PROF. AGNIESZKA STĘPKOWSKA: – Podziały językowe w związkach nie są sztywne, nie obowiązują raz na zawsze. Często używa się języka w określonym kontekście emocjonalnym.
Co to znaczy?
Na przykład: inny język do kłótni, a inny do miłosnych wyznań. Badana przeze mnie żona Brytyjczyka w kłótni przechodzi na angielski po to, by dobrze zrozumiał. Inna, przeciwnie, krzyczy w swoim języku, który partner zna słabo, bo to, iż on jej nie rozumie, jest też rodzajem szykany, formą manifestacji złości. Ale taka zmiana języka może też działać ochronnie. Para polsko-amerykańska przyznała, iż partnerka, Amerykanka, pozytywne emocje zwykle wyraża po polsku, a negatywne – po angielsku, bo to tak bardzo jej męża nie dotyka. Może to żonglowanie utrudnia porozumienie, ale chroni partnera przed ładunkiem emocjonalnym, który niosą słowa. W swoim rodzimym języku ten ładunek zawsze jest większy.
Przybyło nam par mieszanych narodowościowo.
Jesteśmy świadkami rewolucyjnej wręcz zmiany. Wstąpiliśmy do Unii, na to nałożył się kryzys gospodarczy w Europie Zachodniej i zjawisko ogromnej imigracji ekonomicznej. Wszystko to sprawiło, iż Polska w ostatnich latach przyciągnęła szczególnie wielu ludzi, którzy zdecydowali się tu zostać. Badania, które prowadziłam, były jakościowe i ukierunkowane lingwistycznie, dlatego nie wiem, czy międzynarodowe związki tworzą się trudniej, czy może np. łatwiej niż relacje z Polakami, ale można żartem powiedzieć, iż jeżeli na przykład wziąć pod uwagę tylko ślubne pokłosie międzynarodowego programu wymiany studentów Erasmus, to idzie całkiem łatwo. Kilkanaście lat istnienia Erasmusa przełożyło się na całe pokolenie międzynarodowych par.