Już nikomu nic nie jesteś winna. Tylko swojemu dziecku…

newsempire24.com 2 tygodni temu

Dzisiaj miałam rzadki wolny dzień i postanowiłam sprawić moim domownikom małą przyjemność. Po chwili zastanowienia wybrałam szarlotkę — ulubione ciasto całej rodziny. Gdy jednak zajrzałam do szafki, okazało się, iż brakuje mąki. Musiałam więc narzucić płaszcz, zamknąć dom na klucz i pójść do najbliższego sklepu. Nikogo nie było wtedy w domu — mąż z synami pojechał do rodziców do sąsiedniej wsi, a córka, jak dobrze wiedziałam, została w mieście.

Ale kiedy wróciłam z zakupami, od razu poczułam niepokój: w domu ktoś był. I nie tylko „był” — w przedpokoju stały buty mojej córki. Serce ścisnęło mi się w piersi. Cicho postawiłam torby w kuchni i ruszyłam w stronę jej pokoju… tam zamarłam. Na łóżku, zwinięta w kuleczkę, szlochała moja Kinga.

Na początku straciłam głowę, ale gwałtownie się pozbierałam. Usiadłam obok, pogłaskałam ją po włosach. Kinga, łkając, zaczęła opowiadać. O tym, jak pojawił się w jej życiu Kamil, jak przysięgał miłość, jak byli razem prawie rok. I jak w jednej chwili wszystko się rozpadło.

Gdy Kinga dowiedziała się o ciąży, najpierw się ucieszyła — przestraszyła, ale ucieszyła. Postanowiła najpierw porozmawiać z Kamilem, a dopiero potem powiedzieć nam. Ale on wystraszył się bardziej. Dużo bardziej. Po prostu zniknął — nie odbierał telefonów, usunął ją z mediów społecznościowych, jakby nigdy nie istniała.

— Mamo — szlochała Kinga — tylko się nie gniewaj… Nie chciałam tego ukrywać. Myślałam, iż będzie inaczej…

Milczałam. Ale nie ze złości. Z bólu. Z gniewu za córkę. Przytuliłam ją mocno i powiedziałam cicho:

— Nic mi nie jesteś winna, słyszysz? Tylko swojemu dziecku. A resztę jakoś rozwiążemy. Razem.

Wieczorem, gdy wrócił Piotr z synami, opowiedziałam mu, co się stało. Długo milczał. Potem spojrzał na córkę, na mnie — i uśmiechnął się:

— No, Ewo… Wiesz, iż zawsze chciałem trzecią córeczkę. Nie wyszło — to przynajmniej wnuczka będzie. A może i wnuk. I tak to szczęście. Może niespodziewane, może trudne. Ale nasze.

Z ulgą odetchnęłam. Piotr był prostym, ale solidnym człowiekiem. Kinga uśmiechnęła się przez łzy. Tego wieczoru jedliśmy razem kolację, już wiedząc, iż niedługo w naszym domu przybędzie jedna osoba.

Na rodzinnym zebraniu ustaliliśmy: Kinga weźmie urlop dziekański, a po urodzeniu dziecka wróci na studia. Piotr kategorycznie zabronił szukać Kamila:

— Taki zięć nam nie potrzeba. Uciekinierów do rodziny nie przyjmujemy.

Wszyscy się z tym zgodzili.

Ale, jak to często bywa, wieś zawrzała. Ludzie szeptali: „Przywlokła pod sukienką”, „Od żonatego”, „Sama sobie winna”. Nikt nic nie mówił wprost, ale czułam, iż plotkują.

Pewnego dnia w sklepie podeszła do mnie miejscowa plotkara — Wiesława.

— Cześć, Ewo. Słyszałam, iż twoja Kinga się zawieruszyła, co? Od kogo adekwatnie? Czy sama nie wie?

Milcząc, położyłam przed nią paczkę świeczek.

— Żebyś lepiej widziała, kto od kogo. Ja u swojej córki niczego podejrzanego pod sukienką nie widziałam. A ty może przy świetle dojrzysz.

Kobiety w kolejce parsknęły śmiechem. Wiesława zbladła i więcej się nie odzywała.

Kinga urodziła dziewczynkę. Nazwaliśmy ją Zuzanną. Piotr nie posiadał się z radości. Dwa lata później Kinga wyszła za mąż za dobrego człowieka, który przyjął Zuzię jak swoją. Żyli długo i szczęśliwie — w miłości i wzajemnym szacunku.

Tak, jak powinno być w prawdziwej rodzinie.

Idź do oryginalnego materiału