Jedno zdanie w szatni wyprowadziło mnie z równowagi. Wcale nie jestem wyrodną matką!

mamadu.pl 1 rok temu
Zdjęcie: Kobieta w przedszkolnej szatni została pochopnie oceniona. fot. Ron Lach/Pexels


Zaprowadzanie chorych dzieci do przedszkola i udawanie, iż są zupełnie zdrowe to już prawdziwa plaga. Z drugiej strony nie ma też co przesadzać – sam katar nie zawsze jest wskazaniem do zostania dziecka w domu. Przeczytajcie list mamy, która usłyszała w przedszkolnej szatni, iż jest wyrodną matką, a powód wydał jej się błahy. Też tak myślicie?


Zakatarzony przedszkolak


"Mój 4-letni syn od kilku dni znowu jest przeziębiony. Dopiero po 2 tygodniach wrócił do przedszkola, bo miał zapalenie uszu i gardła, a po tygodniu uczęszczania do placówki on znowu pociąga nosem i pokasłuje. Jestem załamana. W zeszłym tygodniu pracowałam zdalnie w domu, więc na dwa dni został ze mną. Pomyślałam, iż te dwa dni plus dwa dni weekendu pomogą go podleczyć i od poniedziałku będzie mógł pójść do placówki", zaczyna swój list mama przedszkolaka.

"Okazało się jednak, iż cztery dni w domu coś tam może trochę pomogły, ale dziecko przez cały czas pociąga nosem. Dziś już nie miałam wyjścia i Kubuś poszedł do przedszkola. Zdecydowałam się na to, dlatego, iż wychowuję go samodzielnie, więc nie mam pomocy jego taty albo dziadków i nie mogłam go oddać pod opiekę komuś innemu niż ja sama, a musiałam dziś stawić się w biurze. Syn do tego czuje się w porządku, nie ma gorączki i w ciągu tych ostatnich dni w domu miał naprawdę sporo energii".

"Jesteś wyrodną matką"


Sama wiem, jak to jest, jak trzeba podczas choroby wykonywać obowiązki zawodowe, więc nie wyobrażam sobie, iż chore i źle czujące się dziecko wyślę do placówki. Poprzedniego dnia syn cały dzień był aktywny, wesoły i bez problemów się bawił, dopytując, kiedy pójdzie do przedszkola. Postanowiłam więc bez wyrzutów go zaprowadzić do placówki. Pomyślałam, iż jeżeli choroba ma się rozkręcić, to i tak się to wydarzy, a przecież na sam katar żaden pediatra nie da mi zwolnienia na dziecko.

Zaprowadziłam więc Kubę do przedszkola, choć miał katar. Weszliśmy do szatni i skierowaliśmy kroki do jego szafeczki z wieszakiem. Syn zaczął się samodzielnie rozbierać. Kiedy kolejny raz pociągnął nosem, wyjęłam chusteczkę i pomogłam mu wyczyścić nos. Wtedy za plecami usłyszałam słowa, które sprawiły, iż mnie zamurowało. 'Kto to słyszał przyprowadzać dziecko z takim katarem. Tylko się biedak będzie męczył i zaraz cała grupa będzie chora. Nie powinni pani dziecka przyjąć do sali'.

Trochę zrozumienia


Kobieta przyznaje, iż to, co usłyszała, sprawiło jej przykrość: "Poczułam się jak najgorsza matka świata, choć jeszcze minutę temu zupełnie inaczej widziałam tę sytuację. Myślę jednak, iż trochę empatii i zrozumienia jednej matki wobec innej nikomu by nie zaszkodziło. Poza tym sama wielokrotnie czytałam i słyszałam, iż sam katar nie jest przeciwwskazaniem do uczęszczania do przedszkola.

Jasne, gdyby dziecko było naprawdę mocno chore, źle się czuło i mogłoby zarazić innych, to poszłabym z nim do lekarza, wzięła zwolnienie lekarskie i leczyła je w domu. Z samym katarem do lekarza nie ma po co iść – dlaczego więc mam zatrzymywać dziecko w domu, kiedy ono dobrze się czuje?

Druga sprawa jest taka, iż rodzice naskakują na innych rodziców, robią im wyrzuty, a następnego dnia sami podają dziecku syropek na gorączkę i zaprowadzają do przedszkola jak gdyby nigdy nic" – kończy swój list poruszona mama przedszkolaka.

Idź do oryginalnego materiału