Inne spojrzenie na dyskryminację
O dyskryminacji, która nie przeszłaby nam przez myśl, napisał ostatnio wprost Tomasz Bilicki, psychoterapeuta, psychotraumatolog, na co dzień pracujący z dziećmi i młodzieżą.
Na drugim zdjęciu, obok własnego, Bilicki umieścił kartkę z notesu ucznia, któremu nauczyciel zabrał notes i pokazywał jego zawartość klasie. Zdjęcie jest w tym poście symboliczne i dokładnie oddaje to, o czym pisze terapeuta.
Kto nadał nauczycielowi prawo do zawłaszczenia sobie osobistej rzeczy ucznia, a nadto pokazania jej wszystkim obecnym, bez jego wyraźnej zgody. Widzicie w tym zachowaniu przemoc? Ja tak i nie ma we mnie na to zgody.
Podmiotowość ucznia
W tak postawionym pytaniu Bilickiego zdaje się zawierać coś więcej: fundamentalny podział w szkole na tych, którzy są "nad uczniami" w każdym tego słowa znaczeniu, a samymi uczniami, którzy traktowani są często jak "półludzie". Z połową przywilejów, połową praw, połową możliwości zabrania głosu, wyrażenia siebie słowem, myślą, stylem. Z połową wolności, za to z szeregiem obowiązków.
Uczeń, jako ten, który ma być posłuszny, którym ma być w tej bliżej nieokreślonej hierarchii "niżej od nauczyciela". Bilicki stawia fundamentalne pytanie: dlaczego?
Dlaczego adekwatnie funkcjonujemy w tym archaicznym konstrukcie tyle lat i kiedy dostrzeżemy, iż to nie działa?
Dzieci i młodzież stają się coraz bardziej narażone na problemy psychiczne, na traumy. Gros z nich ma swoje źródło w szkolnych murach. Zasady i granice są ok – nierówności i podmiotowość nie są ok.
Nigdy nie były. Dopiero teraz jednak mamy odwagę powiedzieć to głośno.