Mamusiu, rozumiem wszystko, ale nie mogłaś po prostu dać mi znać wcześniej? Już umówiłam się z panem, wybrał mi wolny termin! Z powodu ciebie go zawalam. Nie można być babcią tylko wtedy, kiedy ma się na to ochotę. Albo jesteś babcią zawsze, albo wcale nie jesteś babcią.
Jadwigo, nie mogę po prostu odpuścić wszystkiego i wyjechać z powrotem? Nie zdążę fizycznie wymówki snuła Zofia.
A co mam teraz zrobić? Mam wizytę u fryzjerki, zapłaciłam zaliczkę. Nie oddadzą mi pieniędzy, jeżeli nie przyjdę!
Jadwiga rościła pretensje, jakby matka przytworzyła ją do kaloryfera i nie wypuściła z salonu. W rzeczywistości, z punktu widzenia Zofii, winna była sama Jadwiga przyzwyczajona do tego, iż wszyscy przychodzą jej na ratunek przy jednym kliknięciu palca. Jadwiga naprawdę wierzyła, iż wszystko ma się dostosowywać do niej, bo jest młodą mamą dwojga dzieci.
Poszukaj kogoś, kto cię wesprze. Albo odwołaj wizytę, podsumowała Zofia spokojnym tonem. W tej sytuacji jestem bezsilna.
No tak Jadwiga rozważała gorączkowo opcje. Spróbuję przełożyć na jutro albo pojutrze. Czy zdążysz wrócić?
Zofia zadrżała. Chciała powiedzieć tak, ale coś ją powstrzymało może resztki dumy, które wciąż tliły się gdzieś w głębi.
Nie, Jadwigo. Wrócę we wtorek, za pięć dni.
Co? Pięć dni? Tu jedzie się maksymalnie godzinę i pół!
Tak, ale mam umowę z moimi dziewczynami. Nie mogę ich zostawić.
A mnie i wnuków, oczywiście, możesz Jadwiga wymamrotała. Ale twoje córki i tak pochłoną kiełbasę bez ciebie, rzuciła gorzko. Rozumiem, to kwestia priorytetów. Pewne starsze babcie ważniejsze niż rodzina. Wiesz co, mamo, skoro nas już nie potrzebujesz, już nas nie zobaczysz. Przepraszam za kłopot, żegnam.
Usłyszały się sygnały alarmowe. Serce Zofii zadrżało. Wiedziała, iż córka zachowuje się źle, ale Jadwiga była jedyną jej córką i Zofia bała się ją stracić gotowa była porzucić ośrodek wypoczynkowy i wrócić do miasta, by nie pokłócić się z nią.
Zofia wychowała Jadwigę sama. Gdy dziewczynka miała osiem lat, ojciec zmarł, a matka starała się go zastąpić uwagą, prezentami i bezgraniczną miłością. To właśnie ją zgubiło.
Zofia zauważyła, iż coś jest nie tak, kiedy Jadwiga zamieszkała z partnerem. Kiedyś jej kaprysy tłumiono okresem dojrzewania, teraz miał do czynienia z dorosłym człowiekiem, który nie potrafił się z nikim dogadać.
Wojciech, mąż Jadwigi, był cichy, spokojny i zupełnie niekłótliwy. Pracował w serwisie AGD, naprawiał pralki, i zarabiał przyzwoicie. Jadwiga nie pracowała. Kiedy zaszła w ciążę, pieniędzy zabrakło, wybuchły kłótnie.
On kompletnie zwariował! wyładowywała się Jadwiga, wyciągając rzeczy z walizki. Powiedział, iż w nocy nie wróci do domu. Twierdzi, iż znalazł pracę jako ochroniarz, tak? Pewnie gdzieś z babą się wyprowadza.
Jadwigo Nie jest taki. Sama chciała, żeby zarabiał więcej. Teraz próbuje się jakoś wykręcić uspokajała ją Zofia.
Chciałam, ale miałam na myśli dzienną dopłatę! Normalny mężczyzna powinien nocować w domu, przy żonie, nie przestawała. A na dodatkową pracę jest czas po głównej zmianie i w weekendy. Nie mogę żyć z facetem, który nocą krąży po gdzieś.
