Z moją mamą mam dość skomplikowane relacje. Odkąd zaczęłam samodzielne życie, mama dzwoni tylko wtedy, kiedy potrzebuje pieniędzy albo pomocy. W innych momentach, jakby mnie w ogóle nie było. Wynajmuję pokój i sama nie wiem, czy kiedykolwiek będzie mnie stać na własne mieszkanie. Staram się odkładać, ale przy obecnych cenach nieruchomości to prawdziwy kosmos.
Nie chciałam wychodzić za mąż tylko po to, by móc zrzucić część swoich problemów na mężczyznę. Czekałam na miłość. Tymczasem moja siostra – oczko w głowie mamy – dwa razy była już zamężna. Z każdego małżeństwa wyniosła coś dla siebie: mieszkanie, trójkę dzieci i niezłe alimenty. Teraz znowu aktywnie szuka „odpowiedniego” partnera – wciąż ma nadzieję znaleźć dobrego męża i jednocześnie ojca dla dzieci.
Mama tak bardzo martwi się o życie uczuciowe Wiktorii, iż pozwala jej szukać szczęścia, a sama w tym czasie siedzi z wnukami. Pewnego dnia mama nagle zadzwoniła do mnie z prośbą, abym przyjechała, odebrała dzieci i klucze do mieszkania siostry, a potem zabrała je do jej domu, żeby tam poczekać na Wiktorię.
Szczerze mówiąc, rzadko widuję siostrzeńców – według Wiktorii nie nadaję się na „towarzystwo” dla dzieci jej bogatych partnerów. Jeszcze bym im wmówiła, iż szczęście to nie tylko pieniądze… Mimo wszystko zgodziłam się na prośbę mamy. Chociażby po to, by nacieszyć się chwilą z dziećmi – na własne pewnie jeszcze długo nie mogę liczyć.
Spędziliśmy czas na spacerze, zjedliśmy lody i watę cukrową, a potem poszliśmy do pięknego mieszkania Wiktorii. Gdy weszłam do środka, aż przysiadłam z wrażenia. Moja siostra naprawdę żyje na wysokim poziomie – przez chwilę poczułam choćby delikatne ukłucie zazdrości. Kuchnia jak z katalogu, łazienka niczym z luksusowego hotelu…
Szybko przygotowałam prostą kolację. Dzieci zjadły, a w trakcie wieczoru najstarsza siostrzenica odebrała telefon od mamy. Wiktoria poinformowała, iż zaraz wróci, ale nie sama. Uprzedziła też, żebyśmy jej przyjacielowi powiedziały, iż jestem jej „biedną siostrą”, którą porzucił mąż, zostawiając z trójką dzieci. Dla świętego spokoju przećwiczyliśmy z dziećmi tę „wersję wydarzeń”.
Kiedy Wiktoria przyszła z mężczyzną, zrobiło mi się nieswojo. On od razu bardzo mi się spodobał. Był przystojny, dobrze wychowany, a kiedy zapytał swoim głębokim głosem:
– To pani gotowała? Przepyszne…
Aż przeszły mnie ciarki. Nie wiem dlaczego, ale wyrzuciłam z siebie:
– To nie moje dzieci. To dzieci Wiktorii, mojej siostry.
Wstałam od stołu i wyszłam z mieszkania.
Następnego dnia ten mężczyzna mnie odnalazł. Ale ja tak nie potrafię. Boję się, iż uzna, iż interesuję się nim tylko ze względu na pieniądze. Poza tym Wiktoria bardzo się na mnie obraziła. Wszystko opowiedziała mamie, a teraz obie się do mnie nie odzywają.
On jednak przez cały czas przychodzi codziennie… w nadziei, iż zmienię zdanie.