Józefaciuk: Nie ma czystego yin, nie ma czystego yang

krytykapolityczna.pl 1 rok temu

Katarzyna Przyborska: Pracuje pan w Sejmie w komisji edukacji, nauki i młodzieży oraz w parlamentarnym zespole do spraw równouprawnienia społeczności LGBT+. Zaangażowanie w te obszary wzięło się z pana doświadczenia nauczycielskiego, z pracy z młodzieżą?

Z doświadczenia i przekonań. Mam bardzo duże wsparcie młodzieży, której zależy na tym, by prawa osób LGBT+ stały się oczywistością, by nie trzeba było o nich w ogóle gadać. Żeby sprawą był wybór bułki na śniadanie, a nie podstawowe prawa człowieka.

Pan się identyfikuje jako poganin, rodzimowierca?

Poganin, neopoganin. To nie jest do końca religia słowiańska, więc nie rodzimowiercza. Skupiam się na tym, co robię, jak robię, w którym kierunku idę i jakie są moje wartości etyczne. A są w gruncie rzeczy takie jak w większości religii.

Nie zabijaj, nie krzywdź, nie kłam?

Właśnie tak. Tyle iż inaczej robię to wszystko. Inaczej, czyli w inny sposób wyglądają moje rytuały. Śpiewam inne piosenki, nucę inne melodie, wykonuję inne ruchy, modlę się innymi słowami. Tu nie chodzi o osiąganie czy dotykanie świętości – tu chodzi o dojście do balansu, równowagi człowieka ze światem natury. Nie walczenie z losem, tylko zauważanie możliwości i chwytanie się fali niosącej.

Jest jakaś droga postępowania? Praktyka bycia?

Droga postępowania czy trzymanie się pewnego wyznaczonego kodeksu etycznego, droga poszukiwania siebie. Tak samo jak w każdej otwartej, niewykluczającej religii.

Są religie mocno współpracujące z władzą.

Nie. Są związki wyznaniowe albo instytucje religijne mocno współpracujące z władzą.

Jak pogańskie czy neopogańskie wartości mają się do praw osób LGBT+? Czy rezygnacja ze ścisłych podziałów binarnych, forsowanych przez Kościół katolicki, mieści się w tych wartościach?

Podstawowa zasada brzmi: rób, co tobie się podoba, bylebyś nie krzywdził innych i sam siebie. Kolejna: cokolwiek zrobisz, to do ciebie wróci. Wierzymy w dwie energie, w dwie moce, w dwa byty…

Yin i yang?

Dokładnie. Tyle iż te elementy na siebie nachodzą, przeplatają się, więc nie ma czystego yin, nie ma czystego yang. Nie ma czystego Boga, nie ma czystej Bogini. Z tymi energiami pracujemy. To jak modlitwa w chrześcijaństwie czy medytacja w buddyzmie.

Był pan nauczycielem, uczył pan angielskiego, był dyrektorem szkoły branżowej. Cieszy się pan, iż udało się uciec do Sejmu?

Przede wszystkim jestem nauczycielem i zawsze nim pozostanę. Teraz kształcę dzieciaki jako wolontariusz u siebie w szkole. Uczę angielskiego i języka polskiego jako obcego. W Sejmie moim podstawowym celem będzie przywrócenie prestiżu szkolnictwu zawodowemu i branżowemu. Chcę, by ludzie zrozumieli, jak jest ważne, a jak mało wsparcia, również w zakresie funduszy, dostaje od państwa.

Niedawno przeprowadzaliśmy w szkole próby przed egzaminami zawodowymi. Każdy uczeń potrzebował do tego komputera. 80 proc. z nich miało naklejkę unijną, 20 proc. sfinansowano ze źródeł rządowych. To my, dyrektorzy szkół, pozyskiwaliśmy pieniądze, najczęściej właśnie z Unii Europejskiej.

PiS, przynajmniej w swojej pierwszej kadencji, mówił o kształceniu zawodowym. Podkreślał jego wagę – iż może nie potrzeba nam tyle osób z wyższym wykształceniem, które bywa mało użyteczne, ale więcej fachowców.

Mówił, ale nic nie zrobił. Szkolnictwo zawodowe nie miało choćby ułatwionych egzaminów po lockdownie. My, dyrektorzy, organizowaliśmy nauczanie praktyczne, żeby dzieciaki miały szansę zdać egzaminy zawodowe, które – w przeciwieństwie do matur i egzaminów ósmoklasisty – nie miały obniżonych wymagań.

Kiedyś zawodówką straszono dzieciaki, które niechętnie się uczyły.