Takie spory stały się codziennością. Następnego dnia po awanturze Wojciech przychodził z pluszowym misiem albo bukietem, Jadwiga krzyczała, iż wydaje pieniądze na bzdury, ale i tak wybaczała i wracała. Po tydzieńdwa powtarzało się to samo.
Pewnego razu Zofia była zmęczona byciem trzecim kołkiem w trójkącie. Nie wpuściła córki, kiedy ta po raz kolejny przyjechała z bagażami. Nadeszło coś, co Zofia nie chciała usłyszeć
Super. To znaczy, iż mam cię w nosie. Mam w nosie, iż twoja córka nocuje na ulicy, co? wykrzyknęła Jadwiga pod drzwiami.
Wstyd wśród sąsiadów, strach o córkę. Po tym Jadwiga już nie wyjeżdżała od Wojciecha.
Narodziny pierwszego wnuka przyniosły nowe problemy. Jadwiga stała się jeszcze bardziej kapryśna, zrzucając winę na hormony i poporodową depresję. Często zostawiała syna u babci, nie prosząc o pomoc, a wręcz żądając.
Mamusiu, weź go przynajmniej na dzień, albo go przygnębię. Nie mogę więcej słuchać tych krzyków, wściekle protestowała. Muszę iść na manicure.
W tamtych czasach córka przyjmowała odmowy z grymasem, ale po dniu dzwoniła, jakby nic się nie stało, i nie groziła ograniczeniem kontaktu z wnukami.
Wina najpewniej leżała po stronie teściowej. jeżeli Zofia nie mogła zająć się wnukiem, Jadwiga zwracała się do Ludmiły Pawłownej. Relacje z nią też były napięte.
Dosyć już! Cały czas mówi Wojtkowi, iż synku, nie zapominaj, iż masz dom, naśmiewała się Jadwiga, udając teściową. Sugeruje, iż czeka na niego. Pewnie śni, iż rozwodzi się z nim i wraca pod jej spódnicę.
Gdy wnukowi skończyły się cztery lata, Ludmiła Pawłowna przeprowadziła się do innego miasta. Jadwiga już miała dwoje dzieci i popadła w panikę. Bez babci nie radziła sobie.
Rozwiązanie było oczywiste Jadwiga przerzuciła całą odpowiedzialność na matkę, a potem przestała dopuszczać odmowy, czyli brak pomocy.
Zofia kochała wnuki, bardzo. Mimo to miała własne życie nie przeszła jeszcze na emeryturę, lubiła spotkania z przyjaciółkami. Jedna z nich była samotna, inne mężczyzny po pierwszym małżeństwie nie mogła znieść.
Dla Jadwigi nie było cudzych spraw, problemów i pragnień.
Mamo, potrzebuję, żebyś posiedziała z Maksymem i Szymonem. Przywiozę ich za godzinę, informowała bez pytania, bez czy ci to pasuje. Jadwiga zawsze mówiła to jako fakt. Na szczęście Zofia pracowała zdalnie i mogła się jakoś zorganizować, choć nie zawsze jej to wychodziło. Gdy nie mogła znaleźć czasu, Jadwiga się szantażowała.
Oczywiście, twoje sprawy ważniejsze niż rodzina, sarkastycznie rzekła. Nie będziemy cię już niepokoić.
Po tym Jadwiga wprowadziła milczenie. Nie dzwoniła, nie pisała. Zofia rozumiała, iż córka nie ma racji, ale bała się stracić rodzinny kontakt, więc pierwszy krok w stronę pojednania podejmowała sama. Po kolejnych kłótniach robiła wszystko, by nie zdenerwować córki: brała zwolnienie lekarskie, odwoływała wieczorne wyjścia z przyjaciółkami, oddawała bilety do teatru.
Tak było zawsze. Aż do pewnego razu.
Kilka dni temu Zofia przyjechała z dwiema przyjaciółkami do domku nad jeziorem. Miała urlop i chciała odpocząć. Nie uprzedziła Jadwigi, bo bała się reakcji i liczyła, iż w tygodniu nie będzie kryzysu.
