans na wyleczenie. A czasami choćby utrwalenie zaburzenia, potwierdzenie domniemania, iż to nie choroba, którą można opanować sposobami znanymi medycynie, ale działanie tajemniczych i groźnych sił" – mówił przed laty w rozmowie z portalem Focus.pl, prof. Jerzy Aleksandrowicz, psychiatra, kierownik Zakładu Psychoterapii Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie. "Nie jesteśmy europejską potęgą racjonalnego myślenia. Kościół ma z pewnością w tym swój niebagatelny udział, w końcu to on kształci egzorcystów i legitymizuje ich praktyki. A stan naszej medycyny… Jaki jest, każdy widzi, ale mimo wszystko nie należy zastępować świadczeń specjalistycznych kierowaniem do znachorów" – dodaje specjalista.
Idź do oryginalnego materiału