Wtedy kładziono nacisk na kształcenie ogólne, które, jak pokazują najnowsze wyniki PISA, leci na łeb na szyję. Jednocześnie mamy świetnych specjalistów w szkolnictwie zawodowym. Może egzaminy zawodowe czy podstawy programowe są lekko paździerzowe, ale można i warto je unowocześnić.

Ciągle w głowach ludzi tkwi przekonanie, iż zawodówka czy branżówka to coś gorszego. Po co iść do technikum? Owszem, rok dłużej będziesz się uczyła, ale wychodzisz z zawodem w ręku. Często muszę namawiać dzieciaki, by przystąpiły do matury. Bo mówią: po co? Skończę technika-optyka i mam szóstkę na rękę. A pan ma piątkę.

Jakimi branżami pan się zajmuje?

W zespole szkół, do którego należę, mamy technika usług fryzjerskich, technika hodowcy koni, technika ogrodnika, architekturę krajobrazu, technika optyka. W Łodzi jest tak, iż o ile jakaś szkoła prowadzi kształcenie zawodowe w danym zawodzie, to żadna inna tego nie powiela.

Czyli nie podbieracie sobie dzieciaków?

Nie. Zamiast tego tworzymy szeroką bazę dydaktyczną pod dane zawody. Mamy kilka szklarni, mamy stadninę, kilka hektarów ziemi uprawnej, traktory i tak dalej. Nie wyobrażam sobie, żeby każda z kilku szkół o tym samym profilu w jednym mieście mogła sobie na to pozwolić.

Co trzeba zmienić jako pierwsze, żeby poprawić sytuację w szkolnictwie zawodowym?

To, co w całym systemie edukacji. Potrzebne są przede wszystkim podwyżki. Brakuje nauczycieli, nie mamy z kim pracować. Tym, którzy chcą, dajemy po półtora etatu, bo za nauczycielską pensję miesięczną nie są w stanie zaopiekować się rodziną, a na rynku mogą tyle samo zarobić w ciągu tygodnia. Konieczne jest zrównanie pensji nauczyciela kształcenia teoretycznego i nauczyciela kształcenia praktycznego. Dofinansowanie działań szkoły: zarówno sprzętu, jak i materiałów używanych w kształceniu zawodowym.

Sieciujecie się, żeby mieć większy wpływ na ustawy?

Są sympozja dyrektorów szkół kształcących w zawodzie albo w danej branży. To, co jest najpoważniejszym dla nas wyzwaniem, to kompetencje przyszłości. Ustawodawca nie pozwala nam na ich prowadzenie. Próbujemy obejść te przepisy, wymyślając nowe podstawy programowe, nowe kwalifikacje, wykorzystujemy przepisy europejskie, żeby uzupełniać umiejętności zawodowe.

Jakie to są kompetencje przyszłości?

Są to między innymi: innowacyjne i analityczne myślenie, aktywne uczenie się, zdolność do rozwiązywania złożonych problemów, krytyczne myślenie, kreatywność, umiejętność korzystania z nowych technologii i ich projektowania, umiejętności przywódcze.

To co stoi na przeszkodzie, by je wprowadzić?

My mamy ustawę o szkolnictwie, mamy rozporządzenie w sprawie szkolnictwa branżowego i zawodowego, gdzie są określone zawody, w jakich my możemy kształcić na określonym poziomie.

Na przykład w szkole dla młodzieży nie ma technika usług kosmetycznych. Jest on w szkołach dla dorosłych. Nie może być w szkole takiej jak nasza asystenta fryzjera, bo to jest dla szkół specjalnych.

To, co możemy robić, to dodawać w ramach godzin, które są do dyspozycji dyrektora, te przedmioty, które są potrzebne po to, żeby rozwijać kompetencje przyszłości.

Pomówmy o przyszłości, czyli walce ludzi z robotami na rynku pracy. Będzie praca dla absolwentów szkół zawodowych?

Budowlańcy stracą pracę? W żadnym wypadku. Czy fryzjerki stracą pracę? Nie. Sztuczna inteligencja może być niebezpieczna dla osób, które wykonują pracę po części kreatywną, ale nie prawdziwie rzemieślniczą.

Przeszliśmy już raz przemysłową rewolucję. Wtedy pracowników uratowały prawa społeczne, czyli ośmiogodzinny dzień pracy, umowy i tak dalej. Co może uratować nas teraz?