Błąd. Jadwiga po raz kolejny potrzebowała pilnie pomocy miała wizytę u fryzjerki i nie mogła omówić planów z Zofią. Uważała, iż matka powinna od razu przyjechać. Zofia wiedziała, iż fizycznie nie zdąży, a do tego koszty transportu byłyby duże. Poza tym już planowała wypoczynek. Dlaczego miałaby rzucić wszystko i biec, jak tresowana suczka?
Zofia bolała, ale starała się trzymać, odwracała myśli, wracała do relaksu. Na nic.
Czemu jesteś taka kwaśna? zapytała Marina, jedna z przyjaciółek, nabijając mięso na patyki. Co się stało?
Zofia opowiedziała, iż córka zadzwoniła, postawiła fakt, a ona się obraziła. Teraz spodziewa się milczenia, a może czegoś gorszego. Zmęczona ciągłym lękiem o Jadwigę i wnuki.
No, moje też nie są ideałem, ale przynajmniej zachowują się pokornie dodała Elena. Słuchaj, sam nie wytrzymałabym i zignorowała ich totalnie.
A po co? Przestaną ze mną rozmawiać. Kto na tym zyska?
Ty. Kto ci pomoże, jeżeli nie ty? przerwała Marina. Teściowa daleko, a maluchy zawsze w jakimś kłopocie. Przyjedzie, jak tylko się przygniecie. No i zacznie rozumieć, iż to nie tylko twoja sprawa, ale i jej.
Po półtorej godziny dyskutowały. Zofia zdecydowała, iż przyjaciółki mają rację. Teściowa wyjechała. Nie utrzymywała kontaktu z krewnymi ze strony męża. Nie stać jej było na nianię. Została tylko niezawodna matka, której dosyć były ultimatum.
Kolejne dwa tygodnie mijały w napięciu. Zofia codziennie sprawdzała telefon, ale nie było od Jadwigi wieści. Kobieta prawie rozpaczała, gotowa była zrobić pierwszy krok, gdy nagle rangł telefon.
Mamusiu, cześć. Szymon zachorował, potrzebuję, żebyś go posiedziała, powiedziała dziewczyna, jakby nic się nie stało. Chciałabym wziąć zwolnienie, ale mamy taki natłok, iż nie wypuszczą mnie z pracy. Czy dasz radę?
Taki wypadek był dla Zofii nowy zwykle nie interesowała się planami córki.
Mogła wziąć urlop i rzucić wszystko, ale pomyślała: jeżeli nagle sama zachoruję i będę potrzebować tego urlopu, czy ktoś mi pomoże? Prawie nie.
Jadwigo, naprawdę przepraszam, ale mam też pracę na głowie Wiesz, chętnie pomogłabym, ale gdybyś dała znać wczoraj zawisła pauza. Zofia czekała na wybuch, a go nie było.
No cóż, kto by pomyślał, iż temperatura Szymona podskoczy odpowiedziała Jadwiga z lekkim zirytowaniem. Mamusiu, może w weekend się uda? Postaram się dogadać z szefem i rozłożyć obowiązki.
Jadwiga nie była piękna, ale przynajmniej spokojnie podeszła do odmowy i szukała kompromisu. Zofia dostrzegła w tym gest przejścia i postanowiła odwzajemnić się.
W weekend dam radę, nie mam planów.
Dobrze, wezmę to pod uwagę. Dziękuję.
Rozmowa nie była idealna, ale od czasu do czasu matka i córka potrafiły spokojnie się dogadać, bez ofiar i przymusu.
Od tamtej pory Jadwiga pytała, czy Zofia może posiedzieć wnuków i dziękowała za pomoc. Czasem przynosiła herbatę i ulubione domowe ciastka. Zdarzały się kolejne napady, ale już nie z szantażem, a z miłością. Zofia już nie uginała się pod ciężarem wymagań; potrafiła odłożyć własne plany na bok dla wnuków, ale gdy czuła, iż ktoś przyciska jej szyję, odmawiała. Bo pomoc to dobrowolna przysługa, a nie przymus, i najpierw potrzebuje tego ten, który prosi.
