**”Jesteś potworem, mamo! Takim jak ty nie wolno mieć dzieci!”**
Weronika miała osiemnaście lat, gdy wyjechała z rodzinnego Lublina do Warszawy na studia. Pewnego wieczoru poszła z koleżankami do klubu i poznała tam Kubę. Warszawiak, przystojniak, którego rodzice wyjechali na rok za granicę. Zakochała się w nim bez pamięci i niedługo wprowadziła się do niego.
Żyli na wysokiej stopie – rodzice przysyłali pieniądze. Co drugi dzień imprezy, kluby albo domówki. Na początku Weronika cieszyła się takim życiem. Nie zauważyła, gdy nabrała długów i zaległości, a zimową sesję oblała. Stanęła przed perspektywą wyrzucenia z uczelni.
Obiecała wziąć się w garść i poprawić oceny. Usiadła nad książkami. Gdy przychodzili znajomi Kuby, zamykała się w łazience. W końcu udało jej się zdać. Postanowiła namówić Kubę, by się ustatkował – miał ostatni rok, niedługo dyplom.
*”Daj spokój, Wera. Żyje się tylko raz. Młodość gwałtownie mija – kiedy się bawić, jak nie teraz?”* – odpowiadał beztrosko.
Wstydziła się przyznać matce, iż mieszka z chłopakiem bez ślubu. Gdy dzwoniła do domu, kłamała, iż wzięli ślub cywilny, a wesele odbędzie się, gdy wrócą rodzice Kuby.
Pewnego dnia na zajęciach zrobiło jej się słabo. Zawroty głowy, nudności. Spojrzała w kalendarz i z przerażeniem zrozumiała, iż jest w ciąży. Test potwierdził jej obawy.
Był wczesny etap, a Kuba namawiał ją na aborcję. Pierwszy raz pokłócili się tak ostro, iż zniknął na dwa dni. Weronika nie mogła znaleźć sobie miejsca, płakała w samotności. Gdy wrócił, był nie sam – u boku miała pijaną blondynkę, która ledwo stała. Wykończona nerwami Weronika nie wytrzymała, nakrzyczała na niego, próbując wyrzucić tamtą.
*”Ona nie wychodzi. Jak ci się nie podoba – wynoś się sama, histeryczko!”* – wrzasnął i uderzył ją w twarz.
Weronika złapała kurtkę i wybiegła. Dotarła pieszo do akademika. Z opuchniętą policzkiem, rozmazanym makijażem i łzami zapukała do drzwi. Woźna się zlitowała i wpuściła ją.
Następnego dnia przyszedł Kuba. Błagał o przebaczenie, obiecywał, iż nigdy więcej nie podniesie na nią ręki, prosił, by wróciła. Uwierzyła. Dla dziecka.
Jakoś skończyła pierwszy rok. Bała się jechać do domu – co powie matka? Ale zostawać w Warszawie też było strasznie. Rodzice Kuby mieli niedługo wrócić, a ona była w ciąży i wyglądała okropnie.
Gdy rodzice wrócili i dowiedzieli się, iż Weronika jest z prowincji i ledwo przeszła na drugi rok, ojciec Kuby zaczął nieprzyjemną rozmowę. Zaproponował pieniądze, by odeszła i zostawiła ich syna w spokoju.
*”Pomyśl sama – jaki z niego ojciec? Samo imprezowanie. A może to w ogóle nie jego dziecko? Dam ci sporą sumę. Zabieraj się i wracaj do rodziców. Uwierz, tak będzie lepiej.”*
Zrobiło się jej gorzko. Kuba nie bronił jej, stał w milczeniu. Odmówiła, choć później tego żałowała. Spakowała się i wróciła do matki.
Ta, zobaczywszy córkę na progu z brzuchem, od razu zrozumiała.
*”Czemu sama? Wyszłaś za mór czy nie? Warszawski gagatek się nabawił i cię wyrzucił? Pieniądze chociaż dał?”* – zapytała matka, nie wpuszczając jej dalej niż do przedpokoju.
*”Mamo, jak możesz? Nie chcę jego pieniędzy.”*
*”To po co do mnie przyjechałaś? Ledwo się we dwie mieściłyśmy. Myślałam, córka wygrała los na loterii – wyszła za warszawiaka, żyje jak królowa. A tu z brzuchem na karku. I gdzie my się teraz pomieścimy we czwórkę? Z dzieckiem?”*
*”We czwórkę?”* – spytała Weronika, nie rozumiejąc.
*”Bo kiedy ty się bawiłaś w Warszawie, ja też znalazłam faceta. Co? Jeszcze nie starucha. Też chcę trochę szczęścia. Ciebie sama wychowałam, nie było czasu dla siebie. Teraz on tu mieszka. Nie chcę, żeby się na ciebie gapił.”*
*”To gdzie mam iść, mamo? niedługo rodzić…”* – szepnęła, ledwo powstrzymując łzy.
*”Niech cię mąż zabierze. Albo kto on tam jest. Skoro dziecko zrobił, niech się teraz nim zajmie.”*
Matka stała twardo. Weronika nie zobaczyła w jej oczach ani kropli litości. Ich relacje i tak nigdy nie były ciepłe, ale teraz czuła, jakby rozmawiała z obcą, a nie z własną matką.
Wzięła torbę i wyszła. Usiadła na ławce w parku i rozpłakała się. Gdzie ma iść? Skoro choćby własna matka ma ją w nosie, a co dopiero wnuka? Przez myśl przeszło jej choćby rzucić się pod samochód. Ale dziecko w brzuchu poruszyło się gwałtownie, jakby czuło jej zamiary. Nie miała serca skazać je na śmierć pod kołami.
*”Weronika?”* – przed nią stanęła nagle dziewczyna.
Podniosła zapłakane oczy.
*”To ja, Ola Kowalska. Razem chodziłyśmy do liceum. Dlaczego płaczesz?”* – usiadła obok i nagle zauważyła brzuch. *”Jesteś w ciąży?”*
Weronika wybuchnęła płaczem i opowiedziała wszystko dawnej koleżance.
*”Wiesz co? Chodź do mnie. Rodzice są na działce do jesieni. Na razie u mnie zostaniesz. Coś wymyślimy.”*
Weronika przytaknęła. Nie miała wyboru – nogi się pod nią uginały, głód ściskał żołądek.
*”Rozgość się. Nie krępuj się.”*
Z ulgą opadła na kanapę. Ola pobiegła do kuchni.
*”Zaraz coś zjecie. Pracuję w szpitalu na wakacjach. Uczę się w szkole pielęgniarskiej.”* – krzyczała z kuchni. *”Słyszałam, iż studiujesz w Warszawie?”*
*”Studiowałam.”* – cicho odpowiedziała, zamykając oczy.
Dwa dni później Ola wróciła z pracy podekscytowana.
*”Na oddziale leży staruszka po udarze. Nie chodzi, ale głowa jasna. Dzisiaj przyjechała jej córka, bo trzeba matkę wypisać. A ta odmówiła zabrania jej do siebie! Mówi, iż mieszka w innym mieście, mąż się nie zgodzi**”Dzień później Ola zaprowadziła Weronikę do staruszki, która okazała się ostatnią osobą, jakiej w życiu potrzebowała – a jednocześnie jedyną, która nauczyła ją, czym jest bezwarunkowa miłość.”**