Wynalezienie maszyny parowej było problemem, ale stworzyło nowe możliwości. Pewnym problemem – i musimy się do tego dostosować – jest komputeryzacja, pamięć w chmurze. Nie pamiętamy już dat urodzin bliskich.

Bo pamięta to Facebook.

Właśnie. Naciskamy jeden przycisk i robi nam się jedzenie. Wchodzimy w cyfrowe mapy…

Czyli przestajemy się rozglądać, nie ćwiczymy pamięci i siłą rzeczy tracimy te umiejętności. Z drugiej strony jesteśmy przebodźcowani.

To prawda. Sztuczna inteligencja ma być interesująca, ma być migająca i dzieciaki zaczynają coraz bardziej wchodzić w ten świat nierealistyczny, nieprawdziwy, bo jest dla nich ciekawszy.

Czy z pana kontaktów z młodzieżą wynika, iż radzi sobie z tymi nowoczesnymi technologiami, wypracowuje własne strategie? Czy przepada?

To jest część świata młodych. Tak jak częścią naszego świata było podwórko i trzepak. Dzieciaki rozpoznają różnice pomiędzy światem online i światem offline. Traktują to bardziej zadaniowo i wiedzą, po co wchodzą do internetu, po co korzystają z nowoczesnej technologii.

Bez takiego zachłyśnięcia się?

To my się zachłysnęliśmy. Dla nas to był ogromny przeskok technologiczny. Dla nich to coś normalnego. Czasami robimy w szkole dni bez telefonu komórkowego albo dni bez internetu i oni bardzo dobrze sobie z tym radzą.

A co myślą o 35-godzinnym tygodniu pracy? Bądź też 4-dniowym? I co pan o tym myśli? Może nam się należy, tak z okazji skoku technologicznego?

Zastanawiam się, jak by to wyglądało w przypadku nauczycieli, których pensum jest bardzo różne – od 18 do 30 godzin lekcyjnych. Zostały zrobione badania, które pokazały, iż człowiek jest bardziej produktywny przy 35-godzinnym tygodniu pracy, ale wszystkie te zmiany powinniśmy zaczynać oddolnie. o ile będziemy świadomi, dlaczego to robimy i iż jesteśmy w stanie to zrobić, z zachowaniem takiej samej produktywności, to jak najbardziej róbmy. Generacja alfa dąży do balansu pomiędzy pracą a życiem prywatnym…

Generacja alfa? Czyli jednak nie koniec świata, ale nowy początek?

Żaden koniec! Oni bardziej idą w kierunku życia prywatnego i będą chcieli 4-dniowego tygodnia pracy. Będą chcieli pracy zdalnej. Dla nich liczy się wykonane zadanie, a nie czas wykonywania go. Dupogodzinom mówimy stanowcze nie.

Będzie się pan szczepił kolejną szczepionką?

Jak najbardziej. Mam zapisane w kalendarzu, by zaktualizować bazę wirusów.

Zajmuje się pan nauką, ale ma pan też magistra metafizyki, przyznaje się pan do korzystania z alternatywnych metod leczenia, których skuteczność jest przez naukę podważana. Jak pan to godzi?

Z medycyny alternatywnej korzystam przede wszystkim w celach profilaktycznych lub aby przyspieszyć proces leczenia. Nigdy nie rezygnuję z opieki lekarskiej i nikomu nie daję takich rad. Jednak jeżeli wiem, iż mam przed sobą wiele dni stresu, wolę zacząć pogłębione medytacje czy napar z ziół zamiast tabletki. Nie ma nic dziwnego czy złego we wspomaganiu się metodami naturalnymi.

Idzie pan konsekwentnie swoją drogą, ale nie jest to szeroki gościniec i już widać, iż nie każdemu z panem po drodze. Został pan nazwany między innymi „satanistą” i „kryminalistą”. Jak pan sobie radzi z hejtem?

Nie jestem zupą pomidorową, aby każdy mnie lubił. Ilość hejtu jest wyznacznikiem, czy idę w dobrym kierunku, czy nie. Oczywiście, nie jest to miłe, ale byłem gotów na to, jednak nie do końca na taką intensywność. Wiele już przeżyłem i trochę się utwardziłem. Jestem zdania, iż warto przejmować się krytyką płynącą od osób, na których ci zależy. Prowadzę zajęcia w szkołach i fundacjach z radzenia sobie z hejtem w cyberprzestrzeni na podstawie własnych doświadczeń i wiem, iż techniki, z których korzystam, czy metody zmiany postrzegania świata działają. A zawsze jak mam gorszy dzień, rodzina czy znajomi podratują.

Idź do oryginalnego materiału