Mój syn ma 5 lat, posłałam go do przedszkola i zaczęły się problemy. Nie, nie choruje, tfu tfu, nie robi porannych scen, od razu umówiliśmy się, iż to dla niego taka sama praca, jak dla mamy.
Jednak z innymi dziećmi dochodzi do konfliktów – rodzice dają im do przedszkola drogie zabawki, na które mnie nie stać.
Zaczynają się kłótnie, sprzeczki i łzy, przez co syn często wraca do mnie z oczami pełnymi łez.
Wychowuję go sama, alimenty są śmieszne, na moich barkach pozostało mama i leżąca babcia, więc z pieniędzmi jest bardzo krucho. Próbowałam mu wytłumaczyć, iż ludzie mają różne dochody, ale on tego nie rozumie, pozostało mały i myśli, iż go nie kocham.
A mnie to tak boli – przecież oddaję mu całe serce, sobie wszystkiego odmawiam, byle tylko sprawić mu przyjemność. Kupiłam mu elektryczny samochodzik, w domu mamy pełne pudło robotów i klocków, ale przecież nie nadążysz ze wszystkim.
Niedawno pojechaliśmy na tydzień nad morze i tam ta sama historia. Koleżanka kupuje córce wszystko, co wpadnie jej w ręce – jakieś świecące piłeczki, piszczące zabawki, spryskiwacze i inne bzdury, a mój syn to samo – kup i kup!
A gdy odmawiam, pojawiają się łzy i ta sama śpiewka – „Ty mnie nie kochasz”. No jak mam mu wytłumaczyć, iż mama i tak jest gotowa zrobić dla niego wszystko? Czasami ręce mi opadają, aż chce się płakać z bezsilności.
A przecież potem zacznie się szkoła i będzie jeszcze gorzej. Sama pamiętam, jak rówieśnicy patrzyli na tych, którzy nie mogli sobie pozwolić na modne, drogie rzeczy.
Kiedy wyobrażam sobie, iż niedługo syn zacznie prosić mnie o iPhone’a czy inne gadżety, aż mi włosy stają dęba.
I co robić? Brać jeszcze jedną pracę?