Kenia oczami polskiej wolontariuszki

bialyorzel24.com 8 miesięcy temu

9 marca w Szkole Języka Polskiego im. św. Jana Pawła II w Bostonie odbyło się spotkanie z Karoliną Kotowską, która pochodzi z Warszawy, a w tej chwili pracuje jako nauczycielka w wyżej wymienionej szkole oraz katechetka w parafii Matki Bożej Częstochowskiej w Bostonie. Tematem spotkania była jej praca na misji w Domu Dziecka w Afryce. Prezentacji mieli okazję wysłuchać uczniowie kl. I-VIII, nauczyciele, asystenci, dyrekcja i administracja szkoły.

Karolina Kotowska (pierwsza od prawej) spędziła 10 miesięcy jako wolontariuszka w Domu Dziecka Św. Antoniego w Limuru w Kenii. Fot. Archiwum K. Kotowskiej

Afrykańska przygoda

Karolina Kotowska była w Kenii na wolontariacie misyjnym wraz ze swoją koleżanką Marią Ostrowską. Karolina ukończyła studia licencjackie na kierunku pedagogika chrześcijańska ze specjalizacją edukacja przedszkolna i wczesnoszkolna na Papieskim Instytucie Teologicznym Collegium Bobolanum oraz studia magisterskie na kierunku pedagogika szkolna ze wspomaganiem rozwoju dziecka na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego, a ponadto studia podyplomowe na kierunku zarządzanie i organizacja oświatą w Wyższej Szkole Kształcenia Zawodowego. Jej chęć odwiedzenia dzieci w Afryce zrodziła się już na pierwszym roku studiów, kiedy to jej koleżanka tam pojechała na dwa miesiące i po powrocie opowiadała jej o swoich przeżyciach, odczuciach oraz potrzebach, jakie mają tamtejsze dzieci. Po otrzymaniu dyplomu Karolina Kotowska poleciała do Afryki realizować swoje pragnienie pomocy w Domu Dziecka Świętego Antoniego w Limuru, który jest prowadzony przez siostry benedyktynki misjonarki.

Karolina Kotowska spędziła w Kenii 10 miesięcy. Podczas spotkania w polskiej szkole opowiedziała o codzienności w afrykańskim domu dziecka, którą miała okazję poznać. – Zazwyczaj wstaje się bardzo wcześnie, potem jest poranna msza, modlitwa, śniadanie i wykonywane są różne obowiązki, takie jak zmiana pościeli, pranie, mycie podłóg, zabawa z dziećmi, czasami znajdzie się coś jeszcze do zrobienia. Po południu ze szkoły wraca pierwsza grupa młodszych dziewczynek w wieku od 3.5 do 9 lat, które przebierają się z mundurków, piorą je, piją „uji”, czyli kaszę mannę. A my – wolontariuszki – w tym czasie zdejmowałyśmy i sortowałyśmy pranie, przygotowywałyśmy kąpiel, ścieliłyśmy łóżka. O godzinie 17:40 odmawialiśmy wspólnie różaniec, ale te dziewczynki, które do tej pory nie skończyły pracy domowej, nie musiały na niego przychodzić. Po różańcu była kolacja, a po niej dzieci powinny iść spać, ale czasem do późnych godzin wieczornych siedzą w sali lekcyjnej, robiąc pracę domową – opowiadała.

Codzienność w Kenii

W dalszej części prelekcji pani Karolina opowiedziała, jak wygląda edukacja w Kenii. Są tam szkoły zarówno publiczne, jak i prywatne, ale oba rodzaje placówek są płatne. W szkole publicznej klasa liczy przeważnie ok. 200 uczniów, a w szkole prywatnej do 20 uczniów. Uczniowie zaczynają lekcje bardzo wcześnie bo już o 7.00, a do domu wracają dopiero po 15.00 – młodsze dzieci, po 17.00 – starsze. – W sierocińcu weekendy również nie wyglądają jak u dzieci w Polsce czy w Ameryce. Każda z dziewczynek ma dyżur, który musi wykonać. Należy do niego sprzątanie, przygotowanie posiłków, wypranie wszystkich ubrań z tygodnia itp. – tłumaczyła była wolontariuszka. Następnie podzieliła się tym, jak starała się urozmaicać podopiecznym dzień. – Uczestnicząc w ich codzienności, starałam się ją trochę modyfikować. Co weekend albo chodziłyśmy na spacery, albo grałyśmy w różne gry, prawie codziennie bawiłyśmy się z najmłodszymi w rodzinę. Dziewczynki bardzo lubiły udawać, iż są mamami, brały chusty, przewiązywały nimi miśki, które umieszczały na plecach i tak spacerowały ze swoimi „dziećmi’’ po sali zabaw – wspominała. – o ile ktoś zadałby mi pytanie, czego według mnie im brakuje, to odpowiedź jest jedna – miłości! Dlatego właśnie jej starałam się dać im najwięcej. I to działało – widziałam, iż na początku niektóre z dziewczynek miały problem, żeby się przytulić na powitanie czy pożegnanie, a po kilku tygodniach, gdy mnie widziały, pierwsze, co robiły, to z całych sił biegły w moim kierunku i rzucały się w ramiona – opowiadała Karolina Kotowska. – Cudownie było obserwować zmiany, jakie w nich zachodziły, jak z zawstydzonych, zamkniętych, zmieniały się w radosne, otwarte dzieci, pełne emocji, ekspresji, życia. Starałam się każdego dnia okazywać im miłość i bliskość oraz dawać nadzieję na lepsze jutro. Może idąc w świat dziewczynki podzielą się swoją miłością i dobrem z innymi ludźmi, których spotkają na swojej drodze życia – podsumowała.

Każdy może pomóc

Uczniowie i pracownicy szkoły na końcu prezentacji mogli zadawać pytania, na które pani Karolina chętnie i cierpliwie odpowiadała. Dzieci były szczerze zainteresowane życiem, jakie prowadzą ich rówieśnicy w Kenii i trochę przerażone ilością obowiązków, jakie tam mają.

Na koniec pani Karolina powiedziała, iż ten wyjazd odmienił jej życie bo zaczęła patrzeć na wiele rzeczy przez pryzmat biedy, którą tam widziała na co dzień, ale i tego, jak ludzie potrafią cieszyć się z tego co mają – a mają niewiele. – Na pewno będę chciała tam kiedyś wrócić – zadeklarowała na koniec spotkania Kotowska, podkreślając, iż każdy może nieść pomoc dla dzieci na misjach na przykład poprzez adopcję na odległość, wpłacając pieniądze na sierociniec oraz poprzez podarowanie ubrań, zabawek, leków itd., kiedy jedzie pielgrzymka i może zabrać dary oraz przekazać je bezpośrednio. – Dzięki takiej pomocy dzieci będą miały szansę na lepsze życie, odpoczynek i zabawę w bezpiecznym miejscu. Sierociniec to dla wielu z nich jedyny dom, jaki znają i jaki mają – zakończyła.

Sylwia Wadach-Kloczkowska
Fot. Archiwum K. Kotowskiej, Sylwia Wadach-Kloczkowska

Idź do oryginalnego materiału