Chorowanie w grudniu? Najczęściej przed samymi świętami
Grudzień to nie jest miesiąc dla ludzi o słabych nerwach. Zwłaszcza jeżeli jest się rodzicem. Listy do Mikołaja, kiermasze, jasełka, spotkania świąteczne, prezenty, sprzątanie, gotowanie, praca zawodowa, dom do ogarnięcia. Wszystko naraz, wszystko "na już", wszystko najlepiej z uśmiechem i świątecznym nastrojem. A przecież doba przez cały czas ma tylko 24 godziny.
I w tym całym grudniowym chaosie pozostało jeden "bonus", który regularnie dokłada nam stresu – choroby dzieci. Katar, kaszel, gorączka. Przedszkola i szkoły w grudniu zamieniają się w prawdziwe siedliska wirusów: dzieciaki wymieniają się drobnoustrojami na zabawach świątecznych i kiermaszach gwiazdkowych.
I nie byłoby w tym nic aż tak dziwnego i frustrującego, gdyby nie fakt, iż część rodziców postanawia udawać, iż problemu nie ma. Bo "to tylko katar", bo "musi iść, bo ja nie mam z kim go zostawić", bo "nie mogę brać kolejnego L4", bo "jak nie przyjdzie, to nie weźmie udziału w jasełkach".
Efekt? Jedni rodzice zostawiają chore dzieci w placówkach, a inni – ci bardziej odpowiedzialni – kilka dni później muszą stawać na rzęsach. Tak, mówię też o sobie, bo odczuwam sporo żalu, iż mój przedszkolak znowu jest chory. Teraz muszę jednocześnie kończyć świąteczne przygotowania, pracować i opiekować się chorym dzieckiem. Dzieckiem, które spokojnie mogłoby być zdrowe, gdyby ktoś wcześniej pomyślał nie tylko o sobie.
Apel do rodziców o odpowiedzialność
Jestem zmęczona tą sytuacją. Zmęczona brakiem odpowiedzialności zbiorowej. Zmęczona tym, iż ktoś "zdejmuje z siebie problem", przerzucając go na innych. Rodzice przedszkolaków doskonale wiedzą, iż infekcja to też nieprzespane noce, odwołane plany, stres, poczucie bezsilności i presja czasu, która w grudniu jest wyjątkowo bezlitosna.
A najgorsze jest to, iż choroba nie wybiera dogodnego momentu. Najbardziej boję się tych przypadków, gdy dziecko rozkłada się dokładnie na święta. Gdy zamiast rodzinnego stołu jest termometr, syrop, gorączka i kolejka w poczekalni na świątecznej pomocy. I wtedy już nikt nie myśli o tym, iż "to był tylko lekki kaszel tydzień wcześniej".
Nie oczekuję cudów. Wiem, iż rodzice są zmęczeni, zapracowani, często pod ścianą i czasami zaprowadzenie do przedszkola to jedyna opcja. Ale naprawdę – odrobina empatii i myślenia dalej niż czubek własnego nosa mogłaby wiele zmienić. Gdyby chore dzieci były izolowane, gdybyśmy choć w grudniu trochę bardziej dbali o siebie nawzajem, wielu z nas nie musiałoby przeżywać świątecznego maratonu z dodatkowym ciężarem w postaci chorego dziecka.
A jeżeli ktoś ma to wszystko gdzieś i uważa, iż problem go nie dotyczy, to cóż – mam cichą nadzieję, iż karma wróci. Może w najmniej oczekiwanym momencie. Bo odpowiedzialność naprawdę działa w dwie strony. A grudzień i tak jest wystarczająco trudny, bez dokładania sobie nawzajem kolejnych problemów.





![Fani Kevina mylą się w tym jednym pytaniu. Pamiętasz, ile miał rodzeństwa? [QUIZ]](https://m.mamadu.pl/c8568a55fdf32f0274f3b50bf5fb00b3,1920,1080,0,0.webp)







