Karolina jest psycholożką, która na Instagramie prowadzi konto psychologwszwajcarii. Półtora roku temu wraz z mężem i dziećmi przeprowadziła się z okolic Krakowa do Zurychu. Jej córka Zosia poszła tam do pierwszej klasy szkoły podstawowej, a synek Kuba rozpoczął przygodę z przedszkolem. - Już od dłuższego czasu myśleliśmy o tym, by spróbować życia w innym kraju - mówi w rozmowie z eDziecko.pl. - Padło na Zurych, ze względu na zawodową propozycję, jaką dostał mój mąż. - dodaje. Przyznaje, iż największym wyzwaniem była pomoc dzieciom w zaaklimatyzowaniu się w nowej rzeczywistości. Na szczęście wszystko przebiegło pomyślnie. - Dzieci z euforią i uśmiechem na twarzy chodzą do przedszkola i szkoły, co tylko potwierdza, jak dobrze zaadaptowały się w nowym środowisku - mówi.
REKLAMA
Zobacz wideo Po czym poznać, iż dziecko ma skrócone wędzidełko? Logopedka mówi o "domowym teście"
Dzieci same chodzą do przedszkoli
Spytana o to, co najbardziej ją jako mamę zaskoczyło po przeprowadzce do Szwajcarii, Karolina mówi, iż nacisk na samodzielność dzieci. - Uczą się przez doświadczenie. Popełnianie błędów? Żaden problem, to tylko kolejna lekcja! Rodzice pozwalają im próbować, eksperymentować i wyciągać wnioski. Na początku nie mogłam uwierzyć w to, iż cztero-, pięcioletnie maluchy w małych grupkach same chodzą do przedszkola. Bez dorosłych! W Polsce byłoby to raczej nie do pomyślenia, a tutaj? Całkowicie normalne - mówi. Jest jedno "ale": muszą mieć na sobie kamizelki, żeby były widoczne na drodze. - To taki trochę symbol pierwszych kroków w przedszkolu - niektóre dzieci je kochają, inne nie znoszą, ale nosić muszą - dodaje Karolina.
Tam się nie wozi dzieci samochodami
Jej ośmioletnia córka chodzi do szkoły sama i jeszcze po drodze odprowadza czteroletniego brata do przedszkola. - Mamy do obu placówek dość blisko, około czterech, pięciu minut pieszo, ale pamiętam, iż gdy Zosia pierwszy raz tam szła sama, tak się o nią bałam, iż szłam za nią. Oczywiście tak, żeby mnie nie widziała. A gdy pierwszy raz szła z Kubusiem, wysłałam męża, żeby sprawdził, czy mały w ogóle dotarł do przedszkola - śmieje się. - Dzieci, które mają dalej do szkoły, czyli 10-15 minut na piechotę, jeżdżą specjalnymi taksówkami, czyli takim rodzajem szkolnych busików. Tu nikt nie odwozi ich samochodem. - Zaraz by się jakiś nauczyciel przyczepił, iż nie wolno, bo dzieci mają być samodzielne - mówi Karolina.
Karolina wspomina też, iż bardzo gwałtownie po przeprowadzce do Zurychu zauważyła, jak poważnie rodzice i w ogóle wszyscy dorośli traktują swoje dzieci - Liczą się z ich zdaniem, mają do nich ogromne zaufanie i okazują szacunek. I to działa tu w obie strony! Dzieci, widząc taki przykład, same szanują dorosłych, a jednocześnie nie boją się mówić, co myślą, bo wiedzą, iż zostaną wysłuchane - mówi.
W jakim wieku puściłeś/puściłaś pierwszy raz dziecko samodzielnie do placówki? Daj znać w komentarzu