Nauczyciel często staje przed niewdzięcznym dylematem, czy przepuścić delikwenta mimo istotnych braków, czy też skazać go na dolegliwość repety. Tylko iż to zaledwie jedna strona medalu! Obecny (?) poziom nauczania w Polsce uważam za żenujący. Np. problem podręczników jest rozwiązany w sposób skandaliczny.
Wikipedia czy - szerzej - internet nie stanowią żadnego zweryfikowanego źródła wiedzy. Jednak opracowanie zestawu podręczników szkolnych na kilkanaście kolejnych lat nauki i nagranie tego na jednej płytce przekracza poziom umysłowy tych wszystkich naszych ministerialnych debili, chociaż nie stanowi żadnej istotnej trudności technicznej...
Parę lat temu uczestniczyłem w dyskusjach na forum z dziedziny fizyki. Pamiętam, jak wykładowcy akademiccy wyrzekali, iż ludzie trafiający np. na Politechnikę Warszawską nie mają podstaw z matematyki, i nie wiadomo, co teraz z nimi robić. Trzeba ich uczyć proporcji, ułamków, wykresów... Zgroza!
Pewien z tych profesorków zaczął się indyczyć, jakie to kiepskie są te wszystkie podręczniki z akademickimi włącznie. Zaproponowałem mu publicznie, żeby nie biedził się nad własnym uczelnianym skryptem, tylko żeby skrzyknęli się z kumplami i opracowali kanon, listę tych adekwatnych lektur - i opublikowali to w sieci. Jaśnie oświeconym nie powinno to zająć więcej czasu niż jeden dzień. choćby mi mądrala nie odpowiedział.
I o czym tu rozmawiać?
Ten cały burdel w edukacji jest chyba robiony celowo. Ale czego tu chcieć, skoro wybitne autorytety plotą niesłychane bzdury?! Taki Stephen Hawking, uważany w astrofizyce za następcę Einsteina, wymyślił, iż ludzie do 2600 roku zamienią naszą Ziemię w ognistą kulę, więc musimy szukać sobie innej planety, nadającej się do zamieszkania. Nie powinniśmy dbać o tę, którą mamy, tylko lecieć lata świetlne gdzieś w Kosmos! Biedny schorowany głupiec...












